Siedem miesięcy po nawałnicy na Pomorzu rzeka Słupia wciąż jest zawalona połamanymi drzewami. Kajakarze alarmują, że w takim stanie rzeka nie nadaje się do organizacji spływów. Urzędnicy zapewniają, że wszystko zostanie uprzątnięte.
W najgorszym stanie jest ośmiokilometrowy odcinek rzeki Słupi od Sulęczyna przez Rynnę Sulęczyńską do jeziora Żukowskiego – mówi organizator spływów kajakowych Andrzej Tenderenda. – Oczywiście nie jest tak, że całe osiem kilometrów rzeki jest zawalonych połamanymi drzewami, ale na dziś nikt odpowiedzialny nie wpuści tam kajakarzy. To są ogromne drzewa, połamane często w wielu miejscu, ale nadłamane w taki sposób, że w każdej chwili mogą runąć na wodę – dodaje.
Jak podkreśla, całe odcinki są wyłączone z użytkowania. – Niestety, moim zdaniem bez ciężkiego sprzętu nie da się tego usunąć. Tam są wąwozy, dość strome skarpy i często grząski teren. Dobra, zorganizowana i wyposażona w odpowiedni sprzęt ekipa może to moim zdaniem posprzątać w tydzień. Zdaję sobie sprawę, że były ważne sprawy po tej tragedii, ale dla nas tutaj rzeki muszą być spławne. To jest biznes turystyczny, jeśli rzeka będzie pogrodzona wiatrołomami, to stracą wszyscy: od sklepikarzy, przez kajakarzy po właścicieli kwater – mówi Andrzej Tenderenda.
NIEBEZPIECZNE ZATORY
Pierwsze spływy kajakarze organizują już w końcu kwietnia. Uprzątnięciem drzew ma zająć się Państwowe Gospodarstwo Wodne Wody Polskie. Prace zaplanowano na kwiecień. – Mogę zapewnić, że dołożymy wszystkich starań, by te sprawy zostały załatwione – mówi rzeczniczka wojewody pomorskiego Małgorzata Sworobowicz.
Lasy Państwowe oszacowały, że na terenie nadleśnictwa Lipusz drzewa połamane w sierpniowej nawałnicy zagrodziły około pięciu kilometrów rzeki Słupi. Leśnicy podkreślają, że zatory nie tylko uniemożliwiają organizację spływów kajakowych, ale również mogą powodować spiętrzenia wody, a w konsekwencji powodzie. Do tej pory usunięciu połamanych drzew nie sprzyjała też pogoda.