Słońce, świeże powietrze i magiczne widoki, czyli jesteśmy w raju. Generał Zaruski w rejsie do korzeni [ZDJĘCIA]

Słońce, morska bryza, świeże powietrze i… cisza. Jedyne dźwięki w promieniu wielu kilometrów dochodzą właśnie z naszego statku, którym kilka dni temu wyruszyliśmy na spotkanie z przygodą. Słychać głównie łopot żagli i śmiech załogi. Znaleźliśmy raj – nasz mały, wspaniały świat na statku.

Zaopatrzyliśmy się w świeże owoce i warzywa, odbyliśmy szkolenie z zasad bezpieczeństwa, dostaliśmy ostatnie wskazówki i popłynęliśmy. Jak się okazało, pierwszym przystankiem na naszej morskiej trasie nie było Visby, jak pierwotnie zakładaliśmy, a Sopot. Po załatwieniu wszystkich spraw ruszyliśmy w stronę Helu, a stamtąd dalej na otwarte morze.

(Fot. Radio Gdańsk/Jacek Klejment)

Cała załoga, którą staliśmy się tuż po wejściu na pokład, podzielona została na kilka zespołów. Według przygotowanego grafiku dostaliśmy prace przy kuchni, na pokładzie i inne ważne zadania. Bez względu na grafik, każdy przydzielony został do odpowiednich żagli, za które był odpowiedzialny przez cały rejs. Na hasło ”do masztów” każdy już wiedział, co ma robić.

ŻARTÓW NIE MA, ALE I TAK JEST WESOŁO

Jak się szybko okazało, podnoszenie głównego żagla to nie lada wyzwanie i nie o siłę, ale o technikę chodziło. Proszę sobie wyobrazić, jak trzech dorosłych facetów z trudem chwyta za linę podnoszącą jeden z żagli, po czym znikąd pojawia się drobna 18-letnia Ada i robi nam obciach, radząc sobie sama z liną lepiej niż trzech zasapanych mężczyzn. Po tej trudnej lekcji zrozumieliśmy, że żartów nie ma, a odpowiedzialność jest duża.

Już pierwszej nocy nasza grupa dostała wachtę od północy do czwartej nad ranem. Każdy na godzinę przydzielony został do odpowiedniej pracy. Kuba złapał za ster, Wanda uczyła się odczytywania i nanoszenia na mapy naszych współrzędnych, a ja w pierwszej godzinie dostałem „oko”, czyli wypatrywanie ewentualnych zagrożeń na naszym kursie. W kolejnych godzinach każdy zmieniał funkcję i uczył się wszystkiego. Tak minęła pierwsza noc na Generale Zaruskim.

SZCZĘŚLIWA GODZINA

Następnego dnia pobudka była punktualnie o 7:00, a już o 7:30 apel i podnoszenie bandery, do 9:00 mycie i sprzątanie statku, zadziornie nazywane przez oficerów „szczęśliwą godziną”. Czas między stawianiem żagli, nauką a jedzeniem poświęcaliśmy na długie rozmowy o sensie życia. Pierwszym przystankiem na trasie naszej wyprawy była Gotlandia, a dokładnie miasto Visby, w którym właśnie odbywa się tydzień średniowiecza. Nie dość, że każda uliczka jest portalem do innej epoki, to niemal wszyscy w tym czasie chodzą po ulicach przebrani w średniowieczne stroje. Klimat tego miejsca jest niesamowity. W Visby zostaliśmy przez kilkanaście godzin. Zacumowaliśmy naprzeciwko naszego gdyńskiego SY Zawisza Czarny, który chwilę po naszym wejściu do portu wypłynął, ale to przypadkowe spotkanie było bardzo miłe.

RAJ

W środę rano dopłynęliśmy na szkiery, czyli malownicze skaliste wysepki, około 200 kilometrów od Sztokholmu na wschodnim wybrzeżu Szwecji. Zacumowaliśmy bezpośrednio przy skałach. Część załogi niemal od razu wyskakując ze statku, poszła się kąpać. W tym wyjątkowym miejscu zostaliśmy do wieczora, a po godzinie 22 ruszyliśmy do portu w Kalmarze.

 

zaruski3

(Fot. Radio Gdańsk/Jacek Klejment)

Załoga żaglowca pozdrawia z pokładu. Pełna relacja z wyprawy pojawi się na stronie i antenie Radia Gdańsk po 11 sierpnia.

Rejs zorganizowany został w ramach międzynarodowego projektu unijnego „Baltic Pass – Maritime Heritage Tours”, realizowanego przez Gdański Ośrodek Sportu.

 Jacek Klejment

 

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj