Zbliżające się wakacje przyniosły wysyp ofert pracy sezonowej. Na stronach portali internetowych i na witrynach lokali gastronomicznych ogłoszenia wieszczą „szukamy”. Potrzebni są kucharze, kelnerzy, pokojowi i recepcjoniści. Młodzi pracownicy przebierają w ofertach. Pracodawcy są zdumieni, nie mogą już mówić: „Na twoje miejsce mam dziesięciu innych”.
Rozpoczyna się sezon. Wypełniają się hotele, w restauracjach i barach robi się gwarnie. W tym roku Wybrzeże może przeżyć prawdziwe oblężenie. Wpływ na to mają zamachy terrorystyczne. Z 55 procent Polaków, którzy planują wyjazd na wakacje (co stanowi 5 punktów procentowych wzrostu w stosunku do zeszłego roku), 73 procent zamierza spędzić wakacje w kraju. To milion 800 tysięcy osób więcej niż w zeszłym roku. Zarówno rodzimi, jak i zagraniczni turyści zaczęli szukać, może mniej słonecznych, ale bezpieczniejszych miejsc. Nadbałtyckie kurorty stały się alternatywą dla Turcji, Egiptu, Tunezji czy Grecji. Te dane przedstawia Ipsos Polska.
Posłuchaj audycji:
Przy tym wszystkim Pomorze jest obecnie najlepiej rozwijającym się rynkiem pracy w Unii Europejskiej. W 2006 r. pracowało tu 685 tys. osób, teraz zatrudnienie ma 935 tys. mieszkańców regionu. Oznacza to 45 procent wzrostu w ciągu 10 lat. Pracownicy, szczególnie ci młodzi, którzy często nie mają jeszcze na karku kredytów i zobowiązań, a jedynie chcą sobie dorobić, szukają najlepiej płatnych ofert. Potrafią w mgnieniu oka rzucić jedną pracę, podejmując inną i coraz częściej ośmielają się dyktować warunki pracodawcom, którzy muszą przecież kogoś zatrudnić, by obsłużyć rzeszę turystów.
ROZMOWY KWALIFIKACYJNE, NA KTÓRE NIKT NIE PRZYCHODZI
– W maju zaczęliśmy szukać osoby do pomocy w kuchni. Otrzymaliśmy 15 CV. Ze wszystkich 15 osób zaproszonych na rozmowę o pracę, zgłosił się tylko jeden chłopak, który po trzech dniach zrezygnował, twierdząc, że jest za ciężko. Reszta osób nawet nie raczyła przyjść na umówione spotkanie. To obraz młodych ludzi, którzy rzekomo szukają pracy – mówi Sebastian, szef kuchni jednej z sopockich restauracji. Podobne historie przedstawili inni przedstawiciele punktów gastronomicznych. – Młodzi mogą liczyć na zarobki rzędu 10, 12 zł brutto. Stawki na zmywaku są mniejsze, ale przecież od czegoś trzeba zacząć. Rzeczywistość jest inna niż to, co pokazują modne ostatnio programy kulinarne – dodaje kucharz z 20-letnim stażem pracy.
Pytani przez nas licealiści i studenci twierdzili, że pracodawcy, szczególnie w gastronomi, płacą zbyt mało, oczekując przy tym doświadczenia i pełnej dyspozycyjności, która oznacza pracę po kilkanaście godzin na dobę. Mimo to bycie kelnerką może się opłacać, dłuższy dzień pracy i napiwki pozwalają odłożyć trochę grosza. Zdaniem młodych, pracę najlepiej załatwić sobie po znajomości.
– Szukałam pracy przez ogłoszenia. Stawki nie są zbyt wysokie. W końcu zadzwoniła do mnie kuzynka, która szła na urlop macierzyński. I tak znalazłam się w restauracji. Problemem było to, że gdy przyszłam, oczekiwano, że będę już wszystko potrafiła, a przecież to moja pierwsza praca – zwierza się Ola, kelnerka pracująca w Sopocie. Inne dziewczęta mają podobne doświadczenia. Pierwsza praca, poza wymiarem czysto ekonomicznym, jest wyzwaniem, które wywołuje spory stres. Pracodawcy wymagają od studentów pełnej dyspozycyjności, akurat wtedy, gdy ci muszą zdawać egzaminy.
NISKIE STAWKI, GRAFIK KOLIDUJĄCY ZE STUDIAMI
– Jeśli młody człowiek, dla którego jest to pierwsza praca, będzie musiał pracować codziennie przez 12 godzin, a przy tym dostanie niską stawkę, odejdzie już po kilku dniach, i nigdy nie wróci. Opowie też o tym swoim kolegom i koleżankom. Inne prace, które można znaleźć, są nieopłacalne. Proszę pomyśleć, że ktoś chce nam płacić 5 groszy za rozniesioną ulotkę – tłumaczy Asia Pasymowska, studentka architektury na Politechnice Gdańskiej.
Jej zdaniem problem mają także ci studenci, którzy szukają pracy biurowej. – Pracodawcy chętnie przyjmują ludzi, którzy odbywali u nich staż. Niestety uczelnie często nie zapewniają praktyk. Młoda osoba, bez znajomości, ma małe szanse na wakacyjne zatrudnienie w biurze architektonicznym czy na budowie. Nie chodzi nawet o wykonywanie projektów, ale zwykłe podawanie kawy. Tam szuka się ludzi, którzy mają wiedzę. Pozostaje praca w call center.
Rozwiązaniem problemów szukających stażu studentów zajmuje się Patrycja Rajek, koordynator biura karier Uniwersytetu SWPS, która twierdzi, że młodzi ludzie chcą zdobywać doświadczenie i chętnie podejmują pracę, nawet za darmo, jeśli tylko wiedzą, że wzmocni to ich przyszłą pozycję na rynku. Jednak i tu pojawiają się problemy – Czasem studenci narzekają, że praktyki i staże są bezpłatne. W niektórych przypadkach to może utrudniać utrzymanie się i opłacenie studiów. Zatrudniający wymagają też doświadczenia, którego młodzi ludzie jeszcze nie mają – wyjaśnia Rajek.
„CHCEMY ZARABIAĆ, A NIE BYĆ ZARZUCANI OBOWIĄZKAMI”
Rozwiązaniem ma być współpraca uczelni z radą pracodawców, oferowanie praktyk i udział w projektach unijnych, w ramach których organizowane są dodatkowe kursy. Mniej zamożni uczniowie tłumaczą jednak, że to nadal zbyt mało. Zamiast zdobywać doświadczenie, wybierają pracę w turystyce, gastronomi i hotelarstwie lub noszą się z zamiarem wyjazdu za granicę.
– Chcemy zarabiać, a nie tylko być zarzucani obowiązkami, których nie chcą wykonywać stali pracownicy. Niestety tak często wyglądają wakacyjne staże. Moi znajomi wolą pracować w McDonald’s czy KFC. Ja nie lubię korporacji. Fakt, tam dostaje się normalną umowę, ma się stały grafik i 8-godzinny dzień pracy, a w małej gastronomi pracuje się czasem po 13 godzin przez cały tydzień, ale zasady pracy są bardziej elastyczne – zwierza się Szymon, tegoroczny maturzysta, pracownik baru na plaży.
RYNEK PRACY NALEŻY DO PRACOWNIKA
Zajmujący się szukaniem pracowników profesjonalny rekruter nie dziwi się wypowiedziom, które mu przedstawiliśmy. Jego zdaniem obecny rynek pracy jest rynkiem pracowników, a narzekanie, że kiedyś pracowało się ciężej i za mniejsze pieniądze, nie pomoże pracodawcom.
– Pracodawcy dalej tkwią w przekonaniu, że pracownika można zatrudnić za stosunkowo niewielkie pieniądze, ale desperatów, jeśli chodzi o pracowników, jest coraz mniej, szczególnie wśród młodych ludzi. Pracownicy już czują, że kryzys się skończył, a pracodawcy, mówię tu szczególnie o firmach o mniejszej kulturze HR, nadal mają mniemanie, że mogą np. oferować stawki, które oferowali dwa lub trzy lata temu – opisuje sytuację Bogdan Zakrzewski z agencji zatrudnienia Laudam Usługi.
Specjaliści tłumaczą też, że lokalne rynki pracy są dynamiczne. Do nadmorskich miejscowości napływa nie tylko ludność z regionu. Już teraz sporą część niskopłatnych prac pozyskują Ukraińcy. Według statystyk w zeszłym roku pomorscy pracodawcy złożyli prawie 25 tysięcy oświadczeń o zamiarze zatrudnienia pracownika z Ukrainy, w tym roku – do końca marca – było ich około 10 tysięcy.
Na rynku pracy brakuje jednak nie tyle tanich robotników, którzy pomogą w zbiorach truskawek czy prostych pracach magazynowych, co pracowników wykwalifikowanych, ukierunkowanych na działanie w określonej branży. I tu młodzież musi umieć czymś zabłysnąć, żeby sezonowa praca lub staż zamieniły się w przyszłości w stałą posadę, dodaje Zakrzewski: – Młodzi ludzie zapominają, że najpierw trzeba się gdzieś zaczepić. Żeby liczyć na zwiększenie wynagrodzenia, trzeba przyjść do firmy i coś pokazać. Jeżeli nie mamy konkretnej specjalizacji, to może to być zaangażowanie, dyspozycyjność, pokazanie chęci do pracy. Nawet jeśli tylko roznosimy ulotki.
Piotr Puchalski