„Gdyby jechało Pendolino byłyby ofiary”. Jest śledztwo ws. incydentu na przejeździe w Oruni

Prokuratura zajęła się incydentem na przejeździe kolejowym w Gdańsku Oruni. Kierowca jednego z aut cudem uniknął zderzenia z pociągiem. Wjechał na przejazd, ponieważ szlabany były otwarte. Tymczasem z przystanku ruszyła już kolejka SKM. Prokuratura sprawdzi, czy zawiniła dróżniczka czy sprzęt. Kobieta została już przesłuchana w charakterze świadka. Na razie śledztwo prowadzone jest w sprawie, a nie przeciwko konkretnej osobie.

– Śledztwo prowadzone jest o czyn z artykułu 174 paragraf 1. Kodeksu Karnego, to jest o czyn polegający na sprowadzeniu bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy w ruchu lądowym. Wykonaliśmy już pierwsze czynności. W szczególności przesłuchano świadków, dokonano oględzin miejsca, a także zabezpieczono zapis monitoringu. Planujemy jeszcze przesłuchanie kolejnych świadków, powiedziała szefowa prokuratury Gdańsk-Śródmieście – Grażyna Starosielec.

Dróżniczka w chwili incydentu była trzeźwa. Jeśli okaże się, że to ona zawiniła, grozić jej będzie do 8 lat więzienia.

*** AKTUALIZACJA 14.05.2015 ***

Tylko w ostatnim czasie na przejeździe kolejowym przy ulicy Smętnej doszło do kilku niebezpiecznych sytuacji. W sobotę za podniesione szlabany wjechało kilka samochodów. Cudem nie doszło do zderzenia z pociągiem.

Gdy kierowcy wjechali za podniesione rogatki, na stacji Orunia pojawił się pociąg. Do tragedii nie doszło tylko dlatego, że kierujący w ostatnim momencie zdołali opuścić przejazd. – Staliśmy i czekaliśmy, aż podniesie się szlaban. Zazwyczaj trwa to kilka minut. Wreszcie podniósł się i auta po kolei zaczęły wjeżdżać, po trzy z jednej strony. Kiedy byliśmy na torowisku, nagle zobaczyliśmy pociąg wyjeżdżający zza ekranów akustycznych. Wszyscy na szczęście szybko opuścili przejazd i nikomu nic się nie stało. Tym bardziej, że to był pociąg SKM. Gdyby nadjeżdżało Pendolino, to prawdopodobnie byłyby ofiary. Najadłam się strachu i nie chcę, żeby ktokolwiek poczuł się tak, jak ja w tym momencie, powiedziała reporterowi Radia Gdańsk pani Krystyna, która była świadkiem zdarzenia.

Źle działające szlabany do tylko kolejny z serii problemów, z którymi muszą uporać się mieszkańcy Oruni. Skarżą się oni na to, że żeby przejsć z jednej części dzielnicy do drugiej, tracą czasem nawet po kilkanaście minut. Z kolei niecierpliwe osoby ryzykują i przechodzą w trakcie, gdy szlabany są opuszczone.

– Na przykład dzieci spieszące się do szkoły. Nie możemy ich przecież cały czas pilnować. A kiedy już dziecko wejdzie na tory, to co mamy zrobić? Kazać się zatrzymać? A gdyby wtedy jechał pociąg? Potrzeba nam kompleksowego rozwiązania, czyli bezkolizyjnego przejazdu. Żadne półśrodki, jakie proponuje miasto tutaj nie zadziałają. Niestety czujemy się przez władze ignorowani, powiedziała Agnieszka Bartków, przewodnicząca zarządu dzielnicy Gdańsk Orunia.

W długi weekend doszło do jeszcze jednej niebezpiecznej sytuacji – przechodzący pod opuszczonymi szlabanami mężczyzna został ranny w rękę po tym, jak niemal potrącił go pociąg.

Sprawą zajmuje się już policja. – Sprawdzamy, jak mogło dojść do tego zdarzenia. Oczywiście w takich sytuacjach w pierwszej kolejności musieliśmy poznać relację dróżnika. Przepytaliśmy więc zarówno osobę, która pracowała w momencie zdarzenia, jak i osobę, która miała ją zmieniać, która znajdowała się w budce w momencie gdy pociąg wjeżdżał na tory. Sprawdziliśmy też trzeźwość – dróżniczka była trzeźwa, powiedziała Aleksandra Siewert z gdańskiej komendy.

Policjantka dodaje, że kierowcy na wszystkich tego typu przejazdach powinni mieć ograniczone zaufanie do dróżnika. – Przede wszystkim należy pamiętać o jednej rzeczy: pomimo tego, że przejazd jest monitorowany przez dróżnika i są rogatki, to obowiązkiem każdego kierującego jest upewnienie się, czy do przejazdu nie zbliża się pociąg, zaznaczyła Aleksandra Siewert.

Tymczasem jak powiedział Radiu Gdańsk Leszek Lewiński z Polskich Linii Kolejowych, w maju na przejeździe stanie urządzenie, które będzie dodatkowo informować dróżnika o tym, że zbliża się do niego pociąg. Docelowo kolejarze chcą, żeby szlabany były na Oruni podnoszone nie przez dróżnika, tylko automatycznie. – Dróżniczka, która była na służbie w momencie zdarzenia została już odsunięta od pracy. Prowadzone jest wewnętrzne postępowanie. Mówimy tutaj o błędzie ludzkim, zaznaczył Leszek Lewiński.

mbak/mmt

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj