Nadeszło brutalne wymierzenie sprawiedliwości. Mijają 72 lata od stracenia załogi ze Stutthofu [DRASTYCZNE ZDJĘCIA]

72 lata temu w Gdańsku na 11 szubienicach zawisła załoga Obozu Koncentracyjnego Stutthof. Zgromadzony tłum nie miał litości. Każdy chciał zabrać coś dla siebie. Choćby guzik. Wszystkiemu przypatrywały się matki z dziećmi.

Proces cieszył się bardzo dużym zainteresowaniem mediów. Wstęp na salę sądową był wolny, ale z powodu dużej liczby chętnych, wprowadzono bilety wstępu. Ostatnie dni procesu transmitowało Polskie Radio.

Na ławie oskarżonych zasiadło 13 osób – SS-man, 6 niemieckich nadzorczyń i 6 polskich więźniów funkcyjnych. 30 czerwca 1946 r. sędziowie ogłosili werdykt. Dwaj kapo usłyszeli wyroki 3 i 5 lat pozbawienia wolności. Pozostałych skazano na karę śmierci. 4 lipca miną równe 72 lata od tego wydarzenia.

 

CAŁY GDAŃSK ŚWIĘTOWAŁ

Dzisiaj może to szokować, ale egzekucja przebiegała w piknikowej atmosferze. O jej terminie informowała lokalna prasa. Zakłady przemysłowe skróciły czas pracy. Inni organizowali pracownikom transport do miejsc straceń. Ówczesne – mocno przesadzone – szacunki mówiły nawet o 50 tysiącach widzów.

BYŁA OFIARA KATEM

Jedenaście ciężarówek pojawiło się na wzgórzu krótko po 17:00. W każdym pojeździe znajdowali się skazaniec, funkcjonariusze więzienia, policji politycznej oraz były więzień obozu. Ci ostatni zakładali pętle swoim oprawcom. Tak ofiara stała się katem. Kiedy ciężarówka ze skazaną nie mogła ruszyć z miejsca, kobietę z pętlą na szyi z platformy wypychała więźniarka.

WZIĄĆ CHOĆBY GUZIK

Tłum nie znał litości. Gdy skazani umarli, widownia ruszała w ich kierunku. Jedni chcieli zobaczyć swoich oprawców, inni szukali pamiątek, np. szubienicznego sznura. Zdjęte ciała wisielców przewieziono jako bezimienne do gdańskiej Akademii Medycznej. Kilka tygodni po egzekucji w Gdańsku zanotowano wypadki śmiertelne dzieci przez powieszenie. Bawiły się w egzekucję.

ZDJĘCIA ODNALEZIONO PO 70 LATACH

Historia ma swój epilog. Podczas remontu jednego z sopockich domów, zdjęcia z egzekucji trafiły wraz z innymi przedmiotami do kontenera na śmieci. Przypadkowo obok przechodził prof. Arnold Kłonczyński, prorektor Uniwersytetu Gdańskiego i zabrał je. Tak trafiły do IPN. Autorzy fotografii nie są znani. Nie wiadomo kim byli, dlaczego robili zdjęcia i jaki mieli w tym cel.

Tomasz Gdaniec/mkul

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj