Naciągnięto ją na kredyt metodą… „na kredyt”. Niewiele brakowało i straciłaby 60 tysięcy złotych [OSTRZEGAMY]

Telefon stacjonarny zadzwonił w poniedziałek około 12:00. Nikt nie spodziewał się tego, co wydarzyło się później. Przebiegli oszuści uknuli całą intrygę, przez którą pani Maria skończyła z 4 tysiącami kredytu. Mimo wszystko sytuacja mogła wyglądać jeszcze gorzej.

Pani Maria od „sierżanta” Andrzeja Zielińskiego, dowiedziała się o organizowanej przez policję akcji, mającej na celu zdemaskowanie oszustów kradnących dane osobowe i biorących kredyty z fałszywą osobowością. „Policjant” przekonywał o prawdziwości swoich słów i zachęcał do zadzwonienia na 997, by tę wersję potwierdzić. Warunkiem było pozostanie na linii, co powinno wzbudzić pierwsze podejrzenia.

Pani Maria przyznaje, że była tak przejęta telefonem, że nie wydało się jej to dziwne. – Zadzwoniłam na ten komisariat ze stacjonarnego i przedstawił mi się jakiś „policjant”. Zapytałam o pana Andrzeja. Rozmówca przyznał, że zna tę osobę, pracuje ona na komisariacie i jest odpowiedzialna za sprawy oszustw finansowych. Wtedy byłam już pewna, że to prawda – przyznaje.

40 TYSIĘCY KREDYTU

Po chwili rozmowy dowiedziała się dlaczego to właśnie do niej zadzwoniono. Oszuści rzekomo wzięli na nią kredyt w wysokości około 40 tysięcy złotych. „Policja”, śledząc operacje bankowe, zorientowała się, że pani Maria została okradziona i jeżeli do 16:00 nie wykona wszystkich poleceń „sierżanta”, kredyt zostanie zaksięgowany i będzie zmuszona go spłacać. Kobieta była w takim szoku, że nawet nie przeszło jej przez myśl, by zapytać w jakim banku ta transakcja została wykonana.

– Pan Zieliński dał mi dokładną instrukcję, co robić. Miałam wejść do banku, otworzyć bankowość internetową i wziąć kredyt na 29 tysięcy – tłumaczy pani Maria.

Kobieta o kulach, z gipsem na nodze, ubrała się i poszła z mężem do banku. „Policjant” zadzwonił na komórkę, jednak, jak zaznacza poszkodowana, nie wie skąd miał jej numer, bo pod wpływem emocji nie zapamiętała czy sama mu go podała, czy miał go z innego źródła.

CHCIAŁ SŁYSZEĆ WSZYSTKO

– Nie kazał mi się rozłączać, tylko włożyć włączoną komórkę do kieszeni, bo chcą nagrać pracownika banku. Więc włożyłam ten telefon do kieszeni i weszłam do środka. Wcześniej podyktował mi jakiś numer, żebym podała go jako kontaktowy w swoich dokumentach, w miejsce starego – kontynuuje kobieta.

Na szczęście w banku, w którym pani Maria miała konto, wszystkie działania są wcielane w życie z pewnym opóźnieniem. Papiery podpisane przez kobietę zostały odłożone, a kredyt miał zostać zrealizowany dopiero w środę. Do tej pory wszelkie działania na koncie były zamrożone.

– Jak wyszłam z banku, wyjęłam telefon i odezwałam się do „policjanta”. Kazał mi podać wszystkie loginy, hasła i piny do bankowości internetowej. Powiedziałam, że nic mi nie podano, pieniędzy nie ma na koncie, bo finalizacja nastąpi w środę – mówi pani Maria. Dodała, że mężczyzna wypytywał ją o wygląd kobiety z banku i przekonywał, że jest już na liście podejrzanych, bo kredytu powinna udzielić od razu.

ZBYT DŁUGA CISZA

Mężczyzna, po chwili konsternacji, kazał iść kobiecie do innego banku i powtórzyć wszystkie kroki. Pani Maria zrobiła to, co kazał. W drugim banku wszystko wykonano ekspresowo, a piny i hasła wysłano automatycznie na numer mężczyzny, który poszkodowana podała w dokumentach. Na odbiór pieniędzy postanowiła jednak umówić się na czwartek.

– Była 15:30, kiedy wróciłam do domu. Powiedział wtedy, że kończy rozmowę, ale w przeciągu 20-30 minut zadzwoni i umówi się ze mną na spotkanie. Po 16:00 zaczęłam coś podejrzewać – przyznaje.

Chwilę później zadzwoniła do syna. Pojechali wspólnie do pierwszego banku, anulowali bez problemu kredyt, wycofali wniosek o założenie konta internetowego i natychmiastowo ruszyli do drugiego banku. Tam sprawa nie była już tak prosta.

– Powiedzieli mi, że zniknęły z konta 4 tysiące. Tłumaczyłam, że przecież pieniądze miałam odebrać za kilka dni. W banku poinformowano mnie, że na konto tego kredytu można wziąć od razu „pożyczkę na click” do tych 4 tysięcy. Wtedy zorientowałam się, że w przeciągu pół godziny oszukano mnie i okradziono. Zablokowałam konto, anulowałam kredyt i usunęłam bankowość internetową, ale debet muszę spłacić.

NIE SKOŃCZYŁO SIĘ NAJGORZEJ

Pani Maria otrzymała cały zestaw danych, włącznie z numerem konta osoby, do której przesłano przelew. Udała się na policję, złożyła zeznanie i wróciła do domu. Dopiero jej synowa zaczęła dzwonić w różne miejsca m.in. do Komisji Nadzoru Finansowego, Rzecznika Finansowego i dowiedziała się, że w banku można złożyć reklamację. Nie kryje swojego oburzenia. – Kobieta w banku też powinna uprzedzić teściową albo zapytać kilka razy, czy na pewno chce wziąć takie pieniądze. Było widać, że mama jest zdenerwowana, roztrzęsiona, przestraszona. Nikt też nie uprzedził, że zanim przyjdzie po gotówkę, można bez problemu pobrać te 4 tysiące. Nawet o tym nie wspomnieli, nie poinformowali – tłumaczy.

– Ja się i tak cieszę, że się tak umówiłam z tymi paniami, że przyjdę po pieniądze później. Mogłam spłacać 60 tysięcy, a nie 4. Takie szczęście w nieszczęściu – dodaje pani Maria ze łzami w oczach.

Posłuchaj materiału Martyny Kasprzyckiej:

CZUJNOŚĆ TO PODSTAWA

– Prawdziwi policjanci, po otrzymaniu zgłoszenia, natychmiast skontaktowali się z bankiem celem zablokowania wszelkich transakcji. Czynności w sprawie cały czas trwają, prowadzą je policjanci z Przymorza – tłumaczy asp. Lucyna Rekowska z Komendy Miejskiej Policji w Gdańsku. Przy okazji przypomina jak się zachowywać w podobnej sytuacji:

„Pamiętajmy, że zasada „ograniczonego zaufania” do nieznajomych obowiązuje nie tylko dzieci. Dorośli często o niej zapominają, stając się ofiarami własnej łatwowierności i braku rozwagi. Niespodziewane telefony osób podających się za policjantów, córki, synów czy też dawno niewidzianych wnuków nie muszą zakończyć się naszą finansową porażką.

Apelujemy o informowanie Policji o każdej próbie oszustwa. Nie przekazujmy osobom, podającym się za funkcjonariuszy służb mundurowych, żadnych środków pieniężnych i kosztowności, prośmy o wylegitymowanie się osoby podającej się za funkcjonariusza – do czego ma obowiązek – ze stopnia, imienia i nazwiska, miejsca pełnienia służby czy też identyfikatora kadrowego. Podane dane radzimy zapisać, aby następnie potwierdzić, czy dana osoba to faktycznie funkcjonariusz.

Pamiętajmy:

– Policja NIGDY telefonicznie nie informuje o prowadzonych przez siebie sprawach,
– NIGDY nie prosi o przekazanie pieniędzy nieznanej osobie,
– NIGDY też nie prosi o zaangażowanie naszych pieniędzy do jakiejkolwiek akcji!”

mk

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj