Około godziny 19 telefony rozdzwoniły się na dobre. Było już wiadomo, że nie jest to zwykła ulewa, o której zapomnimy, zanim nadejdzie weekend. Dyżurny reporter informował o kolejnych podtopieniach, słuchacze z niepokojem pytali, kiedy przestanie padać. Zakorkowana droga na Hel i częściowo sparaliżowana obwodnica zeszły na drugi plan. Na mapie Pomorza trudno było znaleźć miejsce, z którego nie nadchodziłyby sygnały, że z minuty na minutę jest coraz gorzej. Deszcz gęstniał. Gdańsk tonął.
Dokładnie pamiętam, jak rano brodziłem w wielkiej kałuży przed Galerią Bałtycką. Kałuży, w której tkwił podtopiony tramwaj. Przeszedłem przez zalane torowisko, mijając kilku fotoreporterów. Mieszkańcy pobliskich domów prosili, żebym dotykał mokrych mebli i jeszcze wilgotnych ścian, pokazywali mi piwnice zalane do wysokości parterów. Ludzie narzekali, że ratuje się Galerię Bałtycką, a „ich nawet nikt nie ostrzegł”.
„Bogu dzięki, że wyłączyli prąd, bo mogło dojść do tragedii”, „Mieszkam u sąsiadki na piętrze, bo u mnie wylała kanalizacja” – mówiły starsze panie mieszkające w kamienicy przy skrzyżowaniu al. Grunwaldzkiej z al. Żołnierzy Wyklętych. Kilka godzin potem dowiedzieliśmy się, że w kamienicy obok zginęło dwóch mężczyzn. Utopili się w piwnicy, ratując swój dobytek.
Po roku chcieliśmy jeszcze raz podziękować wszystkim słuchaczom i przedstawicielom służb, którzy nadsyłali informacje, by zwyczajnie pomóc innym. I wszystkim, którzy okazali dobrą wolę, przewożąc pieszych przez kałuże, zapewniając nocleg obcym osobom, pomagając w powrotach do domów, zabezpieczając domy czy wspólnie sprzątając. Tych historii są dziesiątki. Kiedy potrzeba, potrafimy się zjednoczyć. Dlatego wierzymy, że z Wami przetrwamy każdą burzę.
puch