Magda Kunicka-Paszkiewicz zmarła 1 listopada wieczorem. Uroczystości odbędą się dziś w kościele Św. Jana w Gdańsku. Uroczystości rozpoczną się Mszą Świętą o godz. 12:00. Ceremonia pogrzebowa rozpocznie się o godz. 14:30 na cmentarzu w Gdańsku Łostowicach.
Otworzyła listę zaduszkową
– To znak, symbol? Zmarła wtedy, gdy w św. Janie żegnaliśmy innych. Otwiera naszą listę zaduszkową na przyszły rok, mówi Elżbieta Pękała, wicedyrektor Nadbałtyckiego Centrum Kultury. Zmarłą przed pięcioma dniami Magdalenę Kunicką-Paszkiewicz wspominają jej współpracownicy i przyjaciele.
Prezydent Gdańska Paweł Adamowicz:
– Wulkan aktywności, dynamit. Osoba, która mogłaby obdarzyć swoją energią kilka osób. Dążąca do celu prosto i konsekwentnie, ale też potrafiąca być czarująca, ciepła, choć generalnie nie był to łatwy partner przy przedsięwzięciach miejsko-artystycznych. Dobrze ją wspominam, chociaż dochodziło do różnych napięć. Takich osób, które czynią zmiany, generalnie brakuje w przestrzeni miasta. Ten tandem Yach Paszkiewicz i Magdalena Paszkiewicz wniósł wiele dobrego w przestrzeń Gdańska. To był taki świeży powiew.
Beata Dunajewska-Daszczyńska, dziś radna, dawniej dziennikarka i współpracowniczka Magdaleny Kunickiej-Paszkiewicz:
– Magdę poznałam na początku lat 90. w TVP Gdańsk. Ja zaczynałam tu swoją pracę, a Magda z Yachem Paszkiewiczem chcieli robić programy muzyczne i teledyski. Magda była zawsze postacią bardzo barwną i kolorową, sympatyczną, zarażała swoją energią. Z jednej strony emanowało z niej ciepło, a z drugiej strony potrafiła być naprawdę ostra wtedy, kiedy chciała wymusić na nas coś, co trzeba było zrobić. Goniła nas do pracy. Skupiała wokół siebie środowiska artystyczne. Bardzo lubili ją członkowie zespołów. Była pierwszym kierownikiem produkcji programu „Lalamido”. Dzisiaj gdy wspominam Magdę, zawsze mam przed oczyma jej kolorowe ubrania, korale, włosy i jej cudowne dzieci, w tym Jasia, który był twarzą teledysków młodego pokolenia Yach Filmu. Oprócz tego, że była managerem, miała też duszę artystyczną. Kolorami zarażała wszystkich, którzy się z nią spotykali. Był też taki czas, gdy Magda była łącznikiem między Gdańskiem a Warszawą. Kariera wielu zespołów, dzięki Magdzie, potoczyła się tak, a nie inaczej. Magdę znali wszyscy.
Beata Dunajewska-Daszczyńska podkreśla, że Magdalena Kunicka-Paszkiewicz wiedziała, kto będzie gwiazdą i potrafiła to wyczuć. – Pamiętam też kiedyś takie wydarzenie. Pojawił się u nas taki chłopak z Kielc. Mówił, że nagrał płytę rapową, zupełnie nie był wtedy popularny. Przygarnęliśmy go. Yachu zrobił mu pierwszy teledysk. To Magda nas namówiła, żeby wziąć go na poważnie. Po latach okazało się, że to był Liroy.
Elżbieta Pękała, wicedyrektor Nadbałtyckiego Centrum Kultury:
– Poznałam Magdę Kunicką w 1984 roku. Pracowałam wtedy w Bibliotece Wojewódzkiej, a Magda została kierownikiem domu kultury na Morenie. Ja już odeszłam z biblioteki, ale obserwowałam, jak Magda staje się coraz popularniejsza. Szybko wypłynęła na szersze wody. Nasze kontakty były sporadyczne, dopóki w 2003 roku nie podjęła pracy w Nadbałtyckim Centrum Kultury.
Jarosław „Pastyl” Turbiarz, gitarzysta Golden Life:
– Magda była naszą pierwszą menadżerką. Poznaliśmy się w 1987 roku. Magda była wtedy szefową domu kultury Burdl. To ona pierwsza zobaczyła w nas, w Golden Life iskierki i stwierdziła, że warto się nami zająć. To dzięki niej wyruszyliśmy też do Warszawy, narodziła się – w wielkich bólach – pierwsza płyta. Magda pchnęła nas do sukcesu. Była, jest i będzie wielką anegdotą. W mojej pamięci zawsze ciepła osoba. Wszystko robiła na opak. Musiała wszystko postawić na głowie, by zacząć zajmować się tym, co robiła. Nikt „normalny” takimi rzeczami się nie zajmował. Menadżerowanie zespołami w tamtych czasach było czymś niecodziennym. Jak wyglądały nasze relacje? Przychodziliśmy do niej na obiady, przy stole powstały wielkie plany tworzenia płyty. Gotowała świetnie, po swojemu. Razem z nią odeszła epoka.
Jacek „Bodek” Bogdziewicz, basista Golden Life:
– Umożliwiała nam granie. Traktowała nas, odszczepieńców z długimi włosami, jak artystów. Była prawdziwą animatorką muzyki w Gdańsku. Dla wielu osób była jak matka. Była taką przystanią. Zdarzało się, że nawet można było u niej pomieszkać, jeśli ktoś miał chwilowe kłopoty. Dzięki tym możliwościom, którym stworzyła, to my, jako zespół, na pewno zaistnieliśmy, najpierw w Trójmieście, a potem w Polsce i nawet za granicą. Wierzyła w nas. Była poważnym motorem napędowym, dawała nam wiarę w siebie.
Jarek Janiszewski, muzyk grup Bielizna, Czarno-Czarni i Doktor Granat:
– Magda była kobietą niejednoznaczną, energetyczną. Chciała dom kultury rozwijać, organizować koncerty. Była przekonana, ze uda się stworzyć takie centrum, gdzie młode zespoły będą się ujawniać. Pojawiły się tu wtedy takie formacje jak Golden Life, She. Mocno zaangażowała się w organizację koncertów muzyki niezależnej. Magda zagrała też w teledysku Doktor Granat pt.: „Wielkie dłonie” wiejską babę, matkę która doradza córce, jak nie skończyć na wsi i zrobić karierę w mieście. Potrafiła załatwić wiele rzeczy, które wydawały się nie do załatwienia. Miała silną energię, silną wolę. Magda parła do przodu jak czołg, jednak czasami i czołg miewa zatarcia w silniku i rodzą się problemy.