Nowy żłobek powstanie w Gdyni. Na jego potrzeby zaaranżowana zostanie część pomieszczeń Zespołu Szkół nr 11 przy ulicy Porębskiego na Pogórzu. Znajdzie się tu miejsce dla 50 dzieci. Choć nowy żłobek powstanie w szkole, to jak zapewnia wiceprezydent Gdyni Bartosz Bartoszewicz, dzieci tego w żaden sposób nie odczują. – Skrzydło będzie całkowicie oddzielone od głównej części budynku. Dzieci starsze i młodsze nie będą miały ze sobą żadnej styczności, powstanie osobne wejście, zlikwidowany zostanie dzwonek, pomieszczenia będą wyciszone, wylicza Bartoszewicz.
W planach jest także wykonanie ogrodzonego placu zabaw wyposażonego w zabawki dostosowane do wieku dzieci. Przebudowana część obiektu będzie dostosowana dla potrzeb osób niepełnosprawnych. Miasto dostało na inwestycję ponad 1,5 mln zł z Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej. Prawie 400 tys. zł Gdynia dołoży z własnego budżetu.
Nowy żłobek będzie formalnie częścią miejskiego żłobka „Niezapominajka”. Jak tłumaczy Bartoszewicz, zdecydowano się na stworzenie kolejnej filii „Niezapominajki” ze względu na oszczędności, aby nie mnożyć kosztów administracyjnych.
Choć 50 nowych miejsc cieszy, to nie rozwiązuje problemu ćwierćmilionowej Gdyni z brakiem miejsc dla najmłodszych dzieci. W publicznych placówkach jest ich obecnie jedynie 205. Tymczasem na listach rezerwowych znajduje się aż 331 maluchów.
– 74 dzieci mieszka w dzielnicach północnych miasta – Obłużu, Oksywiu, Pogórzu, Obłużu Dolnym, Babich Dołach. Dzięki nowemu żłobkowi uda się rozwiązać w znacznej mierze problem w tej części Gdyni. Nie ulega jednak wątpliwości, że nadal będziemy pracować w ramach programu „Gdynia Rodzinna”, mówi Bartoszewicz.
Jak przyznaje pełnomocnik prezydenta Gdyni do spraw rodziny Beata Szadziul, pojawił się pomysł, aby dziurę załatać dofinansowywaniem przez miasto pobytu dzieci w prywatnych żłobkach. – Wiem, że urzędnicy badają taką możliwość, choć jej mankamentem jest to, że w przypadku jakichkolwiek nieprawidłowości w prywatnej placówce, nie możemy reagować. Jeśli do takich nieprawidłowości doszłoby w publicznej placówce, moglibyśmy reagować natychmiast. Tymczasem w przypadku prywatnej, choć w pewnym sensie dofinansowując ją wzięlibyśmy za nią odpowiedzialność, wpływu na nią nie mamy, mówi Szadziul.