– Kiedy udajemy kogoś innego niż jesteśmy, jesteśmy niewiarygodni. Mam się nagle usztywnić? Przecież wtedy nie byłbym sobą, mówi ks. Jan Kaczkowski w rozmowie z portalem deon.pl. Dyrektor Hospicjum św. Ojca Pio w Pucku walczy z nowotworem. Mimo to nie przestaje pracować i daje przykład innym osobom zmagającym się z chorobami.
W wywiadzie, którego udzielił Marcie Jacukiewicz z katolickiego portalu deon.pl ksiądz Jan Kaczkowski opowiada o tym, jak za wszelką cenę stara się żyć normalnie, tak jakby choroba go nie dotyczyła. – Nie umiem być inny. Mam się nagle usztywnić? Przecież wtedy nie byłbym sobą. Nikt by mi nie uwierzył, że nagle ksiądz Jan się zmienił i teraz chodzi tak, jakby połknął kij.
Ksiądz Jan Kaczkowski od lipca 2012 roku choruje na glejaka mózgu. Gdy postawiono diagnozę miał 35 lat i dawano mu kilka miesięcy życia. Od tamtego czasu często występuje w mediach, opowiadając o tym, jak walczy z nowotworem i co daje mu siłę. Dla chorych na raka stał się symbolem niezłomności i walki o zdrowie.
Zainteresowania pomagają w pracy
W codziennym życiu kapłanowi pomaga pasja i zainteresowania. Opowiadał m.in. o zamiłowaniu do prawa, które towarzyszy mu od czasu nauki w liceum. – Najbardziej odpowiadałby mi status sędziego (…) Jako młody chłopak chodziłem na różne sprawy, bo przecież sądy są publiczne. Nie zapominam i nigdy nie zapominałem języka w gębie. Dość sprawnie wychodzi mi logiczne wnioskowanie, szukanie argumentów, mówił w rozmowie z dziennikarką.
Ksiądz przyznał, że interesuje go też medycyna, co ułatwia mu zarządzania hospicjum, i że niebagatelną rolę odegrała w jego pracy praktyka kapelana w szpitalu.
– Byłem przy reanimacjach i innych zabiegach medycznych. I to mnie też zawsze fascynowało. Dodał, że najbardziej obawia się być przy śmierci kogoś bliskiego. – Bardzo się tego obawiam. Mam kochaną, bardzo leciwą babcię. Ma 92 lata, jest sprawna, śmiga i wszystko z nią dobrze, ale absolutnie nie jestem przygotowany na jej odejście. Próbuję się do tego mentalnie przygotować. Z super – najbliższych nikt mi jeszcze nie umarł. Obecnie zaczynają odchodzić znajomi moich rodziców.
Dziennikarka pytała księdza Kaczkowskiego jak spędza wolny czas i jakiej słucha muzyki. Przyznał, że lubi muzykę organową i słucha Listy Przebojów Programu 3. W czasie wolnym jeździ po sopockich lasach i podróżuje. – Może w tym roku pojadę do Macedonii. (…) Byłem w Senegalu z tatą, bratem i jego rodziną. Była to wspaniała podróż. Byłem w Wietnamie, niedawno wróciłem z Australii. Byłem też na świetnej wyprawie w Armenii i Gruzji z moimi dwoma kumplami. Jeden z nich był doskonałym przewodnikiem.
Życie w celibacie
Ksiądz Jan Kaczkowski opowiadał też o samotności. Powiedział, że trudno mu zaakceptować, kiedy czasem księża dramatyzują swoją samotność i zaczynają się żalić. Jego zdaniem taka postawa zatruwa życie rodzinom. – Niektórzy niemalże się wpraszają do rodzin. I wtedy się zaczyna: Wy to macie dobrze, przychodzicie do domu, macie się do kogo przytulić, a ja jestem samotny…
Powiem wprost: Można mieć przyjaciółki i koleżanki, ale żeby nie była to kochanka. Jeśli obydwoje mają na tyle kręgosłupa moralnego i na tyle dyszla w głowie – proszę bardzo. Chodzi o to, aby poprawnie poprowadzić tę relację – nie kokietować. Przyjaźnię się z kilkoma kobietami, jesteśmy w świetnych relacjach i nie ma w tym nic złego. Samotne życie w celibacie jest wpisane w bycie księdzem, mówił Jan Kaczkowski.
Katolicyzm to sport ekstremalny dla wymagających
Zdaniem ks. Jana Kaczkowskiego wiara to nieustanna walka na ugorze własnego sumienia. – To rzeczywiście sport, który każe się spocić i nie daje fajerwerków emocji. Konsekwencja w byciu katolikiem po pewnym czasie dopiero daje satysfakcję. Nie ma takiej słabości, której nie mogę przekuć w sukces, ale dopiero po długim czasie można powiedzieć: Dałem radę! Mimo wszystko potrafię żyć na pełnej petardzie!
Fragmenty wywiadu z ks. Janem Kaczkowskim pochodzą z portalu deon.pl
Joanna Matuszewska