– On naprawdę dostrzegał drugiego człowieka. Wykorzystywał swoje dramatyczne doświadczenia, by ulżyć innym. Nigdy nie widziało się ma jego twarzy pesymizmu. Śpieszył się kochać ludzi i to przejawiało się w konkretnych działaniach. Ksiądz Jan nie zamykał w chorobie, przeciwnie – on się otwierał – mówił arcybiskup Tadeusz Gocłowski w rozmowie z reporterem Radia Gdańsk. – Trudno komentować śmierć, lepiej komentować życie – mówił duchowny w rozmowie z Sebastianem Kwiatkowskim.
– Życie ks. Jana było bardzo ciekawe. Przede wszystkim jako młody człowiek podjął decyzję, aby słuchać Boga, który zapraszał go kapłaństwa. W tym przeszkadzał stan zdrowia jego oczu. Miałem wątpliwości w sprawie przyjęcia go do seminarium ze względu na pewne warunki zdrowotne, jakie stawia Kościół. Orzeczono jednak, że jego stan jest stabilny, dlatego przyjąłem go do seminarium. Potem rozpoczęła się praca kapłańska. Na początku miała ona charakter „zwykły”, ale potem przyszły wielkie myśli dotyczące służby człowiekowi choremu. Wielkie dzieło ks. Kaczkowskiego to właśnie ta służba ludziom chorującym na nowotwory złośliwe.
MYŚL, BY ZAŁOŻYĆ HOSPICJUM
– W końcu przyszła myśl, by założyć hospicjum. Byłem przy poświęceniu kamienia węgielnego w Pucku – wspominał abp. Gocłowski. – Potem była praca hospicyjna. Odwiedzałem chorych i ks. Jana w placówce. Widziałem jak ten człowiek służy ludziom, którzy mieli świadomość, że stamtąd się nie wychodzi. On też to wiedział i dlatego tworzył klimat niezwykle sprzyjający spokojnemu odchodzeniu do wieczności. Sam miał doświadczenie, bo chorował na nowotwór złośliwy.
– W jego hospicjum nie było smutku. Tam była służba nie tylko osobie chorej, ale także jego rodzinie. Tym, których czekało pożegnanie ukochanego człowieka. To też Janek chciał przekazywać m.in. studentom medycyny – by podchodzili do człowieka, nie jak do medycznego przypadku, ale do żywej osoby.
PRZESŁANIE PEŁNE CHARYZMY
Posłuchaj rozmowy: