Nie będzie podwyżki dla pracowników terminala kontenerowego DCT. Żądania pracowników zakładowej Solidarności zarząd firmy określił jako populistyczne i nierealne. Prezes zarządu Maciej Kwiatkowski uważa, że zarobki nie są niskie, to średnio 4100 netto. Pracownicy się z tym nie zgadzają i we wtorek zorganizowali pikietę przed firmą. Pracownicy DCT domagają się podwyżek, umów o pracę na czas nieokreślony i wypłaty zaległych wynagrodzeń. – Pracujemy po 12 godzin, mamy tylko dwie godzinne przerwy. Obsługujemy suwnice, a to ciężka praca. Pracujemy w weekendy, noce, niedziele i święta. Nie mamy czasu dla rodziny. Szwankuje nam zdrowie – kręgosłup i oczy. Po kilku latach pracy mogę powiedzieć, że mam już chorobę zwyrodnieniową, skarżył się naszej reporterce jeden z operatorów suwnicy.
W ciągu godziny każdy suwnicowy przerzuca prawie 50 kontenerów. Według nich najgorszy jest niestabilny grafik, ponieważ nic nie mogą zaplanować. Poza okresem wakacyjnym dużym problemem jest brak możliwości wyrobienia nadgodzin. – W kwietniu i maju z nadgodzin zarobiłem 400 złotych. Nie pamiętam, kiedy dostałem znaczną podwyżkę tzw. inflacyjną. Ostatnia wynosiła 3 procent, czyli ok 40 złotych, mówił inny pracownik.
– Każda z 300 osób pracujących na dziale operacyjnym nigdy nie wie, czy będzie ściągana do pracy, czy ma mieć wolne. Każdy z nas może dostać wypowiedzenie. Nie zgadzamy się na to, by wmawiać nam, że jest dobrze, tłumaczą pracownicy terminala DCT. W ostatnim czasie z firmy zwolniono trzy osoby z komisji zakładowej Solidarności.
Prezes DCT Maciej Kwiatkowski uważa, że firma nie wykorzystuje swoich pracowników. – Nie możemy jednak zaakceptować formy zgromadzeń i pikiet przed budynkiem na terenie firmy, to nie jest dobre rozwiązanie. To nieprawda, że nie rozmawiamy z pracownikami i zatrudniamy ich na umowach śmieciowych. Zapewniamy godziwe wynagrodzenie i stabilność, tworzymy nowe miejsca pracy. To nic złego, że w naszym imieniu z pracownikami rozmawiają prawnicy. Tak robi się we wszystkich wielkich firmach.
Związkowcy stanowią 1/5 wszystkich pracowników DCT. Jest ich w sumie 150, we wtorek przed budynkiem protestowało 30. Reszta uczestników pikiety to komisje zakładowe z innych zakładów pracy. Jak sami mówią, oczekują szacunku i podjęcia z nimi dialogu. – Nie chcemy rozmawiać z dyrekcją za pośrednictwem kancelarii prawnych, mówił Łukasz Kozłowski przewodniczący zakładowej Solidarności w DCT. – Od 18 czerwca jesteśmy w sporze zbiorowym z zarządem firmy. Kilka dni temu odbyło się spotkanie, na którym dyrekcja się nie pojawiła. Wysłali swoich prawników i kadrową DCT, dodał. Rozmowy zakończyły się protokołem rozbieżności. Teraz to załoga będzie musiała zdecydować czy chce, by w firmie rozpoczął się strajk.
Regionalna Solidarność ogłosiła, że wstępuje w spór zbiorowy oraz złożyła zawiadomienie do prokuratury, zarzucając kierownictwu łamanie praw pracowniczych. Związkowcy wystosowali także pismo w tej sprawie do premier Ewy Kopacz. Tłumaczą, że w ostatnich tygodniach z pracy zwolniono dwóch chronionych działaczy „S” oraz pracownika, który wystąpił o kontrolę do Państwowej Inspekcji Pracy.
areb/mar