Pies biega po nieogrodzonej posesji i zagryza inne czworonogi. Mieszkańcy Skoszewa koło Brus obawiają się o swoje zdrowie. Mieszaniec psa husky i malamuta rozszarpał kundelka pani Iwony Kaszubowskiej, która w Skoszewie spędzała wakacje. Wszystko na oczach kobiety i jej dwójki dzieci. – Szłam z dziećmi i naszymi dwoma kundelkami na smyczy. W pewnym momencie suka, która wybiegła z posesji, wyrwała mi pierwszego z brzegu psa z ręki. Zaczęła nim szamotać, mówiła dla Dziennika Bałtyckiego pani Iwona. – Ja krzyczałam, moje dzieci chwyciły kije i próbowały odegnać sukę. Przed dom wyszła jej właścicielka, niby chciała pomóc, ale… kiedy próbowała podejść, to zachwiała się tylko i wpadła w żywopłot. Suka rozpłatała żywcem pieska i wypadły z niego wnętrzności. Drugi ocalał, bo wzięłam go na ręce, bałam się, że rzuci się też na niego i na nas.
O całym zajściu została zaalarmowana policja, prokuratura, inspektorat weterynarii i Urząd Miejski w Brusach. Właścicielka agresywnego zwierzęcia dostała jedynie mandat i upomnienie… Okazało się, że taka sytuacja ma miejsce nie pierwszy raz. – Ja nie zamierzam odpuścić. Jeśli nie zajmą się tym odpowiednio służby, założę sprawę cywilną. Dwa lata temu ten sam pies zagryzł psa sąsiadów, w sumie ma ich już na sumieniu kilka, mówiła kobieta.
Zbigniew Lemańczyk, zastępca dyrektora Wydziału Gospodarki Przestrzennej w UM Brusy przyznał na łamach Dziennika Bałtyckiego, że urząd nie ma w tej kwestii dużego pola manewru. – Razem z sekretarzem przeprowadziłem rozmowę z mieszkanką Skoszewa. Potwierdziła, że doszło do drastycznych scen, o których mówiła pani Kaszubowska. Przyznała, że widząc inne psy, jej pies staje się nieobliczalny.
– Nie mieliśmy wcześniej żadnych zgłoszeń, ale jak wynika z rozmowy z sołtysem Skoszewa, rzeczywiście były już z tym psem problemy. To, co mogliśmy zrobić, to poinformować, że obowiązuje zakaz wypuszczania psów poza obręb posesji bez smyczy bądź kagańca, uczuliliśmy też właścicielkę, że nie może wypuszczać go luzem w lesie. Właścicielka psa zobligowała się do tego. Pies na posesji trzymany jest na lince, ma budę pod drzewem. W przypadku gdyby właścicielka psa znęcała się nad nim, burmistrz mógłby czasowo odebrać psa do czasu podjęcia decyzji przez sąd. Tu sytuacja jest inna. Właścicielka nie ma nad psem kontroli. Oby tylko nie stało się nic gorszego, mówił Zbigniew Lemańczyk.
Karol Krasienkiewicz, prezesa Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami w Człuchowie uważa, że jeśli właścicielka psa nie jest w stanie ogrodzić posesji, to karanie mandatem nic nie da. – Agresja jest u psa czymś dopuszczalnym, ale pod warunkiem, że właściciel jest w stanie nad nim zapanować. Jeśli ktoś nad psem nie panuje, a posesja jest nieogrodzona, to jest to zagrożenie życia ludzkiego i zwierząt. W tej sytuacji ja od razu bym odebrał psa, zanim wydarzy się inna tragedia. Kiedy pies jest w amoku zabijania, jest już za późno, żeby cokolwiek zrobić. Tu interweniować powinna gmina. Jeśli pies jest nadmiernie agresywny, powinien wypowiedzieć się na ten temat lekarz weterynarii. Prawo dopuszcza nawet usypianie takich psów. Równie dobrze mógł się rzucić na tych ludzi, przeniesienie agresji z innego psa na człowieka to kwestia chwili, wyjaśniał.