To był gorący poranek 14 sierpnia 1980 roku. W Stoczni Gdańskiej im. Lenina wybuchł strajk. Na czele protestujących stanął Lech Wałęsa, który przeskakując przez płot dostał się na teren zakładu. Strajkujący żądali m.in. przywrócenia do pracy zwolnionej tydzień wcześniej suwnicowej Anny Walentynowicz, postawienia pomnika ofiar Grudnia 70′ i podwyżki płac. Dziś Radio Gdańsk przypomina wydarzenia, które zmieniły Polskę i Europę. Naszym przewodnikiem po wydarzeniach tamtych dni jest spawacz Brunon Baranowski.
Godz. 6:00 Protest rozpoczyna trzech młodych stoczniowców: Jerzy Borowczak, Bogdan Felski i Ludwik Prądzyński. – Jako pierwsze stanęły wydziały K1 i K3. Wydział K2 przyłączył się jako ostatni. Nie wiedzieliśmy, że na innych wydziałach robotnicy strajkują. Do nas ta informacja dotarła po godz. 8:00 – opowiada naszej reporterce spawacz Brunon Baranowski. Zdradza, że strajk miał się odbyć w innym dniu, trochę później. Szczegóły protestu ustalano na stoczniowej stołówce.
Bezpośrednim powodem sierpniowych strajków było żądanie przywrócenia do pracy Anny Walentynowicz. Komitet strajkowy chciał również przywrócenia do pracy Lecha Wałęsy, wzniesienia pomnika Ofiar Grudnia ’70, gwarancji nierepresjonowania strajkujących oraz podwyżek płac.
Godz. 10:00 Stocznia gdańska od rana stoi. Robotnicy przemawiają do strajkujących i czekają na Lecha Wałęsę. Ten pojawić się ma w stoczni za kilka minut. Wałęsa przedostaje się przez płot do stoczni i podchodzi do dyrektora zakładu Klemensa Gniecha. – Poznaje mnie pan? Pan mnie zwolnił z pracy – mówi przywódca strajku.
Godz. 12:00 Pierwsze rozmowy robotników z dyrekcją stoczni nie przynoszą rezultatu. Propozycje podwyżki o 1500 złotych kwitowane są gwizdami. Robotnicy odczytują petycje i roznoszą ulotki.
Dyrektor Klemens Gniech wysyła samochód po Annę Walentynowicz, bo robotnicy żądają przywrócenia suwnicowej do pracy. Rozmowy z dyrekcją są transmitowane przez stoczniowy radiowęzeł. – Anna Walentynowicz punktualnie o 12.25 wysiada z białego dużego fiata wysłanego po nią przez dyrektora. Dostała od stoczniowców bukiet kwiatów – opowiada Brunon Baranowski. – Pani Ania przemawiała kilka minut. Tłumaczyła dlaczego została zwolniona dyscyplinarnie i że była to decyzja bezprawna.
Przed historyczną bramą stoczni zaczynają gromadzić się mieszkańcy Gdańska. – Wychodzić ze stoczni mogą tylko kobiety. Mężczyźni są zatrzymywani przez strajkujących – opowiada spawacz z wydziału K2. – Miałem małe dziecko i żonę w ciąży. Nie wiedziałem czy zostać. Rodzina się niepokoiła. To były bardzo trudne wybory – przyznaje Brunon Baranowski.
Godz. 18:00 Przy każdej stoczniowej bramie w Gdańsku stoją specjalne grupy pilnujące porządku. Pierwszy dzień strajku nie przyniósł przełomu. Robotnicy szukają miejsca do spania w halach i na swoich wydziałach. Układają styropianowe płyty. – Pierwsza noc w zakładzie budziła pewne obawy i lęk. Obawialiśmy się prowokatorów, czyli ludzi, którzy będą buntować robotników i spowodują zamieszanie na wydziałach. Mogło dojść do niebezpiecznych sytuacji – opowiada spawacz.
Kobiety, które zostały w stoczni robią kanapki na kolację. Chleb i żywność przyniosły rodziny robotników.