Joanna Karczewska, 26- letnia mieszkanka Sopotu zakwalifikowała się do grupy potencjalnych kandydatów do kolonizacji czerwonej planety. Już teraz pokonała 200 tysięcy osób z całego świata i dostała się do drugiego etapu. Akcję organizuję prywatna holenderska firma, która zapowiada, że w połowie przyszłej dekady zacznie na Marsie budować zaczątki pierwszej kolonii. Do pracy na planecie będą potrzebni ochotnicy. Ludzie, którzy zostaną ostatecznie zakwalifikowani, mogą już nigdy nie wrócić na Ziemię, bo na Marsa otrzymają bilet tylko w jedną stronę.
Obok Joanny do marsjańskiego projektu kandyduje jeszcze dwóch Polaków: Mikołaj Zieliński oraz Maciej Józefowicz. Nasz reporter spotkał się z jedyną Polką, która zakwalifikowała się do drugiego etapu tego przedsięwzięcia. Joanna Karczewska zdradza, co było powodem, dla którego wysłała swoje zgłoszenie i jak jej decyzję przyjęli rodzicie i znajomi.
Piotr Mirowicz: Pani się wybiera na Marsa?
Joanna Karczewska: Tak wychodzi.
PM: Dlaczego akurat Mars?
JK: Ponieważ zawsze ciągnęło mnie do miejsc nieodkrytych, miejsc, w których jeszcze nikogo nie było. Mars jest najdalszym miejsce, do którego jesteśmy w stanie zawędrować.
PM: Zacznijmy od początku tej przygody. Wzięła pani udział w projekcie Mars One. Na czym to polega?
JK: To jest holenderski projekt crowdfundingowy, którego założeniem jest to, że chcemy postawić człowieka na Marsie. W ramach tego projektu, trzeba znaleźć ludzi, którzy tam fizycznie polecą.
PM: I pani się tam wybiera?
JK: Takie jest założenie.
PM: Poza panią na Marsa chce lecieć również dwójka innych Polaków.
JK: Tak, Mikołaj Zieliński oraz Maciej Józefowicz.
PM: Miała pani okazję się z nimi spotkać?
JK: Nie, jeszcze nie.
PM: To konkurencja?
JK: Ja na to tak nie patrzę. Celem projektu jest postawienie człowieka na Marsie, niekoniecznie mnie na Marsie. Jeżeli ktoś tam poleci, i fizycznie postawi nogę na tej planecie, będę uważała projekt za udany.
PM: Zakładamy, że osobą, która postawi nogę na Marsie będzie mieszkanką Trójmiasta. Na jakim etapie jest projekt?
JK: W tej chwili skończył się drugi etap, czyli ogłoszenie setki kandydatów i czekamy na informacje dotyczące trzeciego etapu.
PM: Kto będzie decydował o trzecim etapie? Internauci czy specjalne jury?
JK: Wiem, że będą się liczyły głosy komisji, ale organizatorzy zamierzają także dać głos internautom, bo założeniem projektu jest, że jest to akcja ogólnoświatowa. Cała ta akcja nie należy do jednej organizacji, każdy może wesprzeć i każdy może przyłożyć swoją łapkę do tego, żebyśmy mogli polecieć w kosmos.
PM: Co pani musiała zrobić, żeby się do tego kosmosu zbliżyć?
JK: Poza zgłoszeniem się i zapewnieniem informacji o stanie zdrowia, musiałam przejść internetową rozmowę z dr Norbertem Kraft’em z projektu Mars One.
PM: O czym rozmawialiście?
JK: Musiałam odpowiedzieć między innymi na szereg pytań, a także wykazać się wiedzą na temat Marsa. To jakie jest tam ciążenie. Z czego składa się atmosfera, skąd wziąć te elementy, które są potrzebne do przetrwania człowieka.
PM: Po co ta misja?
JK: Można rozważać to w dwóch kategoriach. Z jednej strony możemy dowiedzieć się więcej o Marsie i przeprowadzić badania, których nie da się przeprowadzić w sposób zdalny, mają tam naukowców, którzy będą je przeprowadzały. Z drugiej strony, będziemy musieli zbudować habitat, który będzie zamkniętym ekosystemem, w którym będzie można utrzymać życie. Oznacza to, że wiele dowiemy się m.in. na temat recyklingu i utrzymywania się z małych zasobów, które będziemy tam posiadać.
PM: Na Marsie ma stanąć 26-latka z Trójmiasta. Ciężko jest mi to sobie wyobrazić.
JK: Ja i docelowo jeszcze 19 osób. Cały habitat ma mieć 20 osób.
PM: Habitat to taki kompleks, w którym będziecie wspólnie żyli i mieszkali?
JK: Tak, to taka baza. Na Marsie nawet ciśnienie jest zbyt małe, żeby chodzić bez kombinezonów, więc jeżeli chcemy tam normalnie mieszkać i przebywać, potrzebna jest nam specjalna baza.
PM: Dlaczego pani chce wyruszyć na podbój czerwonej planety?
JK: Przede wszystkim ważne jest to, żeby osoby które tam polecą faktycznie chciały tam polecieć i zostać tam na zawsze.
PM: Na zawsze?
JK: To jest na zawsze. To jest wycieczka w jedną stronę. Przynajmniej w tym założeniu, w jakim jest planowana ta misja. Nie da się wykluczyć, że może kiedyś będziemy mieli taką technologię, która pozwoli w relatywnie niskim nakładem kosztów uruchomić transport w drugą stronę, czyli z Marsa na Ziemię.
PM: Skoro to bilet w jedną stronę, to co na to pani rodzina?
JK: Rodzina jest w szoku. Cieszą się, ale mają nadzieję, że jeszcze się rozmyślę. Każdemu szczęście przynosi coś innego. Ciężko zabronić komuś czegoś ,co go uszczęśliwia. Nie możemy zmusić kogoś, żeby był szczęśliwi w nasz sposób.
PM: A przyjaciele?
JK: Przyjaciele są głównie zdziwieni ale mnie wspierają.
PM: Pani się zawsze interesowała tym, co jest nad nami, tym co jeszcze nie zostało zbadane?
JK: Interesuję się wieloma rzeczami. To też mnie trochę ciągnie. W momencie, kiedy uczymy się podróżować poza naszą planetę przestajemy być elementem rzucanym bezwolnie po wszechświecie i stajemy się świadomymi podróżnikami, którzy trzymają los w swoich rękach.
PM: Zawsze miała pani takie szalone pomysły?
JK: Zależy co rozumiemy przez szalone…
PM: Niecodzienne, niezwykłe.
JK: Bywa.
PM: Co dalej? Kiedy ten lot ma się odbyć? Kiedy zostaniecie poinformowani o kolejnym etapie?
JK: Misja zakłada, że pierwsze cztery osoby wyruszą w 2025 roku. A później co dwa lata wyruszają kolejne cztery osoby.
PM: Czym się pani zajmuje na co dzień?
JK: Zajmuję się grafiką.
PM: Myślałem może, że fizyką kwantową albo astronomią…
JK: Tylko hobbystycznie.