Ponad 50 statków rybołówstwa rekreacyjnego utrudniało w piątek na Zatoce Gdańskiej żeglugę kontenerowcowi Maersk, płynącemu do terminalu DCT Gdańsk. Był to protest rybaków, którzy oczekują, że rząd spełnił ich postulaty.
– Zmusiliśmy kontenerowiec do zmiany kursu, utrudniliśmy mu wpłynięcie na tor podejściowy do portu. Musiał nadrobić bardzo dużą odległość. Droga hamowania takiego giganta wynosi ok. 4-5 mil i to nie jest taki prosty manewr. Z drugiej strony, ten statek jest na tyle szybki, że nie mogliśmy go doścignąć, ale swoje zrobiliśmy – powiedział Polskiej Agencji Prasowej prezes Stowarzyszenia Armatorów Jachtów Komercyjno-Sportowych SAJKS z Kołobrzegu oraz członek sztabu kryzysowego rybołówstwa rekreacyjnego Waldemar Giżanowski.
AKCJA TRWAŁA 2 GODZINY
– Płynęliśmy w szyku w odległości od kontenerowca ok. 1,5-2 mili w taki sposób, że nie mógł nas ominąć prostym manewrem. Zmusiliśmy go do wyjścia poza tor i nadrobienia drogi. Obserwowały nas służby, m.in. samolot i jednostka pływająca Straży Granicznej, ale nie interweniowały, bo wszystko odbyło się zgodnie z prawidłami ruchu morskiego – dodał armator.
Rybacy rekreacyjni protestowali w ten sposób, aby rząd spełnił ich żądania. W czwartek w liście do premiera Mateusza Morawieckiego zaapelowali o zażegnanie kryzysu, który dotknął ich branżę.
„PROSZĘ RATOWAĆ SWOICH OBYWATELI”
– Jesteśmy zdesperowani, bo od czterech miesięcy nie mamy możliwości zarabiania i funkcjonowania w realnym życiu. Nasze postulaty są niezmienne, chcemy równego traktowania naszego środowiska względem innych podmiotów podległych ministerstwu (gospodarki morskiej i żeglugi śródlądowej). Chcemy realnej pomocy, bo cierpią polskie dzieci, polskie matki. Proszę ratować swoich obywateli – napisali do szefa rządu.
Od godzin rannych w czwartek ok. 50 jednostek rybołówstwa rekreacyjnego w ramach protestu pływało na podejściu do portów w Gdańsku i Gdyni. Nie blokowali jednak ruchu innych statków.
FATALNY STAN POPULACJI DORSZA
Armatorzy zajmujący się rybołówstwem rekreacyjnym są w ciężkim położeniu po decyzji UE, która wprowadziła od stycznia 2020 r. zakaz połowu dorsza we wschodniej części Morza Bałtyckiego, także rekreacyjnego. Rygory zostały wprowadzone w związku z fatalnym stanem populacji tego gatunku w wodach Bałtyku.
Rybacy rekreacyjni – jak wskazują – nie otrzymali obiecanej przez ministerstwo gospodarki morskiej i żeglugi śródlądowej pomocy finansowej. Chodzi im o możliwość złomowania ponad 100 jednostek, odszkodowanie za wprowadzenie zakazu połowy dorsza oraz rekompensaty dla załóg z tytułu utraty miejsc pracy. Ich zdaniem, potrzeba na to ok. 150 mln zł.
RYBACY DOSTANĄ 20 MLN ZŁ
Szef MGMiŻŚ Marek Gróbarczyk mówił w poniedziałek w RMF FM, że do rybaków rekreacyjnych do końca II kwartału trafi 20 mln zł.
W połowie stycznia br. minister podpisał ze sztabem kryzysowym armatorów rybołówstwa rekreacyjnego porozumienie, które – jak informował resort – kończyło protest i zakładało wsparcie branży w związku z unijnym zakazem połowu dorsza na Bałtyku. Zgodnie z porozumieniem do końca marca miały być znane szczegółowe warunki pomocy dla armatorów.
KOLEJNE BLOKADY PORTÓW
Sztab kryzysowy reprezentuje ponad 100 armatorów, którzy zatrudniają po dwóch, trzech pracowników i organizowali wyprawy dla wędkarzy zajmujących się rekreacyjnie rybołówstwem morskim.
W listopadzie ub.r. w ramach protestu 92 morskie jednostki wędkarskie przez dwie godziny blokowały porty na środkowym Pomorzu. Już wtedy armatorzy zapowiadali, że w razie niespełnienia ich postulatów może dojść do zablokowania portów w Gdańsku, Gdyni i Świnoujściu.
PAP/oprac. tgr