2 września 1939 roku do obozu koncentracyjnego Stutthof trafił pierwszy transport więźniów. Wśród 150 przewiezionych do miejsca zagłady osób znajdowali się wyłącznie Polacy. Byli to w większości mieszkańcy Gdańska. Reprezentowali wszystkie grupy społeczne.
Do Stutthofu trafili duchowni, nauczyciele, członkowie Związku Zachodniego oraz Ligi Morskiej i Kolonialnej, działacze stronnictw politycznych, urzędnicy oraz inne osoby zaangażowane w działania na rzecz polskości na terenie Wolnego Miasta Gdańska i Pomorza Gdańskiego. Znaczna ich część zginęła podczas dwóch egzekucji przeprowadzonych na terenie obozu 11 stycznia i 22 marca 1940 roku.
TEN OBÓZ ISTNIAŁ NAJDŁUŻEJ
Położony na Mierzei Wiślanej Stutthof był pierwszym i najdłużej istniejącym obozem tego typu na terenach wchodzących obecnie w skład Polski. Działał on łącznie 2077 dni – aż do 9 maja 1945 roku. W tym czasie przez obóz przeszło około 110 tysięcy więźniów pochodzących z 28 państw. 65 tys. z nich zginęło w wyniku chorób, ciężkiej pracy, fizycznego maltretowania, niedożywienia oraz innych ludobójczych praktyk.
Ci, którzy przybyli pierwszym transportem, zastali na miejscu namioty, prowizoryczną kuchnię, umywalnię i latrynę. Niemieccy oprawcy zmusili ich do budowy właściwego obozu. Prace przy stawianiu baraków, krematorium a także pomieszczeń dla strażników, administracji i kierownictwa rozpoczęto już 2 września. Więźniowie zostali skierowani do wycinania drzew, karczowania lasu, niwelowania terenu, zakładania dwóch rzędów drutu. Mordercza praca zabiła wielu z nich.
BYŁY WIĘZIEŃ WŚRÓD GOŚCI OBECNYCH NA UROCZYSTOŚCI
2 września odbędą się okolicznościowe uroczystości poświęcone tej tragicznej rocznicy. O godz.10.45, przy budynku dawnego krematorium zostanie odprawiona Msza święta, w intencji ofiar obozu Stutthof, której będzie przewodniczył biskup Jacek Jezierski. Upamiętnienie ofiar niemieckiego ludobójstwa, przed Pomnikiem Walk i Męczeństwa, rozpocznie się o godz. 12.
Podczas uroczystości głos zabierze były więzień KL Stutthof płk w st. spocz. dr inż. Czesław Lewandowski, który trafił tu po kapitulacji powstania warszawskiego.
Witold Chrzanowski/pb