Za późno wysłała karetkę do pacjentki, kobieta zmarła. Dyspozytorka usłyszała wyrok

Dyspozytorka pogotowia w Słupsku skazana za zbyt późne wysłanie karetki do pacjentki. W efekcie kobieta zmarła. Bogumiła K. zapłaci dwa tysiące złotych. Taką karę wymierzył jej Sąd Rejonowy w Słupsku. Chodzi o zdarzenie ze stycznia 2015 roku. Mąż 53-letniej kobiety zadzwonił na pogotowie. Żona podczas ćwiczeń gimnastycznych zaczęła czuć ostry ból w klatce piersiowej i zaczęły jej drętwieć palce. Dyspozytorka nie wysłała karetki. Gdy mężczyzna zadzwonił pół godziny później, wysłała ambulans, ale mimo reanimacji kobieta zmarła.

TŁUMACZYŁA, ŻE NIE ZIGNOROWAŁA PIERWSZEGO WEZWANIA

Bogumiła K. tłumaczyła przed sądem, że nie zignorowała pierwszego wezwania. – Ten pan, który dzwonił, sam mnie naprowadził, że to kobieta zdrowa, która ćwiczy i to może być przemęczenie lub nerwica – mówiła.

Sąd jednak powołując się na opinię biegłych uznał, że dyspozytorka pogotowia w Słupsku nie zachowała się prawidłowo i powinna wysłać karetkę podczas pierwszego wezwania. Chodziło o ucisk w klatce piersiowej i drętwienie palców oraz ręki, na które powoływał się dzwoniący mąż. Ponadto nie skonsultowała się z lekarzem w tej sprawie. Zespół karetki pogotowia powinien być zdaniem biegłych wyposażony w aparat EKG. Nie wysłanie ambulansu po pierwszym telefonie naraziło zdaniem biegłych na utratę życia i zdrowia i zmniejszyło jej szanse na przeżycie związku z dolegliwościami wieńcowymi.

TRZY WOLNE KARETKI

Bogumiła K. w chwili pierwszego wezwania miała do dyspozycji siedem karetek pogotowia. Trzy z nich w Słupsku oraz jedna w Kępicach były zajęte. Z kolei wolne były ambulanse w Ustce, Główczycach oraz Potęgowie. Zdaniem biegłych nawet wezwanie karetki z okolicznych podstacji pogotowia dałoby możliwość szybszego dotarcia do chorej niż w przypadku drugiego telefonu od męża kobiety. Bogumiła K. była dyspozytorką pogotowia od 1 stycznia 2012 roku. Łagodą karę sąd uzasadnił dotychczasową niekaralnością oskarżonej i jej bardzo dobrą opinią z miejsca pracy. Bogumiła K. nie pracuje już jako dyspozytorka w pogotowiu. Została przesunięta na inne stanowisko. Wyrok jest prawomocny.

– Moja klientka nie chciała się od niego odwoływać – poinformował obrońca dyspozytorki mecenas Paweł Skowroński. Sąd obciążył też oskarżoną kosztami procesu w wysokości tysiąca złotych.

Przemysław Woś/mar

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj