Ponad siedem złotych za litr oleju napędowego – tyle za paliwo zapłacimy w połowie przyszłego tygodnia. Jak ocenia analityk rynku Rafał Zywert z BM Reflex – weekend przyniesie krótkotrwałą stabilizację na poziomie 6,20 zł za benzynę i 6,50 zł za olej napędowy. – Z uwagi na drożejącą ropę, w przyszłym tygodniu cena benzyny może sięgnąć 6,50 zł a diesla – 6 złotych i 99 groszy – mówi.
Jak podkreśla analityk, dziś choć nie ma embarga na surowiec z Rosji, w praktyce nawet w Indiach i Chinach brakuje chętnych do jego zakupu, podczas gdy baryłka BRENT kosztuje rekordowe 120 dolarów, rosyjska – o prawie 30 dolarów mniej. – Firmy nie chcą odbierać ropy z rosyjskich portów ze względów na problemy z finansowaniem i ubezpieczeniem tych transakcji, a także na znak solidarności z Ukrainą – dodaje Zywert.
W ocenie specjalistów, w razie długotrwałej wojny, rosnącej ceny surowca i dolara, realna jest cena 9 złotych za litr oleju napędowego. – Są prognozy 150-180 dolarów za baryłkę. Możemy jedynie teoretycznie się pokusić o symulację taką, że jeżeli ceny ropy by wzrosły do poziomu 150 dolarów, a kurs złotówki do dolara kształtowały się na poziomie 4 złotych i 50 groszy, to możemy w kraju za litr diesla zapłacić około 8,80 zł, a za litr benzyny 8 złotych.
Różnice między paliwami będą rosły, bo dotąd część oleju napędowego była importowana ze wschodu. Rosja jest drugim największym na świecie eksporterem ropy naftowej, ale w połączeniu z paliwami gotowymi – największym. Dodajmy, że gdyby nie rządowa tarcza antyinflacyjna, cena na stacjach już dziś byłaby wyższa o prawie złotówkę.
Sebastian Kwiatkowski/mk