W poniedziałek minęła 77. rocznica oswobodzenia niemieckiego obozu koncentracyjnego KL Stutthof. W nocy z 8 na 9 maja 1945 roku, kiedy brama obozowa została otwarta, przebywało tam jedynie stu więźniów, którzy nie zostali ewakuowani przez hitlerowców, a także kilkanaście tysięcy osób ewakuowanych z Prus Wschodnich i Pomorza. W trakcie wojny w KL Stutthof zgładzono około 65 tysięcy osób.
9 maja 1945 roku to dzień oswobodzenia KL Stutthof – pierwszego niemieckiego obozu koncentracyjnego, który założono na ziemiach polskich. Był on też najdłużej działającym obozem – funkcjonował nieprzerwanie przez 2077 dni, od 2 września 1939 roku.
– Jako zespół muzealny, w połączeniu ze wszystkimi z nami współpracującymi, jesteśmy depozytariuszami pamięci o tej historii. Jednak nie sama pamięć jest istotna. Oprócz niej, istotne są unikalne emocje, które w swoich wspomnieniach zostawiają pracownikom muzeum byli więźniowie obozu – mówił dyrektor Muzeum Stutthof w Sztutowie Piotr Tarnowski.
– My je zbieramy i dokumentujemy, bo przyjdzie taki moment – wszyscy zdajemy sobie z tego sprawę – kiedy tych świadków historii zabraknie. Wtedy tylko my będziemy mogli ją przekazać. Wspólną, naczelną cechą ich wspomnień jest to, że zło powstaje z braku dobra. Jeśli oceniamy, a nie rozumiemy; wymuszamy, a nie negocjujemy, to dochodzi do takich konfliktów, jaki od 74. dni toczy się w Ukrainie – dodał Tarnowski.
Jak przekonywał dyrektor Muzeum Stutthof, konflikt w Ukrainie „to nie tylko niedola jednego narodu – to jest coś, co odebrano całej Europie, czyli pokój”.
DYSKUSYJNE „WYZWOLENIE”
Przez długi czas wkroczenie Armii Czerwonej na teren niemieckiego obozu nazywano wyzwoleniem. Samo wyzwolenie ograniczyło się w zasadzie do otwarcia bramy.
Według pomorskiego wicewojewody Mariusza Łuczyka znaczenie słowa „wyzwolenie” jest, w kontekście działań Armii Czerwonej, przynajmniej dyskusyjne. Dodaje też, że to istotna rocznica, biorąc pod uwagę wydarzenia w Ukrainie.
– To rocznica ważna również w kontekście refleksji na temat tego, co człowiek może zrobić człowiekowi – mówi Mariusz Łuczyk. – 77 lat temu garstka pozostałych więźniów opuściła ten obóz, ale wielu nie miało takiej możliwości. Jako uczestnicy np. powstania warszawskiego zostali zesłani na Syberię właśnie przez Armię Czerwoną. To rocznica, która zmusza do refleksji nad tym, jak władza hitlerowska traktowała podbitą ludność – ale też do refleksji nad tym, że wydarzenia w Ukrainie to jest to samo, co działo się w trakcie II wojny światowej – konkluduje.
W momencie oswobodzenia w KL Stutthof pozostawało około 100 więźniów, a także kilkanaście tysięcy osób ewakuowanych na teren obozu z Prus Wschodnich i Pomorza.
– Tu niemiecka załoga opuściła teren przy okazji ostatniej ewakuacji morskiej, czyli w kwietniu 1945 roku – tłumaczy Danuta Drewa z Muzeum Stutthof. – Żuławy zostały wtedy zalane, a ci ludzie nie mieli możliwości stąd wyjść. Dopiero wojska radzieckie, po otwarciu bram, wywiozły stąd ludzi do Elbląga, do Gdańska. Pozostały tu ogromne sterty porzuconego obuwia, odzieży, więc panował tu znacznie większy chaos, niż w trakcie działania tego obozu – dodaje.
NIEOBECNOŚĆ WŁADZ GDAŃSKA NA UROCZYSTOŚCI
Pomorski dziennikarz i publicysta Marek Formela to wnuk jednej z więźniarek KL Stutthof – Franciszki Partyki. Przyznaje, że każda wizyta w obozie to dla niego „trudne chwile”.
– Powrót tutaj jest zawsze bolesnym doświadczeniem, to nie jest tak, że sprawa zatarła się w historii naszej rodziny – opowiada Marek Formela. – Moja babcia wróciła z obozu przestraszona, przetrącona, zalękniona – ale żywa jakimś cudem. Nigdy nie chciała tutaj wrócić – dodaje.
Według Marka Formeli „prawda o tym miejscu słabo w tej chwili dociera do świadomości Gdańska i Gdańszczan”. Dowodem tego ma być nieobecność na uroczystościach przedstawicieli władz Gdańska, które „dekorują się historią Gdańska, ale nie tym fragmentem, którym powinni”.
Edyta Stracewska/aKa