Przyznajemy, tym razem nie obyło się bez nerwów. Twarde z nas babki, ale jednak są pewne granice. Woda, choć do tej pory całkiem dla nas łaskawa, w poniedziałek zrobiła nam psikusa.
Po odwiedzinach marszałka województwa pomorskiego Mieczysława Struka (dziękujemy za pysznego łososia) i obejrzeniu pięknego ogrodu państwa Wojtusiaków w przystani w Suchaczu, wyruszyłyśmy w podróż do Elbląga – oczywiście Zalewem Wiślanym i Zatoką Elbląską.
SZARPNĘŁO, BUJNĘŁO…
Po deszczowej nocy znów grzało słońce, a my podziwiałyśmy uroki przyrody. Było spokojnie, ale do czasu. Szarpnęło, bujnęło i nasz spokój zmącił niespodziewany piszczący sygnał. Zatoka Elbląska, choć piękna, może kryć dla wodniaków kilka niespodzianek. Postanowiła chyba sprawdzić naszą wytrzymałość, bo okazało się, że silnik nagle „wypluwa” błoto, burczy i ogólnie rzecz biorąc – nie jest dobrze.
Ubrane w kapoki czekałyśmy na polecenia naszej Pani Kapitan. Basia Kopaczewska (WIELKIE BRAWA) zachowała zimną krew i uspokoiła silnik, po czym płynąc powoli kontrolowała wszystkie parametry łódki i wypłynęła na czystą wodę. I – uwierzcie lub nie – silnik sam się oczyścił! Odetchnęłyśmy z ulgą.
TYLKO SPOKÓJ
Wszystko skończyło się dobrze. Wystarczy po prostu pamiętać, że na wodzie nie ma żartów, warto być skupionym, a nerwy w niczym nie pomogą.
I wiecie co? Ten dzień musiał się dobrze skończyć, bo zaczął się najlepiej jak mógł. Dagmara Szajda usmażyła nam na śniadanie najlepsze pancakesy pod słońcem.
Maria Anuszkiewicz