Proces o czary odbył się w Sądzie Okręgowym w Gdańsku. To nie żart. W zabytkowej sali rozpraw przenieśliśmy się do mrocznych czasów XVII i XVIII wieku. W oskarżoną o czary, świadków i motłoch wcielili się rekonstruktorzy z grupy Garnison. W roli publiczności zasiedli uczniowie gdańskich szkół.
– Robimy to w celach edukacyjnych. Wystarczyło, że człowiek rzucił pomówienie i reszta to podtrzymała i już sędzia, wbrew własnemu osądowi, musiał się poddać woli ludu. Inaczej sam by skończył na stosie. Opieramy się na wiarygodnych źródłach historycznych – podkreśla wcielająca się w rolę czarownicy Katarzyna Bogdanowicz.
Publiczność też nie mogła czuć się bezpieczna. W każdej chwili mogła zostać posądzona o konszachty z czarownicą Fot. Radio Gdańsk/Hanna Berenthal
Miano czarownicy można było zyskać w bardzo prosty sposób. Wystarczyło, że kobieta wyróżniała się w jakiś sposób na tle innych – posiadała większą niż reszta społeczności wiedzę np. na temat ziołolecznictwa, czy chociażby żyła dłużej niż przeciętnie (wówczas dożywało się wieku 30-40 lat).
Wielu naukowców podkreśla, że oskarżenie danej osoby o czary to nic innego jak działający od stuleci mechanizm kozła ofiarnego. Kiedy przychodziła zaraza, plony były nieudane, lub zdarzało się jakiekolwiek inne niepowodzenie – ktoś musiał być winny. Zarzuty o czarownictwo przed sądem mogły być więc wszelakiej natury. Mleko, które się zsiadło, choroba bliskich czy nawet stwierdzenie, że kogoś bolała głowa, gdy przechodził w pobliżu obejścia czarownicy stanowiły wiarygodne dowody.
– To zaskakujące. Taka kobieta nie miała żadnych szans – mówili uczniowie gimnazjum im. Św. Jana de la Salle po uczestnictwie w rekonstrukcji procesu.
„Dzień z Historią” odbywa się w Sądzie Okręgowym w Gdańsku już od trzech lat. Celem akcji jest skierowanie uwagi na zmiany, jakie zaszły w sądownictwie na przestrzeni wieków.
Fot. Radio Gdańsk/Hanna Berenthal
hb