Odciski psich łap, nieznane imiona i regularne zagłębienia. Średniowieczne cegły ze Starogardu skrywają wiele tajemnic

Średniowieczne cegły ze Starogardu Gdańskiego opowiadają o zwyczajach dawnych mieszkańców miasta – uważa archeolog. – Czasem na średniowiecznych cegłach pojawią się odciski zwierząt domowych, a nawet dzieci. To efekt tego, że strycharze, czyli średniowieczni rzemieślnicy wyrabiający cegły, nie dopilnowali procesu ich wypalania – wyjaśnia archeolog Juliusz Gaj. 

ODCISKI RÓŻNYCH ZWIERZĄT

Ślady pozostawione przez zwierzęta na cegłach opowiadają o procesie produkcji materiałów budowlanych. Często spotkać na nich można odciski nie tylko psów czy kotów, ale także kóz, owiec i dzików. W praktyce oznacza to, że większość standardowych cegieł wypalano na słońcu, a nie w piecach. Dodatkowo na terenie cegielni obok psów trzymane były zwierzęta gospodarcze. Producenci bardziej dbali o trudniejsze w produkcji kształtki ceglane. Na nich w zasadzie nie spotyka się zwierzęcych odcisków.

– W czasach nowożytnych używano odciętych zwierzęcych łapek do znakowania partii cegieł. Jednak w tym wypadku budulec jest starszy i są dwa, a nie jeden odcisk. Także w tym wypadku żadnemu zwierzęciu nie stała się krzywda – dodaje archeolog.

OPOWIEŚĆ O OGNIU

Inną ciekawą historią, którą mogą opowiedzieć starogardzkie cegły, jest opowieść o ogniu. W południowej ścianie XIV-wiecznej, starogardzkiej fary można znaleźć okrągłe zagłębienia. Jedna z teorii mówi, że to efekt pokuty. Wierni mieli otrzymywać za zadanie wyżłobienie dziury palcem. Taka pokuta trwałaby niesamowicie długo i byłaby bardzo bolesna. Wedle innej propozycji, pył ceglany miał być dodawany do paszy dla zwierząt w niewielkich ilościach, aby ocalić od je chorób.

OGIEŃ ROZPALANY W WIELKĄ SOBOTĘ

Najbardziej logiczne wyjaśnienie mówi o rozpalaniu ognia o kościół w Wielką Sobotę. W kościele wygasza się wszystkie światła. W odpowiednim miejscu przed świątynią rozpala się ognisko. Następuje obrzęd święcenia ognia i święcenia paschału.

– To był prosty mechanizm świdrów ogniowych. Kawałek drewienka opierano o kościół i pocierano. Wydzielało się ciepło a zaraz za nim ogień, który wprowadzano do świątyni. A Przez to, że patyczek się kręcił, otwory są dość symetryczne – dodaje Juliusz Gaj.

Podobne pozostałości po świdrach ogniowych można spotkać od zachodniej granicy i Wybrzeża po Łowicz i Śląsk. Najwięcej takich artefaktów znajduje się w katedrze św. Mikołaja w Elblągu – ponad tysiąc.

Tomasz Gdaniec/mkul

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj