Leżą na środku chodnika, ścieżki rowerowej czy w krzakach. Elektryczne hulajnogi miały być hitem, a są problemem

Gdańsk zalewa dotychczas niespotykana fala pojazdów elektrycznych. Stolica Pomorza nie jest odosobnionym przypadkiem. Tendencję tę obserwować można w całej Polsce. Zjawisko to jest tak popularne, że zainteresowało się nim Ministerstwo Infrastruktury. Proponowane zmiany w prawie będą dotyczyć każdego.

Na całym świecie, także w Polsce, wszelkiej maści pojazdy elektryczne (wliczając w to samochody) promowane są jako ciekawa i ekologiczna alternatywa do tradycyjnych środków transportu. Czy jest tak naprawdę? Warto wspomnieć, skąd rzeczywiście pochodzi prąd do ich zasilania, bo Polska nadal brunatnym i kamiennym węglem stoi. Mamy nawet jedną z największych elektrowni węglowych w Europie – mowa oczywiście o tej mieszczącej się w Bełchatowie. Czy można więc powiedzieć, że te wszystkie pojazdy zasilane są na węgiel?

ALTERNATYWA DLA KOMUNIKACJI PUBLICZNEJ

Mimo panującego w Gdańsku wakacyjnego luzu, nadal „wpakować” można się w niezłe korki. Żeby zmniejszyć liczbę samochodów w centrum, coraz to kolejne parkingi zaczynają być płatne. A to mało któremu kierowcy się podoba. Tym bardziej, że na transport publiczny przerzucić się zmotoryzowanym trudno, bo ta opcja zwyczajnie do luksusów nie należy. W takich chwilach na swoją szansę liczyć mogą pojazdy z napędem elektrycznym. I te właśnie – w stolicy Pomorza – tego lata zdobywają serca kolejnych użytkowników. Dlaczego? Nad tym nie trzeba się długo zastanawiać. To tak efektowny, jak efektywny sposób poruszania się po mieście.

GDAŃSZCZANIE WYBIERAJĄ WYGODĘ

Mogłoby się wydawać, że ten środek transportu popularność może zawdzięczać cenie. Nic bardziej mylnego. Wartość hulajnóg elektrycznych często przekracza koszt kupna nowego roweru. Ciekawym rozwiązaniem wydaje się więc wynajem takiego urządzenia przez aplikację. To właśnie proponuje od niedawna kilka firm, funkcjonujących na terenie Trójmiasta. Jednak i tu rozwiązanie wydaje się nieekonomiczne. Cena wynajmu często kilkukrotnie przekracza koszty biletów komunikacji miejskiej. Jeżeli chodzi o hulajnogi elektryczne, w Trójmieście mamy kilku głównych operatorów. Są to m.in. Quick App, Logo Sharing i Blinkee.city. Bez względu na wybór firmy i aplikacji – ceny wyglądają podobnie. Podróż będzie kosztować 3 zł (za tzw. opłatę startową) i ok. 50 gr za każdą kolejną minutę wypożyczenia. Dla porównania, cena jednorazowego biletu normalnego według ZTM w Gdańsku to 3,20 zł, ulgowego – 1,60 zł.

– Zdarza mi się jeździć elektrycznymi hulajnogami. Najczęściej jak spóźnię się na autobus albo jak nie chcę tłuc się komunikacją publiczną. Wypożyczenie jest proste, a ja lubię szybko jeździć – mówi napotkany przez naszego reportera użytkownik hulajnogi.

PRĘDKOŚĆ MA ZNACZENIE

Szczególnie wśród młodych panuje przekonanie – im szybciej, tym lepiej. Kwestia bezpieczeństwa to niestety dla wielu sprawa drugorzędna, o której często pamiętają tylko producenci urządzeń. Te różniące się od siebie wyglądem, ale nie zastosowaniem, pojazdy, programowane są w taki sposób, żeby ograniczać możliwość przekroczenia prędkości 25km/h. To jednak nie wystarcza.

(Fot. Radio Gdańsk/Borys Niski)

Kolejne problemy zaczynają się, kiedy wypożyczenie trzeba zakończyć. Okazuje się, że użytkownicy nie zwracają uwagi na resztę przechodniów. Widok pozostawionej na środku chodnika hulajnogi nie jest rzadkością. Takie zachowanie daje się we znaki mieszkańcom, szczególnie tym z niepełnosprawnościami, ale także innym użytkownikom ruchu, na przykład rowerzystom.

– Jechałam po zmroku na molo w Brzeźnie. Oczywiście miałam światła i wszystko, co niezbędne, by o tej porze poruszać się rowerem. Taką leżącą na skraju ścieżki hulajnogę jednak trudno zobaczyć. Niewiele brakowało, a wjechałabym w nią i pewnie na zwykłych otarciach by się nie skończyło – relacjonuje rowerzystka, która zgłosiła się do nas z problemem.

– Hulajnogi elektryczne to dla nas duży problemem. Jeżdżą bardzo szybko, osoby niewidome nie mają czasu, żeby zareagować. Są też ciche, więc nie słychać, kiedy się zbliżają. Ludzie często zostawiają je na chodnikach, na środku. Łatwo się o nie wywrócić. Zdarza się, że stoją po kilka na raz, są powywracane. Czasami bardzo trudno je obejść. To są dla nas realne problemy – komentuje Monika Chocholewska z okręgu pomorskiego Polskiego Związku Niewidomych.

środek chodnika
(Fot. Radio Gdańsk/Borys Niski)
SZACUNEK DLA WSPÓLNEGO?

Pozostawienie hulajnogi w przejściu można przypisać pośpiechowi czy zaniedbaniu. Jednak to nie wszystko, na co można się natknąć, podążając szlakiem pojazdów elektrycznych. Porzucone w krzakach czy na poboczu urządzenia powoli stają się zmorą gdańszczan. Często są tam pozostawiane celowo, a niejednokrotnie też niszczone, jak słynny już rower Mevo, wrzucony na trakcję trolejbusową.

 
h droga wjazdowa
 
krzaki
(Fot. Radio Gdańsk/Borys Niski)
 
OPERATORZY CHCĄ WSPÓŁPRACOWAĆ

Nie ma na razie żadnych konkretnych przepisów, które umożliwiałyby nakładanie kar za nieodpowiednie użytkowanie hulajnóg. Niedawno Radio Gdańsk kontaktowało się z właścicielami firm, które umożliwiają ich wynajem. Padają deklaracje, ale niestety nadal niewiele się dzieje. Sytuację komentował Paweł Maliszewski, współwłaściciel blinkee.city, operatora wynajmującego skutery i hulajnogi elektryczne.

– Uważamy, że uregulowanie rynku jest bardzo potrzebne. Na początku wolny rynek pomaga w znalezieniu potrzeb mieszkańców, a co za tym idzie, w rozwoju biznesu, ale działania na dużą skalę wymagają uregulowania. Przyniesie to korzyści wszystkim. Nam, jako operatorom, pozwoli to na zarysowanie ram, w których możemy się poruszać. Dzięki temu będziemy wiedzieli, czego się spodziewać. Wiedział o swoich prawach i obowiązkach będzie też użytkownik. Miasta natomiast będą mogły razem z nami podjąć aktywne działania, żeby zadbać o porządek na ulicach – tłumaczył.

HULAJNOGI ELEKTRYCZNE TO NIE POJAZDY

Zgodnie z unijnymi przepisami z 2017 r., ustalającymi kategorie i przepisy, dotyczące certyfikacji dopuszczenia i użytkowania jednośladów elektrycznych (jednocześnie anulującymi stare procedury z 2002 r.), pojazdy elektryczne bez siodełka, czyli m.in. hulajnogi, które nie poruszają się z prędkością większą niż 25 km na godzinę i które mają silniki o mocy nieprzekraczającej 250 W, zostały wyłączone z przepisów, które dotyczą np. rowerów elektrycznych. W Polsce według kodeksu drogowego urządzenia te nie są kwalifikowane jako pojazd.

Na problemy związane z hulajnogami elektrycznymi zareagowało nawet Ministerstwo Infrastruktury. Minister Andrzej Adamczyk przedstawił kilka dni temu propozycję zmian, które unormują sytuację Urządzeń Transportu Osobistego (UTO). Do najważniejszych elementów zmian należy dodanie aktualnej definicji UTO, która ma brzmieć:

„urządzenie konstrukcyjnie przeznaczone do poruszania się wyłącznie przez kierującego znajdującego się na tym urządzeniu, o szerokości nieprzekraczającej w ruchu 0,9 m, długości nieprzekraczającej 1,25 m, masie własnej nieprzekraczającej 20 kg, wyposażone w napęd elektryczny, którego konstrukcja ogranicza prędkość jazdy do 25 km/h”.

ZMIANY DOTYCZĄ TEŻ PIESZYCH

Po wprowadzeniu obiecanych przez ministra Andrzeja Adamczyka zmian piesi będą mieli na chodniku pierwszeństwo. Nie będzie można zostawiać UTO na przejściach, przystankach i w innych miejscach do tego nieprzeznaczonych. To ma poprawić sytuację wszystkich użytkowników ruchu. Hulajnogi nie będzie mogła prowadzić osoba w wieku do 10 lat.

– Nowe technologie stawiają nowe wyzwania. Chcemy, aby prawo nadążało za zmieniającym się światem. Dlatego nowe przepisy określają ramy, w których mogą funkcjonować nie tylko hulajnogi elektryczne, ale i wszystkie urządzenia transportu osobistego, które już się pojawiły i które w przyszłości mogą się pojawić – powiedział wiceminister Rafał Weber podczas prezentacji propozycji zmian.

W Gdańsku hulajnogi to nowość, więc na terenie stolicy Pomorza nie ma ich jeszcze zbyt wiele. Co nie zmienia faktu, że obserwując zmiany w ich liczbie, można zauważyć tendencję rosnącą. W miastach, w których jest ich więcej, m.in. we Wrocławiu, zaczynają się prawdziwe utrudnienia dla mieszkańców. Nie brakuje urządzeń wrzuconych do rzek, powieszonych na znakach drogowych i zostawionych na przejściach. Można mieć tylko nadzieję, że nowe prawo wyprzedzi nadejście problemów w Trójmieście.

Borys Niski
Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj