Policjanci wtargnęli do jednego z domów, bo ich zdaniem miał ukrywać się w nim groźny przestępca. Okazało się jednak, że poza 17-letnią dziewczyną i jej psem, nikogo w środku nie zastali. Właścicielka mieszkania twierdzi, że akcja była pomyłką, policjanci zaprzeczają. Rodzina dziewczyny jest w szoku. Zamaskowani policjanci działali bardzo szybko. Wyłamali drzwi wejściowe i drugie do kotłowni budynku. Padły strzały z broni, które uszkodziły jedno z okien. W domu przebywała 17-letnia córka właścicielki i jej pies. Antyterroryści kazali jej położyć się na ziemi i uspokoić czworonoga, bo w przeciwnym razie zagrozili, że go zastrzelą. Przeszukali całe mieszkanie. Gdy groźnego bandyty w nim nie znaleźli, spokojnie odjechali. Kobieta ma pretensje do policji, że wtargnęli do jej domu, bez wcześniejszego rozpoznania sytuacji. Wyceniła straty na 9 tysięcy złotych – będzie domagać się odszkodowania.
Jak nieoficjalnie ustalił reporter Radia Gdańsk, rzekomy przestępca zgłosił się do jednego z komisariatów w Gdańsku. Tam dowiedział się, że nie jest poszukiwany i został zwolniony do domu.