Pół miliona złotych zniknęło z kasy zapomogowo-pożyczkowej Politechniki Gdańskiej. Pieniądze miała zdefraudować księgowa. Śledztwo w tej sprawie prowadzi prokuratura – nikt na razie nie usłyszał zarzutów.
Braki w kasie wyszły na jaw po tym, jak księgowa bezprawnie na zewnętrzne konto przelała 10 tysięcy złotych. Wówczas przeprowadzono audyt i okazało się, że pieniądze znikały regularnie przez 10 lat. Miały trafiać na konta rodziny księgowej, którzy również pracowali na gdańskiej uczelni.
BIEGŁY WYLICZY WARTOŚĆ SZKODY
– Śledztwo prowadzone jest z zawiadomienia władz uczelni, w kierunku przywłaszczenia pieniędzy. Zabezpieczono dokumentacje, przesłuchiwani są świadkowie. Konieczne będzie powołanie biegłego z zakresu rachunkowości, który wyliczy, jaka jest wartość szkody – poinformowała prokurator rejonowy Gdańsk-Wrzeszcz Elżbieta Szczygieł.
Za przywłaszczenie pieniędzy grozi 5 lat więzienia.
Oświadczenie Politechniki Gdańskiej
W związku z doniesieniami medialnymi w sprawie byłej pracownicy Politechniki Gdańskiej, podejrzewanej o wyprowadzenie środków finansowych z Kasy Zapomogowo-Pożyczkowej działającej przy uczelni, pragniemy podkreślić, iż Politechnika Gdańska występuje w omawianej sprawie jako strona poszkodowana.
Natychmiast po ujawnieniu procederu rozpoczęliśmy szczegółowy, wewnętrzny audyt, a także rozwiązaliśmy umowę o pracę z osobą podejrzewaną o oszustwo. Wyniki audytu przekazaliśmy niezwłocznie prokuraturze wraz z zawiadomieniem o popełnieniu przestępstwa.
Dokładny okres procederu w wykonaniu b. pracownicy uczelni, a także wielkość poniesionych z tego tytułu strat Kasy Zapomogowo-Pożyczkowej, jest nadal weryfikowany w ramach prowadzonego przez śledczych postępowania.
Pragniemy też zapewnić, że pieniądze pracowników uczelni wpłacone do Kasy są zabezpieczone w całości oraz że nie poniosą oni jakichkolwiek reperkusji finansowych w związku z prowadzoną sprawą.
Grzegorz Armatowski/pOr