Młodość, odwaga, porwanie okrętu i śmierć. Historia zbuntowanych marynarzy na ORP Żuraw stanowiłaby bardzo dobry scenariusz dla filmu, gdyby nie jej tragiczne zakończenie i kary wieloletniego więzienia. Okręt Marynarki Wojennej wyruszył z Gdyni do Kołobrzegu 22 lipca 1951 roku. Celem rejsu było dokonanie pomiarów głębokości oraz oczyszczenie torów wodnych. Jednocześnie statek holował tarcze strzelnicze, przygotowane do strzałów artyleryjskich w czasie zbliżających się manewrów.
1 sierpnia, kiedy okręt zrealizował wszystkie postawione cele, wyruszył do swego macierzystego portu w Gdyni. Dowódca kmdr ppor. Arkadiusz Ignatowicz zarządził krótką odprawę, podczas której przedstawiono rozkład wacht. Następnie marynarze rozpoczęli służbę, a oficerowie poszli zaznajamiać się z nowym oficerem politycznym, który zaokrętował się w Kołobrzegu.
WYKRADŁ BROŃ
W tym samym czasie marynarz Henryk Barańczak zdobył klucz do schowka z bronią i wykradł ją. Po godz. 19 uzbrojony Barańczak wraz z st. mar. Wojciechem Pierścionkiem i st. mar. Jerzym Czarnieckim wpadli do kabiny i w ostrych słowach poinformowali oficerów o buncie oraz zmianie kursu. Zaskoczeni oficerowie byli całkowicie bezbronni. Ich broń znajdowała się, zgodnie z wytycznymi MON, w magazynie Sztabu Marynarki Wojennej mieszczącym się w Gdyni.
W efekcie dowodzący okrętem zostali zamknięci w mesie. Do buntu dołączyło 12 pozostałych marynarzy. Po odizolowaniu oficerów, Barańczak nakazał radiotelegrafiście zerwanie kontaktu z lądem i wykreślenie kursu w stronę szwedzkiego miasta Ystad.
SZWEDZKI AZYL
„Żuraw” zakotwiczył w porcie Ystad 2 sierpnia ok. godz. 6. Na pokład weszły trzy osoby – oficer policji, jeden cywil oraz Polka jako tłumaczka. Kmdr ppor. Ignatowicz stwierdził, iż pozwoli zejść z okrętu marynarzom dopiero po rozmowie z przedstawicielem polskiej służby konsularnej. Była to próba wyrobienia sobie alibi. O azyl w Szwecji poprosiło 11 marynarzy. Na okręcie pozostał tylko jeden. Kiedy chętni zeszli na ląd, okręt w asyście szwedzkiej kanonierki wyszedł z portu.
ZMIENILI KURS
Podczas powrotu do Gdyni dowódca okrętu otrzymał rozkaz nawiązania połączenia z ORP „Błyskawica” i podawania własnego położenia. Kmdr ppor. Ignatowicz zrozumiał, iż wysłano im na spotkanie niszczyciel. Spotkanie się na morzu z ORP „Burza” dałoby bardzo szerokie pole do popisu ówczesnej propagandzie. Toteż dowódca „Żurawia” zdecydował się na zmianę kursu. Nowy szlak został wytyczony prostopadle do linii brzegowej, wzdłuż której okręt miał płynąć tak, aby nie napotkać niszczyciela. W piątek, 3 sierpnia, ORP „Żuraw” zacumował w swoim macierzystym porcie.
AZYL, EMIGRACJA I PROCESY
Losy załogi statku potoczyły się bardzo różnie. Buntownicy, krótko po uzyskaniu azylu, wyemigrowali do Ameryki Północnej. Załoga statku, która powróciła do kraju, została uraczona dwoma procesami. Jednym dla marynarzy, drugim dla oficerów.
Tadeusz Lata był jednym z marynarzy, który zdecydował się wrócić do Polski z Ystad. W toku brutalnego postępowania przygotowawczego został przymuszony do złożenia zeznań o istnieniu grupy, która przygotowuje się do zdrady ojczyzny na Flotylli Trałowców oraz okręcie podwodnym B-11. Konsekwencje wyciągnięto wobec wszystkich osób wskazanych przez marynarza. Otrzymały wyroki od 10 do 15 lat pozbawienia wolności.
OFICEROWIE SKAZANI
Zupełnie inny los spotkał oficerów. Za tchórzostwo w obliczu nieprzyjaciela i oddanie okrętu bez walki prokurator wojskowy Leonard Azarkiewicz żądał kary śmierci. Jednak kmdr ppor. Iwanow i por. Ignatowicz zostali skazani przez sędziego majora Obsta na 15 lat więzienia, a oficer polityczny „Żurawia” ppor. Bogumił na 12 lat. Wszyscy trzej zostali również zdegradowani oraz stracili prawa polityczne na okres pięciu lat.
Marynarze i podoficerowie otrzymali kary od dwóch do dziesięciu lat pozbawienia wolności. Jedną osobę – marynarza Borgosza – uniewinniono. Uciekinierzy zaś zaocznie zostali skazani na karę śmierci.
Tomasz Gdaniec/mkul