Spór o piwnice w Sopocie. Spółdzielnia mieszkaniowa chce wprowadzić dodatkowe opłaty. „Chodzi o bezpieczeństwo”

Płatne umowy, które chce wprowadzić zarząd Spółdzielni Mieszkaniowej „Przylesie”, sprawią, że każdy najemca będzie musiał wziąć na siebie m.in. odpowiedzialność związaną z przepisami przeciwpożarowymi. Teraz piwnice stanowią część wspólną bloków, a więc odpowiedzialność taką ponosi spółdzielnia. Zarząd tłumaczy, że zagracone piwnice stanowią zagrożenie. Lokatorzy natomiast nie godzą się na dodatkowe opłaty i obawiają odpowiedzialności. Jak zapewnia jedna z mieszkanek, pod petycją lokatorów podpisało się już 200 osób.

W Spółdzielni Mieszkaniowej „Przylesie” w Sopocie wrze. Zaraz po podwyżce opłat miesięcznych, w tym za zarząd i eksploatację części wspólnych, które zaczną obowiązywać od początku kwietnia, prezes spółdzielni, z poparciem 5 członków rady nadzorczej (3 przeciw), wprowadza od maja dodatkową opłatę od pierwszej używanej przez mieszkańca komórki piwnicznej (komórki piwniczne są częścią wspólną budynku).

„Opłata miałaby wynosić 10 zł miesięcznie i byłaby rewaloryzowana corocznie od roku 2020, przy czym umowa najmu mówi, że najemca odpowiada za wszelkie zniszczenia (również przez osoby trzecie, w tym zalanie przez spółdzielnię, jak mniemam), stan techniczny, poprzez stwierdzenie braku uwag do jego stanu (wiadomo, jak wyglądają komórki piwniczne w komunistycznych budynkach), pyta spółdzielnię za każdym razem, kiedy chce adaptować lub ulepszać pomieszczenie piwniczne, jest zobowiązany pokazywać spółdzielni, co trzyma w komórce, kiedy ta tego zażąda, ponieść karę w postaci wyprowadzenia się z komórki, jeśli spółdzielnia sama uzna za zasadny dług najemcy za mieszkanie i – zaznaczam – wypowiedzieć umowę może tylko spółdzielnia, jednostronnie” – pisze jedna z lokatorek na forum w internecie.

„NIE SZUKAM PIENIĘDZY, CHODZI O BEZPIECZEŃSTWO”

Prezes spółdzielni Piotr Kurdziel tłumaczy, że nie szuka nowych form finansowania inwestycji „Przylesia”, co zarzucają mu niektórzy mieszkańcy, ale nie chce brać odpowiedzialności w przypadku ewentualnego nieszczęścia, spowodowanego pożarem. Mówi też, że ewidencjonowanie piwnic utrudnia fakt, że przez lata niektórzy mieszkańcy wymieniali się pomieszczeniami lub odstępowali od ich używania.  

– Chciałbym mieć dokument, na podstawie którego konkretna piwnica będzie przypisana do konkretnego właściciela lub lokalu i ten właściciel będzie w zapisach tej umowy zobowiązany do przestrzegania tylko jednego – warunków bezpieczeństwa pożarowego. Strażacy mogą najlepiej powiedzieć, jakie będą ewentualne skutki nawet małego pożaru dla ludzi oraz piwnic i klatek schodowych. W innych miejscach w Polsce były nawet wypadki śmiertelne. Także to nie jest działanie na szkodę spółdzielni. Nikt nikomu niczego nie chce zabrać, chcemy zapisać warunki bezpiecznego użytkowania piwnic, żeby ktoś za to świadomie odpowiadał – mówi Piotr Kurdziel i dodaje, że jeśli ludzie obawiają się 10 złotych dodanych do czynszu, to opłata może jego zdaniem wynosić nawet symboliczną złotówkę.

„ZAGRACONE PIWNICE TO ZAGROŻENIE”

Straż pożarna musi wymagać od spółdzielni usunięcia materiałów łatwopalnych z pomieszczeń, które stanowią część wspólną i udrożnienia korytarzy. Pracownicy spółdzielni nie mogą jednak po prostu wystawić czyichś rzeczy na śmietnik. Jak mówią, są zatem w kropce.

– Na pewno nie można w komórkach piwnicznych przetrzymywać cieczy niebezpiecznych pożarowo, czyli np. benzyny, ropy. Jeżeli stwierdzimy naruszenie przepisów przeciwpożarowych w części wspólnej, czyli np. w korytarzu piwnicznym, to wydajemy decyzję administracyjną zarządcy obiektu, nakazującą np. usunięcie szafy, kosza czy innego elementu. Jeżeli jest to komórka lokatorska, musimy stwierdzić, na jakiej podstawie jest ona użytkowana i wówczas wydajemy decyzję na zarządcę lub, jak to się mówi, Kowalskiego, który jest najemcą lub właścicielem komórki – mówi zastępca komendanta miejskiego Straży Pożarnej w Sopocie Adam Hałasa.

„TO NIE JEST OPŁATA NA WYNAGRODZENIE PREZESA”

Mieszkańcy, szczególnie osoby starsze, nie rozumieją, dlaczego mają płacić ekstra za piwnice, których używali przez lata. Dodatkowo, członkowie spółdzielni chcą, by wszelkie naprawy w piwnicach pokrywał fundusz remontowy.

– Po pierwsze, przez moją piwnicę nie przebiegają rury, dlatego nie chciałem niczego wystawiać w trakcie remontu. Mam tam stare rowery. Pewnie, komuś mogą wydawać się niepotrzebne, ale ja sobie w nich podłubię, kiedy będę miał czas. Po drugie, mam też rzeczy, tak graty, których nie trzymam w domu. Od tego jest piwnica, żebym je tam trzymał i nikt mi nie wytłumaczy, że jest inaczej. Jak ktoś będzie sprawiał zagrożenie pożarowe, to niech go zgłoszą gdzieś, a nie kombinują. Trochę tych bloków jest, ładna suma się uzbiera i ciekawe na co pójdzie? – pyta pan Janusz, lokator jednego z bloków.

– To nie jest opłata na wynagrodzenie prezesa czy zarządu. W ramach umowy proponujemy otynkowanie, wprowadzenie monitoringu, wysprzątanie, jest też ubezpieczenie. (…) Proszę też pomyśleć, spółdzielnia, w związku z remontem, przeprowadzonym również w piwnicach, poniosła koszty kilkunastu tysięcy złotych wywozu ton śmieci z każdego budynku. Przez pół roku, co tydzień Zakład Oczyszczania Miasta wywoził kontenery, aż wyczerpał się limit. Musieliśmy czekać do nowego roku, żeby wywieźć resztę tego, co zalegało. To nie były planowane wydatki i nikt od nikogo nie wymagał wtedy dopłat – zaznacza prezes spółdzielni.

„PIWNIC JEST MNIEJ NIŻ MIESZKAŃ, A JESZCZE WÓZKARNIE?”

Piwnic jest mniej niż mieszkań, co także budzi obawy, że nastąpią sąsiedzkie spory, bo ktoś będzie chciał np. odzyskać komórkę, która została przekazana innej rodzinie przed laty. Ludzie bojący się o to, źle reagują na informacje o możliwości adaptacji części piwnic na wózkarnie/rowerownie.

– Wiele osób, tych świadomych spółdzielców, zwraca nam uwagę, że młodzież wozi rowery na piętra i przy tym niszczy windę, która kosztowała 120 tysięcy. Żeby móc tej młodzieży zapewnić inne warunki, proponujemy zrobienie rowerowni, wózkarni. Taka propozycja była oficjalnie przedstawiona wszystkim na piśmie i czekaliśmy na ofertę od mieszkańców, jak to rozwiązać. To pieniądze mieszkańców, jeżeli mieszkańcy stwierdzą, że nie chcą wózkarni, to jej nie stworzymy. Jeśli będą chcieli pralni, zrobimy pralnię. To wszystko zależy od ich pomysłów – mówi prezes.

Na razie problem własności i ewentualnych nowych umów jest w zawieszeniu, potrzebne są konsultacje. Wśród rzeczy wyniesionych z piwnic znaleźć można prawdziwe „skarby”, dwa kartony świetnie zachowanych zapałek z ZSRR, walizki z lat 50., elektronikę z lat 70., płyty, archiwalne zdjęcia. Niestety, jest też dużo starych farb i lakierów, zdarzyły się nawet kanistry z benzyną.

 

Piotr Puchalski
Napisz do autora: p.puchalski@radiogdansk.pl

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj