Ponad 400 kilometrów. Z Pomorza na Dolny Śląsk. Tyle pokonało serce, by uratować życie 40-latka

1-373397

Policyjny Black Hawk przeleciał 400 kilometrów w linii prostej, by przetransportować z Pomorza na Dolny Śląsk serce, które było przeznaczone dla 40-latka czekającego na przeszczep. Prędkość wiatru dochodziła do 92 km/h, przez co lot trwał prawie dwie godziny.

Do funkcjonariuszy z pytaniem o pomoc zwrócił się koordynator ds. transplantacji serca Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu. Chodziło o 40-letniego pacjenta z ciężką niewydolnością serca oraz po zatorowości płucnej, który był bardzo poważnie zagrożony udarem. Jego jedyną szansą na dalsze życie był pilny przeszczep serca. Organ był dostępny w jednym z pomorskich szpitali. Jego transportu podjęli się policyjni lotnicy z Zarządu Lotnictwa Policji Głównego Sztabu Policji KGP.

W środę ok. godz. 17:30 policyjny śmigłowiec Black Hawk wystartował z warszawskiej bazy lotnictwa policyjnego na Bemowie, kierując się w stronę lotniska Gdynia-Kosakowo. Plan zakładał przelot, tankowanie i oczekiwanie na sygnał ze szpitala w województwie pomorskim, który miał poinformować o gotowości do transportu serca. Jak informuje policja, zadanie wykonywało dwóch pilotów: insp. pil. Robert Sitek i kom. pil. Adrian Stefanowski, szef pokładu sierż. szt. Dariusz Mądral, i mechanik obsługi post. Wiktor Kruk.

LICZYŁA SIĘ KAŻDA MINUTA

Przed godz. 20:00 policyjni lotnicy wystartowali z lądowiska przy szpitalu w województwie pomorskim, skąd zabrali trzyosobowy zespół: kardiochirurga, pielęgniarkę-instrumentariuszkę i pielęgniarza-instrumentariusza oraz serce dla pacjenta oczekującego we Wrocławiu na przeszczep.

 

(Fot. policja.pl)

 

– Transportu drogą lądową nie braliśmy w ogóle pod uwagę. Ponad 500-kilometrowy odcinek zająłby ponad pięć godzin, a jak zawsze w przypadku przeszczepu serca liczy się dosłownie każda minuta. Na pobranie organu, transport i przeszczep są zaledwie cztery godziny – tłumaczy cytowany w komunikacie policji koordynator ds. transplantacji serca wrocławskiego szpitala Mateusz Rakowski.

PIERWSZEŃSTWO W POWIERZU

O godz. 21:55 policyjny śmigłowiec wylądował na lądowisku przy wrocławskim szpitalu. Pięć minut później serce do przeszczepu było już na bloku operacyjnym.

– Lot trwał niecałe dwie godziny. Tak jak poprzednio, w przypadku transportu serca, wykonywany był na hasło GARDA, co oznacza pierwszeństwo w powietrzu. Zadanie wykonywaliśmy korzystając ze śmigłowca S-70i Black Hawk, zaopatrzonego w dodatkowy zbiornik paliwa, co pozwoliło nam niezależnie od pogody na trasie na kilkusetkilometrowy przelot bez dodatkowego tankowania – podkreślił kom. pil. Adrian Stefanowski.

NIESPRZYJAJĄCE WARUNKI

Insp. pil. Robert Sitek zaznaczył z kolei, że warunki atmosferyczne podczas lotu do Wrocławia wymagały bardzo dużej koncentracji. – Mieliśmy do przelotu 400 km w linii prostej, a niesprzyjający wiatr czołowy, dochodzący do 92 km/h, nie ułatwiał nam zadania. Musieliśmy tak wszystko skalkulować, by bezpiecznie wykonać transport serca możliwie w jak najkrótszym czasie. Zadanie to wykonaliśmy na czas – wskazał.

Jak podaje policja, to już szósty lot, podczas którego policyjni lotnicy transportowali serce do przeszczepu dla pacjentów wrocławskiego szpitala. – Jak zapewniają lekarze, „nasi poprzedni pacjenci” wracają do zdrowia. Mamy więc nadzieję, że i 40-latek, dla którego w środę transportowaliśmy serce do przeszczepu, będzie dalej cieszył się życiem – napisała policja.

 

PAP/ua

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj