„Jeśli nie dostaniemy podwyżki, rozpoczniemy głodówkę”. Pracownicy Opery Bałtyckiej protestują

strajk2

Będą rozmawiać w sprawie podwyżek, ale stawiają warunki i nie wykluczają głodówki. Pracownicy Opery Bałtyckiej od rana protestują przed Urzędem Marszałkowskim w Gdańsku. Od dwóch lat są w sporze zbiorowym z dyrekcją opery. Domagają się 30-procentowych podwyżek.
– Od stycznia pracownicy mieli dostać więcej o 200 złotych brutto, ale urzędnicy z tego się wycofali – mówi Krzysztof Rzeszutek, artysta chóru i wiceprzewodniczący Solidarności w operze.

NIE PRZERWIEMY PRACY

– Dla nas najważniejsze cofnięcie jest tego zakazu. Jeśli tak się stanie i dostaniemy pieniądze, to wtedy możemy rozmawiać o 30-procentowej waloryzacji płac. Jeżeli się nic nie zmieni, to 21 marca, po premierze, która jest 20 marca, rozpoczniemy protest głodowy ciągły. Nie przerwiemy pracy. Nie o to nam chodzi. Chcemy po prostu pokazać naszą determinację. Liczymy, że w negocjacjach z marszałkiem województwa pomogą nam na przykład były marszałek Jan Kozłowski albo poseł Jerzy Borowczak. Jeszcze z nimi nie rozmawialiśmy, ale to są osoby, które mogłyby nam pomóc – tłumaczy artysta.

MOŻEMY DORABIAĆ TYLKO W NOCY

Pracownicy opery twierdzą, że wielu z nich na rękę dostaje 1700, 2000 złotych. – Do tego dochodzą pieniądze za każde przedstawienie, ale jest tego niewiele – mówią protestujący. – Musielibyśmy dorabiać, ale chyba w nocy, bo często wracamy do domu późnym wieczorem.

Fot. Radio Gdańsk/Joanna Stankiewicz

POPARCIE SOLIDARNOŚCI

Stawki, które dostają pracownicy za spektakl są indywidualne. Wynoszą od 50 do 500 złotych. W sporze są głównie artyści chóru i pracownicy techniczni. Ich żądania poparł zarząd regionu gdańskiego NSZZ Solidarność. Dyrektor Departamentu Kultury w Urzędzie Marszałkowskim Władysław Zawistowski wyjaśnia, że nie zablokowano podwyżek. Urząd nie zgodził się na wyższe pensje kosztem zmniejszenia liczby przedstawień do 19 w ciągu tego roku. Taką propozycję przedstawił odchodzący dyrektor Marek Weiss. Urząd Marszałkowski za każdą wystawioną sztukę płaci około 60 tysięcy złotych. Na to też składają się wynagrodzenia.

NIE MA MOWY O 30-PROCENTOWYCH PODWYŻKACH

– Możemy rozmawiać o podwyżkach, ale nie 30-procentowych. To oznaczałoby pięć milionów więcej, z których pomorski widz nie będzie miał żadnego pożytku. Pieniądze pójdą na wynagrodzenia, a nie zwiększy się liczba przedstawień. O 200 złotych więcej możemy rozmawiać. Pytanie z czego zostanie to sfinansowane. Co więcej, pracownicy Opery Bałtyckiej dostają wyższą pensję zasadniczą niż na przykład osoby z Opery Śląskiej, ze Szczecina czy częściowo z Bydgoszczy. Opera Bałtycka jest też jedyną, która ma tak zwaną normę zero. Za każde przedstawienie pracownicy dostają dodatkowe środki. Podwyżka zostałaby doliczona do tej podstawowej kwoty – dodaje dyrektor Zawistowski.

Wkrótce z pracownikami Opery ma spotkać się marszałek województwa, który w tym tygodniu wraca do Gdańska.

Joanna Stankiewicz/mich
Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj