Szesnaście budynków za około półtora miliona złotych. Gdańskie służby kończą remonty lokali zalanych podczas lipcowej powodzi. Wsparcie objęło prywatne mieszkania i lokale użytkowe zajęte przez przedsiębiorców.
Prezydent Gdańska odwiedził kamienicę przy alei Grunwaldzkiej 148. Znajduje się tu między innymi sklep z aparatami słuchowymi, który został zniszczony przez żywioł. Teraz właścicielka Marta Lisowska obserwuje kończące się prace remontowe i przyznaje, że pomoc z miasta przyszła dość późno, bo po pięciu dniach, ale była nieoceniona.
„WYDAWAŁO NAM SIĘ, ŻE JESTEŚMY TUTAJ SAMI”
– Na początku wydawało nam się, że jesteśmy tutaj sami. Natomiast kiedy po jakimś czasie zaczęłam dowiadywać się, co stało się u innych, to uznałam, że nie można mieć żadnych pretensji do tego, iż ta pomoc przyszła później, niż chcieliśmy. Szacujemy, że pomoc miasta pozwoliła na zmniejszenie naszych nakładów po powodzi o dobre 25 procent – mówi Marta Lisowska.
Prezydent Gdańska Paweł Adamowicz mówi, że pomoc dla poszkodowanych po lipcowej powodzi przybierała w ciągu minionego miesiąca różne formy.
Fot. Radio Gdańsk/Maciej Bąk
– Nie ukrywam, że najłatwiej jest pomagać najemcom miejskich lokali użytkowych. Wtedy miasto, będąc właścicielem lokalu, może legalnie pomagać. Mowa tu o pomocy w formie czasowego zawieszenia czynszu czy pomoc w remoncie. Ale zdarzyły się też sytuacje wyjątkowe. W jednym z lokali mieszkalnych – który kiedyś był komunalny, a teraz jest prywatny, pomogliśmy przy kładzeniu tynków – mówi Paweł Adamowicz.
„BRAKOWAŁO FACHOWCÓW. MIASTO PRZYSZŁO Z POMOCĄ”
W tym właśnie mieszkaniu żyją na co dzień Dorota i Wiesław Borysewicz. – Najbardziej brakowało nam osób wykwalifikowanych, które pomogą w pierwszych, bieżących remontach. I tu miasto przyszło z pomocą. Dwóch panów wykonało świetną pracę, dzięki czemu dość szybko udało nam się ponownie wprowadzić do naszego mieszkania. Jest jeszcze dużo do zrobienia, ale przynajmniej mamy gdzie spać, zadbaliśmy nawet o prowizoryczną kuchnię – mówi Dorota Borysewicz.
Maciej Bąk/puch