Lisy zamieszkały na plaży w Śródmieściu Gdyni. Mieszkańcy się boją, eksperci uspokajają, a Straż Miejska o problemie wie, ale interweniować zamierza dopiero za kilka miesięcy. A i to nie jest pewne. O tym, że lisy wałęsają się na plaży w śródmieściu Gdyni poinformował nas słuchacz. Widział je w pobliżu placu zabaw, na którym bawiły się jego dzieci. Obawiając się o bezpieczeństwo maluchów zadzwonił do Straży Miejskiej z prośbą o interwencję.
– Tam powiedziano mi, że o lisach wiedzą, ale nie mogą interweniować, bo zwierzęta mają młode. Wciąż trudno mi w to uwierzyć. Dlaczego nie wywieszono choćby ostrzegawczej tabliczki na placu zabaw? Rodzice powinni wiedzieć, że w pobliżu żyją dzikie zwierzęta. A co jeśli jakiś maluch zobaczy małego lisa i będzie chciał go pogłaskać, a w jego obronie stanie matka? Nieszczęście na wyciągnięcie ręki, przekonuje nasz zbulwersowany słuchacz.
W Straży Miejskiej w Gdyni potwierdzają, że wiedzą o problemie. Jak wyjaśnia komendant Dariusz Wiśniewski, lisy zadomowiły się pod jedną z restauracji na plaży w Gdyni. – To matka z kilkoma młodymi. Nie chcemy na razie ich usuwać, ponieważ dorosły osobnik mógłby odejść, a młode mogłyby zostać na miejscu i mielibyśmy kolejny kłopot. Jesteśmy przekonani, że za kilka miesięcy, gdy szczeniaki podrosną, to niewielkie stado samo się stamtąd wyniesie, przekonuje Wiśniewski. Zapowiada jednocześnie, że jeśli tak się nie stanie, Straż Miejska wynajmie specjalistyczną firmę, która usunie zwierzęta z plaży.
Tymczasem obawy naszego słuchacza studzi dyrektor gdańskiego ZOO Michał Targowski. Jak tłumaczy, lis nie zaatakuje człowieka, bo się go boi. – W ciągu dnia lis unika kontaktu z innymi żywymi istotami, a z człowiekiem przede wszystkim. Lis staje się aktywny w nocy, wtedy rozpoczyna się pora jego polowania. Mimo to nie radziłbym podchodzić do lisa, o próbach głaskania nie wspominając, bo może przenosić on groźne choroby, jak choćby świerzbowca, grzybicę czy nawet wściekliznę, mówi Targowski.