Jestem obiektem hejtu, bo legalnie wynajęłam budynek od prezesa Orlenu Daniela Obajtka – skarży się Julia Tomicka z Łeby. W budynku, którego właścicielem jest Obajtek, Tomicka od ubiegłego roku prowadzi pensjonat Zatoka Aniołów. Umowę podpisała na dwadzieścia lat.
Tomicka podkreśla, że wiąże się jej osobę i firmę z walką oraz działalnością polityczną, z którą nie ma nic wspólnego.
– Najgorsze jest to, że efektem tych kłamstw jest to, że stałam się obiektem negatywnych komentarzy, hejtu i gróźb karalnych. Do mnie są kierowane telefony, pisze się obraźliwe maile. Założenie tej firmy wymagało ode mnie bardzo dużo pracy, wzięłam na to kredyty, wydałam wszystkie oszczędności, a teraz, przez jakieś polityczne gierki, ja stałam obiektem nagonki. A po prostu uczciwie wynajęłam lokal. Chcę też podkreślić, że nikt z dziennikarzy, którzy publikują te artykuły, ze mną nie rozmawiał. Bez przerwy jest powielane jedno kłamstwo, że Zatoka Aniołów – nazwa i działalność – jest własnością pana Daniela Obajtka. Chcę to zdementować, właścicielem Zatoki Aniołów jestem ja, a jedynie wydzierżawiam od Daniela Obajtka lokal i prowadzę tam legalnie firmę.
Tomicka zapowiedziała pozwy sądowe przeciwko autorom publikacji, które, jej zdaniem, naruszają jej dobre imię. Wydała też oświadczenie, które przytaczamy w całości:
Informuję, że artykuł „Gazety Wyborczej” z 19 marca 2021 r. pt. „Obajtek i Zatoka Aniołów. Pensjonat prezesa Orlenu wyposażany za pieniądze dla rybaków” zawiera nieprawdziwe informacje, które naruszają moją godność, a także dobra osobiste.
Pensjonat Zatoka Aniołów to wyłącznie moja firma, założona i prowadzona tylko przeze mnie. Pan Daniel Obajtek nigdy nie był zaangażowany w moją działalność. Jest wyłącznie właścicielem nieruchomości, którą legalnie wynajmuję. Umowa dzierżawy obejmuje okres 20 lat, dlatego zaciągnęłam kredyty i inwestuję w rozwój mojej działalności. Nieprawdziwe i bezpodstawne informacje, które ukazują się w mediach naruszają moje dobre imię, a także niszczą reputację firmy, którą sama zbudowałam od podstaw.
W związku z nieprawdziwymi informacjami „Gazety Wyborczej”, ja i moja rodzina zmagamy się obecnie z falą niechęci i pomówień. Odbieramy obraźliwe maile i groźby telefoniczne. Obawiamy się o swoje bezpieczeństwo, zdrowie i życie, bo mój wizerunek został bezprawnie ujawniony.
W związku z nieprawdziwymi informacjami, opublikowanymi przez „Gazetę Wyborczą” i powielanymi przez inne media, które szkalują moje dobre imię i niweczą dorobek mojego życia, podejmę wszelkie możliwe kroki prawne w celu ochrony swojego dobrego imienia i wizerunku mojej firmy.
Daniel Obajtek kupił budynek przy ulicy Kościuszki 35 od burmistrza Łeby Andrzeja Strzechmińskiego w 2020 roku. Burmistrz podkreśla, że wraz z żoną był właścicielem budynku od 1992 roku. Wtedy obiekt został oddany do użytku.
– To była nasza prywatna własność. Żona już nie chciała prowadzić tego interesu i od 2016 roku nieruchomość była wystawiona na sprzedaż lub wynajem. Mieliśmy najemcę, który niby chciał kupić, ale się ostatecznie nie zdecydował. Było też wielu chętnych na kupno, ale chcieli to kupić z możliwością spłaty przez lata. To prawda, że ten obiekt był opisany w moich oświadczeniach majątkowych jako wart 2,5 mln złotych. Jednak przed sprzedażą zrobiłem dwie niezależne wyceny i sprzedałem panu Obajtkowi za 1,7 mln zł – tłumaczy.
– Dodatkowym powodem zbycia nieruchomości były coroczne ataki na nasz lokal. Dziewięć razy budynek i wnętrze zostały oblane kwasem masłowym, preparatami do odstraszania dzików, co wyłączało lokal z działalności w sezonie na kilka dni, a nawet dwa tygodnie. Zdarzało się też, że osoby pod fikcyjnymi nazwiskami wynajmowały od nas pokoje, demolując je, jak również zdemontowano wszystkie urządzenia sanitarne, prysznice, toalety i umywalki, blokując odpływ wody pianką montażową i odkręcając wodę. Wszystkie próby ustalenia sprawców skończyły się niczym. Mieliśmy tego dość i to był jeden z kolejnych powodów zbycia tej nieruchomości – mówi Andrzej Strzechmiński.
Burmistrz Łeby dodaje, że Orlen kupił w kurorcie działkę pod nową stację paliw w nieograniczonym przetargu. Był jednym z dwóch oferentów. Spółka zapłaciła ponad dwa miliony złotych za teren, który należał do gminy.
Przemysław Woś/mk