Unia Europejska finansuje reportaże szkalujące polski rząd i Polaków. „Jest to działanie typowo propagandowe”

Unia Europejska finansuje produkcję i emisję filmików w arte.tv, szkalujących polski rząd i ukazujący nasz kraj w negatywnym świetle. Jedną z najnowszych produkcji, powstałych dzięki pieniądzom europejskich podatników, a więc również Polaków, jest reportaż „Dramat migrantów na polsko-białoruskiej granicy”. Przesłanie filmu brzmi: władze Polski na granicy z Białorusią łamią prawa człowieka i likwidują wolność słowa, a wiele osób im przyklaskuje.

Krótki reportaż pokazuje historię opowiedzianą słowami tylko jednej migrantki. W całym filmie nie ma żadnej informacji o celowych działaniach reżimu Aleksandra Łukaszenki, które są elementem wojny hybrydowej, czy wykorzystujących sytuację przemytnikach. Padają jedynie bezosobowe zwroty: „łatwo było przylecieć”, „nie trzeba już wizy”, „autobus zabrał ich pod polską granicę”.  
 
POLACY UKAZANI JAKO BEZDUSZNI LUDZIE, KTÓRZY NIE CHCĄ OBCYCH

W reportażu nie wspomniano również, że migranci chcą przekroczyć granicę nielegalnie, ani że działania polskiej Straży Granicznej chwali Komisja Europejska. Pokazana za to została bezduszność Polaków, którzy przyjmują migrantów tylko wtedy, gdy ci są w tragicznej sytuacji zdrowotnej. – Ludzie, z którymi rozmawialiśmy, są z tego bardzo zadowoleni, bo nie chcą tu obcych. Cieszą się więc, że Straż Graniczna odsyła ludzi – mówi reporterka.

Jak zazwyczaj w tego typu propagandowych reportażach „złą” Polkę reprezentuje starsza kobieta w chuście na głowie. Słychać, że jej wypowiedź została wyrwana z kontekstu. – A jak we Włoszech na łódce, to ileż się potopiło. Przecież Włosi nie odpowiadali za to, to dlaczego ma Polska odpowiadać? – mówi kobieta.

Jest też oczywiście „dobra” Polka – to zawsze jest młoda osoba, w tym przypadku lewicowa aktywistka, która przedziera się w pasie granicznym i ma plecak z rzeczami dla migrantów. – Świat musi się dowiedzieć, jak łamane są tu prawa człowieka. Rząd chce ukryć, co się tu dzieje – mówi.

Autorka reportażu informuje też widzów, że doznała „represji władz”, bo zabrano jej kamerę, skonfiskowano komórkę i zamknięto w areszcie. Nie wspomina jednak wprost, że stało się tak, dlatego że wkroczyła na teren, na który wstęp, zgodnie z obowiązującym prawem, jest zabroniony. Areszt określiła „metodą zastraszania, by dziennikarze nie pojawiali się na tym terenie”. Stan wyjątkowy zaś nazwała „stanem w środku Europy, likwidującym prawa migrantów i wolność słowa”.

 

 

PROPAGANDOWE DZIAŁANIA UNII EUROPEJSKIEJ

– To jest wpisywanie się dokładnie w scenariusze, które zostały stworzone w Moskwie i Mińsku, i nie ma co do tego żadnych wątpliwości. Europa Zachodnia kompletnie nie zdaje sobie z tego sprawy i wykazuje się dziecinną naiwnością, a może nie tyle naiwnością, co może raczej cynizmem, bo przecież w momencie kiedy w Polsce Władimir Putin razem z Aleksandrem Łukaszenką organizują wojnę hybrydową, to Niemcy doskonale współpracują z Rosjanami i udają, że nic się nie dzieje. Chyba jest tu więc budowanie takiej narracji, w której jak zwykle musi być ten Polak zły i niekierujący się wartościami Unii Europejskiej. Mimo że na razie deklaratywnie Unia Europejska wspiera działania polskiego rządu, pewnie, kiedy trzeba będzie nagle zmienić narrację, te materiały będą już przygotowane i największe ośrodki medialne je wykorzystają – ocenił w Radiu Gdańsk Jacek Liziniewicz z „Gazety Polskiej”.

Telewizja Arte została utworzona w 1990 roku na mocy traktatu międzyrządowego zawartego między Niemcami a Francją. Status zapewnia jej obecność we wszystkich sieciach kablowych w tych krajach. Arte nie ma możliwości nadawania reklam, jednak może rozwijać własne przychody, w szczególności poprzez poszukiwanie sponsorów programów. Stąd współpraca z Unią Europejską przy realizacji materiałów m.in. o Polsce.

 

 

TAK WYGLĄDA PREZENTACJA DZIEDZICTWA KULTUROWEGO POLSKI?

W przedmowie do kontraktu formacyjnego zapisano: „Założyciele Arte chcą zapewnić (…) obywatelom wspólny, niemiecko-francuski kanał telewizyjny, który ma być instrumentem prezentacji dziedzictwa kulturowego i życia artystycznego poszczególnych państw członkowskich EU, regionów i narodów Europy i świata, w celu zapewnienia rozpowszechniania takiego europejskiego programu telewizyjnego, który jest zgodny z zasadami swobodnego przepływu informacji i idei oraz zachowuje pełną niezależność”.

Jak w tym „swobodnym przepływie informacji” wygląda prezentacja dziedzictwa kulturowego i życia artystycznego Polski? – Wszedłem sobie w ten portal i w zakładkę „dokumenty i reportaże o Polsce”. Jest tam około dziesięciu tego typu filmów. Pierwsze z brzegu: jest temat „Stanisław Lem”. Okej. A potem mamy: „Dramat migrantów na polsko-białoruskiej granicy”, „Polacy i Polki nie chcą polexitu”, „Polskie opiekunki w Niemczech”, „Edukacja seksualna w Polsce” i „Czy Polsce grozi polexit”. Czyli taki kształtuje się wizerunek o Polsce i Polakach. To są tematy najważniejsze w tej chwili w Polsce. To jest to piękno Polski, które Europa chce zaprezentować i tak zachęca świat do Polski. Jest to działanie typowo propagandowe – skomentował na antenie Radia Gdańsk Robert Kwiatek, fotoreporter, działacz dawnej opozycji. 

– Ja tylko się dziwię, że nasze służby, po to między innymi powstała Polska Fundacja Narodowa, nie za wiele robią, by takim materiałom przeciwdziałać. Nie robimy odpowiednich filmów, nie pokazujemy naszego sposobu patrzenia na świat w skali odpowiedniej, która by dotarła do innych krajów. My w Polsce mniej więcej wiemy, jak to wygląda, można się zgadzać z tą władzą, można się nie zgadzać, możemy dyskutować, możemy się kłócić. Natomiast świat ma zupełnie inny nasz odbiór – zauważył Robert Kwiatek. – Powinniśmy zatrudnić odpowiednich marketingowców, odpowiednich ludzi od wizerunku, którzy zaczną ten wizerunek na świecie zmieniać – dodał.

 

am

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj