Po opublikowaniu w piątek 21 września informacji o nieprzyznaniu tegorocznego „Złotego Klakiera”, w mediach i serwisach społecznościowych pojawiły się zarzuty o rzekomo politycznych motywach tej decyzji. Do piątku rano liderem „wyścigu” był bowiem film „Kler”. Zarzuty te nie są zgodne z prawdą, dlatego precyzyjnie wyjaśniamy, dlaczego w 2018 r. Klakiera nie przyznaliśmy.
„Złoty Klakier” to nagroda Radia Gdańsk przyznawana od lat. Jednak RG jest wyłącznie „pośrednikiem”. O wyborze nagrodzonego filmu decydują bowiem widzowie w Teatrze Muzycznym w Gdyni, którzy długością czasu trwania oklasków wskazują zwycięzcę rywalizacji. Film najdłużej oklaskiwany zdobywa tytuł „Złotego Klakiera”. Proste? Tak. Ale w tym roku pojawił się kłopot.
DROBNA ZMIANA, DUŻY KŁOPOT
W latach ubiegłych organizatorzy Festiwalu przedstawiali widzom reżysera i ekipę filmową przed projekcją filmu. Dlatego, po zakończeniu pokazu, brawa rozbrzmiewały aż do naturalnego wyciszenia. A czas trwania aplauzu odnotowywali pracownicy Radia Gdańsk, rejestrując oklaski. W tym roku sytuacja uległa pozornie drobnej zmianie. Reżyser i ekipa filmowa zaczęli pojawiać się na scenie po zakończonym pokazie filmu, a nie przed projekcją. Efekt? Część ekip nie chciała czekać na zakończenie ciągnących się oklasków, więc pojawiając się na scenie w czasie braw doprowadzali do ich szybszego wyciszenia.
KTO ZYSKAŁ, KTO STRACIŁ
W taki właśnie sposób nienaturalnie przerwano oklaski po filmach „Zimna wojna” i „Kamerdyner”. W tych przypadkach pojawienie się osoby prowadzącej pokaz i zapowiedź pojawienia się ekipy filmowej wyciszyła aplauz.
Prowadząca pokaz – zapraszając na scenę filmowców – miała świadomość, że zaburza proces rejestracji oklasków.
W przypadku innych filmów, jak np. „Kler” i „Jak pies z kotem” pojawienie się ekip filmowych nie przerwało oklasków, a zdaniem części obserwatorów, nawet je przedłużyło. Poniżej dołączamy plik dźwiękowy pokazujący, jak przerwano oklaski – nadal burzliwe – po filmie „Kamerdyner”.
To samo dotyczyło filmu „Zimna wojna”.
ODIUM SPADA NA RADIO GDAŃSK
Cała ta sytuacja spowodowała, że w ocenie prezesa Radia Gdańsk Dariusza Wasielewskiego, nie można było obiektywnie przyznać nagrody „Złotego Klakiera”. W przypadku kilku filmów sztucznie przerwano bowiem owację, a w innych przypadkach publiczność miała możliwość klaskania dłużej.
Jednak główny wątek, jaki podchwycono w wielu mediach, dotyczył faktu, że w chwili, gdy prezes Wasielewski zdecydował o rezygnacji z przyznania nagrody, liderem zestawienia był film „Kler”.
Decyzję prezesa Radia Gdańsk połączono z tym faktem i rozgłośni przypisano motywy polityczne.
– Żałuję, że nie przyznajemy nagrody w tym roku, ale w mojej ocenie doszło do błędów w pomiarach, nie zachowano równych szans dla wszystkich – mówi Dariusz Wasielewski, prezes Radia Gdańsk. – W mojej ocenie decyzja o nieprzyznaniu nagrody w tym roku była konieczna.
Czy radio popełniło błąd? – Nie przewidzieliśmy wszystkich skutków zmiany organizacyjnej polegającej na zapraszaniu ekip filmowych po pokazie filmu – przyznaje prezes Wasielewski. – A ta zmiana okazała się kluczowa w całej tej sprawie.
DYREKTOR PRZYZNAJE – RADIO ZGŁASZAŁO PROBLEM
Dyrektor Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych, Leszek Kopeć, pytany przez Polską Agencję Prasową o to, jak odnosi się do komentarzy odnośnie do cenzuralnych i politycznych powodów decyzji prezesa Radia Gdańsk, odpowiedział, że stacja sygnalizowała problemy z pomiarem oklasków już dwa dni wcześniej, kiedy połowa filmów nie została jeszcze pokazana.
– Nie widzę nic niestosownego ani kontrowersyjnego w tej decyzji – podkreślił Kopeć.
Gala wręczenia nagród pozaregulaminowych odbywa się w Teatrze Muzycznym w Gdyni. Przed rozpoczęciem uroczystości, na tablicy, na której zapisywano czas mierzonych oklasków, pojawiła się ostatnia wartość. Według niej, najdłużej oklaskiwanym filmem był „Jak pies z kotem” Janusza Kondratiuka, który miał premierę już po publikacji oświadczenia prezesa Radia Gdańsk.
RG/PAP