Dziś debiutowały rękawy pasażerskie na lotnisku im. Lecha Wałęsy w Gdańsku. Jako pierwsi skorzystali z nich pasażerowie samolotu linii SAS z Oslo do Gdańska. – Po chwili kalibracji rękaw doczepił się samolotu, a wszyscy bezpiecznie opuścili pokład, powiedział operator maszyny. – Trzeba przyznać, że praca osoby operującej rękawem jest niemal zegarmistrzowską robotą. Pamiętajmy, że chodzi o to, żeby nie uszkodzić samolotu i rękawa. Tutaj liczą się dosłownie centymetry, zaznaczył prezes gdańskiego portu Tomasz Kloskowski.
Rękawy nie mogłyby działać bez tak zwanego systemu dokowania, który widać w formie tablicy na ścianie terminalu. W trakcie dzisiejszej inauguracji operator wszystko robił ręcznie, ale system już zapamiętał wymiary konkretnego samolotu i przy jego następnym lądowaniu będzie o wiele łatwiej. – Jestem przekonany, że już za dwa miesiące wszyscy będą traktowali rękawy jako standard na naszym lotnisku. Dziś widać, że na przykład Skandynawów nie dziwi to, że przez nie przechodzą, bo przecież mają to na co dzień. U nas od dzisiaj to też jest codzienność, dodał Kloskowski.
W tej chwili na gdańskim lotnisku działają trzy rękawy pasażerskie, ale po rozbudowie terminala pojawią się kolejne dwa. Ich główną zaletą jest to, że z lotniska do samolotu przechodzi się „suchą nogą”. Maszyny będą obsługiwały loty droższych linii typu SAS, Lufthansa czy LOT. Raczej nie będą z nich korzystać pasażerowie tańszych przewoźników Ryanair czy Wizzair.