Ponad 70 lat temu został skazany za sprzeciw Armii Czerwonej. Teraz rodzina byłego mieszkańca Ustki dostała ponad 270 tysięcy

Zadośćuczynienie po ponad siedemdziesięciu latach. 272 tysiące przyznał Sąd Okręgowy w Słupsku rodzinie byłego mieszkańca Ustki. W 1947 roku Zbigniew Kijewski, wiceburmistrz pobliskiego Postomina, został skazany na trzy lata więzienia za sprzeciw wobec działań Armii Czerwonej.

Rosjanie rozbierali lokalne linie kolejowej oraz drugi tor, łączący Szczecin z Gdańskiem. Wiceburmistrz trafił do więzienia, ale po trzech miesiącach objęła go amnestia. W 2016 roku wyrok unieważniono. Rodzina nieżyjącego wiceburmistrza wystąpiła do sądu o odszkodowanie i zadośćuczynienie w kwocie w sumie ponad sześciuset tysięcy złotych. Sąd Okręgowy w Słupsku przyznał trójce dzieci niesłusznie skazanego 272 tysiące złotych.

WIĘZIONY I SZYKANOWANY

– Nie ma żadnych wątpliwości, że Zbigniew Kijewski został zatrzymany i skazany wyrokiem Wojskowego Sądu Rejonowego w Szczecinie za to, że protestował i kolportował ulotki, sprzeciwiające się działalności Związku Radzieckiego. Chodziło o rozbieranie linii kolejowych. Tory były wywożone za wschodnią granicę. Protest uznano za działalność przestępczą. Kijewski i kilka innych osób trafiło najpierw do aresztu, a potem zostali skazani na kary trzech lat pozbawienia wolności – przypominał sędzia Jacek Żółć.

Zbigniew Kijewski był pozbawiony wolności od 26 listopada 1946 roku. – Do tego czasu przez rok pełnił funkcję wiceburmistrza Postomina, cieszył się ogólnym szacunkiem. Po aresztowaniu wiele osób podpisało się pod petycją w sprawie jego uwolnienia. Po zwolnieniu z więzienia w wyniku amnestii dostał tak zwany „wilczy bilet”. Nigdzie nie mógł znaleźć pracy, był szykanowany, zatrudnienia po pewnym czasie musiał szukać aż w Radomiu. Sąd oszacował zarówno czas pozbawienia wolności, jak i czas szykanowania Zbigniewa Kijewskiego i na tej podstawie, zgodnie z prawem, przyznał odszkodowanie i zadośćuczynienie spadkobiercom – uzasadniał wyrok sędzia.

Wyrok nie jest prawomocny. Rodziny byłego wiceburmistrza nie było w sądzie podczas publikacji.

Przemysław Woś/mk

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj