Mieszkańcy Nowego Portu chcą, by spalarnia niebezpiecznych odpadów Port Service ostatecznie wyniosła się z ich dzielnicy. Zakład od lat uprzykrza im życie przykrym zapachem. W niedzielę rusza zbiórka podpisów, by władze Gdańska rozwiązały z nim umowę.
By zrozumieć, z czym borykają się mieszkańcy tej dzielnicy, należałoby przyjechać do Nowego Portu w momencie, kiedy te zapachy są najbardziej wyczuwalne. Zazwyczaj jest tak w piątek po południu i weekend.
– To bardzo przykry, chemiczny zapach. Z jego powodu nie można w ogóle otworzyć okien. Ruszamy ze zbieraniem podpisów pod petycją do prezydent Aleksandry Dulkiewicz, aby umowę z zakładem rozwiązała przed 2024 rokiem – podkreśla Tomasz Rakowski z PiS, kandydujący do Sejmu.
Zbiórka podpisów rozpocznie się w niedzielę przy kościele św. Jadwigi w Nowym Porcie.
MIASTO PROPONOWAŁO NOWĄ LOKALIZACJĘ
Umowa z zakładem w 1994 roku była zawarta bez udziału gminy Miasta Gdańska, ale przez ówczesny Urząd Rejonowy i Skarb Państwa. Po reformie samorządowej tę umowę niejako „odziedziczył” prezydent Gdańska, jako starosta zarządzający mieniem Skarbu Państwa. Z powodu uciążliwej działalności miasto podejmowało już próby, by zakład się wyprowadził.
– Między innymi w 2015 roku były propozycje zmian lokalizacji dla firmy Port Service na tereny w okolicach rafinerii. Sprawę prowadziła Gdańska Agencja Rozwoju Gospodarczego. Ostatecznie zakład nie był zainteresowany zmianą – podkreśla Jędrzej Sieliwończyk z biura prasowego w gdańskim magistracie.
PRZERZUCANIE ODPOWIEDZIALNOŚCI?
Jesienią zeszłego roku nieżyjący prezydent Paweł Adamowicz na spotkaniu z mieszkańcami ogłosił, że miasto nie przedłuży umowy z Port Service. Problem w tym, że jej wcześniejsze rozwiązanie, przed 2024 rokiem, wiązałoby się z poważnymi konsekwencjami prawnymi i finansowymi.
Prezydent Adamowicz zaapelował wówczas na piśmie do Dariusza Drelicha, wojewody pomorskiego, z prośbą o pomoc w pozbyciu się Port Service. Wojewoda podkreślał, że to przerzucanie odpowiedzialności. Przypomniał, że pozwolenie na prowadzenie działalności zakładu na Westerplatte wydaje marszałek oraz że na terenie, gdzie mieści się Port Service, obowiązuje plan zagospodarowania przestrzennego.
– Gdyby miasto nie chciało, by była tam prowadzona tego typu działalność, to powinno zmienić ten plan i wpisać w nim zakaz tego typu usług. To też byłaby podstawa do rozwiązania umowy – zauważał w 2018 roku wojewoda.
CO DALEJ?
Czy miasto planuje zmienić zapisy w miejscowym planie?
– W tej chwili nie są prowadzone prace zmierzające do zmiany planu miejscowego, które miałyby objąć teren spółki Port Service, nie ma też wniosku w sprawie zmiany planu – wyjaśnia Jędrzej Sieliwoczyk z gdańskiego UM.
SPALARNIA BUDZI KONTROWERSJE OD LAT
Port Service od lat budzi kontrowersje, ale też obawy związane ze sposobem prowadzenia działalności. W zeszłym roku trafiły do niej niebezpieczne odpady z nielegalnego składowiska chemikaliów z Gostynina, które były przyczyną skażenia w tej miejscowości.
Wcześniej, w 2012 roku, do spalarni trafiło 15 tysięcy ton skażonej środkiem grzybobójczym HCB ziemi z Ukrainy. Zakład przez kilka lat nie mógł się uporać z utylizacją takiej ilości ziemi, która była na dodatek nieprawidłowo składowana na terenie zakładu.
Port Service w skali roku spala około 11 tys. ton odpadów niebezpiecznych, których nie można zutylizować w ZU Szadółki. Są to głównie odpady medyczne, w tym odpady zawierające żywe drobnoustroje chorobotwórcze lub ich toksyny, czy przeterminowane leki.
Odpady medyczne pochodzą nie tylko z trójmiejskich szpitali, ale też z Wejherowa, Słupska i części placówek z województwa zachodniopomorskiego.
Spółka przetwarza też 30 tys. ton odpadów płynnych pochodzących ze statków w Stoczni Remontowej (zużyte oleje, płyny chłodnicze, szlamy) i z innych zakładów przemysłowych.
Katarzyna Moritz