Mieli podpalić samochody polityka, teraz grozi im więzienie. Ale jeden z oskarżonych nie przyznaje się do winy

Do siedmiu lat więzienia grozi oskarżonym o podpalenie samochodów politycznego przeciwnika poprzedniego prezydenta Słupska.

We wtorek w Sądzie Rejonowym w Słupsku rozpoczął się proces w tej sprawie. Na ławie oskarżonych jest Czesław M., który w kwietniu 2013 roku podłożył ogień pod dwa samochody Aleksandra Jacka oraz biznesmen Andrzej O., który miał zlecić podpalenie.

W rozmowie z reporterem Radia Gdańsk i przed sądem Czesław M. przyznał się do winy. Z kolei Andrzej O. wszystkiemu zaprzecza. Podkreśla, że pieniądze, które przekazał podpalaczowi były pożyczką. Utrzymuje, że jest „wrabiany w sprawę przez Aleksandra Jacka, który wszystko zaplanował by zdobyć polityczną popularność tanim kosztem”.

CZESŁAW M.: PRZYZNAJĘ SIĘ DO WINY

– Przyznaję się do winy. Kto to zlecił, usłyszycie państwo podczas procesu. Ja podtrzymuję wszystkie swoje zeznania – mówił przed wejściem do sądu Czesław M. Prokurator Zbigniew Wierzbowski z Prokuratury Okręgowej w Gdańsku w akcie oskarżenia zarzucił mu podpalenie dwóch samochodów na posesji rodziny Aleksandra Jacka 9 kwietnia 2013 roku. Straty oszacowano na 38 tysięcy złotych.

ANDRZEJ O.: TO SĄ BZDURY

Podłożenie ognia miał zlecić biznesmen Andrzej O. Powodem przeprowadzenia zamachu miało być złożenie do ratusza pisma przez Aleksandra Jacka, w którym miał opisać rzekome nieprawidłowości podatkowe biznesmena względem miasta. – To są bzdury. Nie mam z tym nic wspólnego. Aleksander Jacek wszystko zaplanował, szukał kogoś żeby tę prowokację przeprowadzić i zyskać politycznie przed wyborami samorządowymi w 2014 roku. Ja jestem uczciwym przedsiębiorcą, zatrudniam sto osób, a kim jest ten pan? – mówił przed procesem Andrzej O.

Czesław M. powiedział podczas procesu przed sądem, że będzie odpowiadał na pytania i składał dalsze wyjaśnienia, ale chce zapoznać się ze wszystkimi aktami, bo nie miał takiej możliwości w areszcie. Sąd odczytał jego wyjaśnienia, z których wynika, że Czesław M. Andrzeja O. zna od dwudziestu lat. Na początku 2013 roku biznesmen miał go zabrać do restauracji Nostalgia koło Słupska na obiad z udziałem ówczesnego prezydenta Słupska. Tam mieli rozmawiać o tym, że Aleksander Jacek sprawia kłopoty władzy oraz Andrzejowi O. i trzeba coś z tym zrobić.

„TRZEBA MU PODCIĄĆ PAZURKI”

„Padło takie stwierdzenie, że trzeba mu podciąć pazurki, a jak z palcami to nic nie szkodzi. Andrzej O. mówił mi, że dopóki Maciej Kobyliński będzie prezydentem to on będzie miał dobrze i mi coś z pańskiego stołu zawsze spadnie”, cytował zeznania składane w śledztwie przez Czesława M. sędzia Marcin Machnik.

Zapłatą za podpalenie samochodów politycznego przeciwnika ówczesnego prezydenta Słupska miało też być umorzenie zadłużenia rodziny Czesława M. wobec urzędu miejskiego w Słupsku. Anulowanie 20 tysięcy długu miał załatwić właśnie biznesmen Andrzej O. Dług umorzono w grudniu 2013 roku.

CZESŁAW M.: ANDRZEJ O. POMÓGŁ MI NAPISAĆ WNIOSEK

– Moim zdaniem Andrzej O. miał dobre wejścia w urzędzie miasta. Moja matka starała się o te umorzenia od dawna. On przyniósł mi teczkę tej sprawy z Przedsiębiorstwa Gospodarki Mieszkaniowej. Nie wiem, skąd ją miał. Pomógł mi napisać wniosek o umorzenie długu. Mówił, że jak napisze według tego wzoru to będzie ok – zeznawał Czesław M. w śledztwie.

PROKURATURA: NIE MA DOWODÓW

Jednak prokuratura nie znalazła dowodów, że ówczesne władze Słupska wiedziały o zleceniu spalenia samochodów i ten wątek śledztwa umorzono. Śledczy nie znaleźli twardych dowodów, ale tylko pełne wątpliwości poszlaki na powiązania spalenia samochodów z umorzeniem długu w ratuszu. Urząd miejski w Słupsku uchylił później decyzję o anulowaniu długu rodziny M.

BRAT CZESŁAWA M. TAKŻE WPADŁ W RĘCE POLICJI

Jednak zanim to się stało, w ręce policji wiosną 2014 roku wpadł brat Czesława M. – Jurij. Znaleziono odcisk jego palca na taśmie którą sklejono butelki z denaturatem i podpałką do grilla. Podłożono je jako ładunek łatwopalny pod samochody Aleksandra Jacka. Tyle, że jak się później okazało, Jurij nie miał z przestępstwem nic wspólnego. Wprawdzie był z bratem Czesławem M. na stacji paliw, gdy ten kupował butelki z łatwopalnym paliwem. Nagrały to kamery monitoringu. Taśmę używaną w sklepie przez Jurija Czesław M. wykorzystał do połączenia butelek, które podłożył i podpalił pod samochodami. Jednak podczas wzniecania ognia Jurij M. był na meczu koszykówki.

– Mój brat nie miał ze sprawą nic wspólnego. Rodzina robiła mi piekło w domu za jego aresztowanie. Poszedłem do Andrzeja O. by pomógł wyciągnąć brata z aresztu, bo inaczej powiem jak było naprawdę. Dał mi w sumie 6 tysięcy na adwokata i paczki dla brata. Spotykaliśmy się w saunie w dwóch hotelach, bo Andrzej O. bał się podsłuchów. W jednej z saun wyrwał nawet przewód od termostatu, bo myślał, że tam jest kamera. Ja chciałem od niego więcej pieniędzy, by pomóc bratu i rodzinie. W końcu zdesperowany brakiem możliwości pomocy bratu skontaktowałem się z Aleksandrem Jackiem, powiedziałem mu wszystko o sprawie i napisałem oświadczenie – zeznawał w śledztwie Czesław M.

ANDRZEJ O.: CZESŁAW M. CHCIAŁ PIENIĘDZY

Andrzej O. podczas procesu zadeklarował, że będzie odpowiadał na pytania, ale z wyjątkiem tych zadawanych przez oskarżyciela posiłkowego. – Czesław M. przyszedł do mnie i powiedział, żebym mu pomógł, bo brat siedzi, a on nie ma pieniędzy. Pożyczyłem mu sześć tysięcy złotych. To była pożyczka, a nie zapłata za cokolwiek. Potem zaczął mnie nachodzić, mówić, że mnie wrobi w morderstwo. Jak zapytałem czyje, to powiedział, że ktoś się znajdzie. Chciał w sumie 250 tysięcy złotych, ale odmówiłem – mówił.

Andrzej O. chciał, by sąd sprawdził jego zeznania. – Mam informacje, że Czesław M. dostał duże pieniądze, by mnie obciążyć zeznaniami. Mnie zatrzymało CBŚ granatami, karabinem przystawionym do skroni, rzucili mnie na glebę. Potem w siedzibie CBŚ w Słupsku mnie rozkuli, częstowali kawą i herbatą. Prosili mnie, żebym coś zeznał na „Kobyłę” to mnie puszczą. Jeden z nich mówił – Panie Andrzeju, pan się zlituje. Tam chłopaki pięć godzin w Łupawie siedzą w krzakach żeby Kobylińskiego zatrzymać. Zeznaje pan i jest wolny. Proponowali mi status małego świadka koronnego żebym tylko coś powiedział, ale ja z tą sprawą nie mam nic wspólnego – mówił przed sądem Andrzej O.

Sędzia Marcin Machnik przerwał rozprawę do 19 kwietnia.

Przemysław Woś/mar

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj