W Słupsku „trzecie miejsce” to nie tylko teoria. Tutaj każdy może się podzielić swoją pasją

Przychodzą, bo chcą być razem. Tworzą, wymieniają się poglądami, dzielą umiejętnościami i wspierają. Lista korzyści jest długa, a ich realizacja możliwa dzięki „Trzeciemu miejscu”, które stworzył Słupski Ośrodek Kultury.

Według opublikowanej w 1989 roku teorii autorstwa Ray’a Oldenburga nasze życie skupia się wokół trzech przestrzeni – domu, pracy oraz tzw. „trzeciego miejsca”, czyli neutralnej i odseparowanej od domu i pracy odskoczni, w której możemy między innymi robić to co sprawia nam przyjemność, pozwala się zrelaksować, dzielić wspólne pasje. Charakterystyczne dla takiego miejsca jest niskie lub zerowe ponoszenie kosztów przebywania w nim, bliskość, wygoda i co najważniejsze obecność ludzi.

W miejscu po byłym gimnazjum, przy ulicy Banacha, swoją tymczasową siedzibę ma słupski „Emcek”, a już niedługo, bo do końca stycznia przyszłego roku, przeniosą się pracownie Słupskiego Ośrodka Kultury z ulicy Braci Gierymskich. Właśnie tam, w byłej szkole, pracownikom SOKu udało się stworzyć miejsce przyjazne słupszczanom. Spotykają się dorośli z dziećmi i młodzież. Każdy ma tu swoje miejsce. Są i gracze i modelarze, rycerze, kuglarze, jest manufaktura i strefa na nowe pomysły.

AMERYKAŃSKI TREND

– Dajemy przestrzeń, tylko tyle i aż tyle. „Trzecie miejsce” przyszło do nas z Ameryki. Amerykański socjolog Ray Oldenburg jako pierwszy zdefiniował je jako przestrzeń nieformalną, w której mogą spotykać się ludzie po pracy i zajęciach domowych. U nas przyjęło się to jako przestrzeń dla każdego, kto chce. Instytucje kultury to są właśnie miejsca, które mogą uchylać granice formalności – mówi zastępca dyrektora Słupskiego Ośrodka Kultury Katarzyna Sygitowicz-Sierosławska. – Oczywiście te grupy, które do nas przychodzą, mają swój określony dzień i godzinę, bo to musi być w jakichś ramach, ale co ważne, nikt tu nikogo nie rozlicza, nie sprawdza obecności. To od nich zależy jak to będzie wyglądało – dodaje.

Na spotkania w ramach projektu „trzecie miejsce” przyjeżdżają słupszczanie z całego miasta, w każdym wieku. Choć grupy są liczne i mają swoich stałych bywalców, każda z nich otwarta jest na nowych ludzi i nowe doświadczenia.

„JAK RODZINA”

– Serwetki, chusty, szaliki, każdy robi to co lubi. Wszystko co się da. Nasze zajęcia uspokajają, w dodatku bardzo. Efekt musi być taki, żeby mi i koleżance się podobał – mówi pani Renata, uczestniczka zajęć z manufaktury. – Wymieniamy się wzorami, opiniami, doświadczeniem. Jedna drugiej coś podpowie, coś doradzi. My już jak rodzina, ale chętnie przyjmiemy nowych – dodaje pani Basia.

– Jeśli my mamy wolną przestrzeń i przychodzi ktoś do nas z pomysłem, nie widzimy żadnych przeszkód, żeby swoje zajęcia u nas przeprowadzał. Nie ma powodu żeby sala stała pusta, jeśli może być wykorzystana na taką inicjatywę – tłumaczy Katarzyna Sygitowicz – Sierosławska.

PRACA, DOM I TRZECIE MIEJSCE

Jeszcze do niedawna za „trzecie miejsce” uważano przede wszystkim parki, miejskie ogrody, skwery, restauracje, kręgielnie, biblioteki czy kawiarnie. Dziś coraz częściej do tej listy dopisuje się także instytucje kultury, biblioteki, świetlice.

Szczegółowe informacje dotyczące „Trzeciego miejsca” dostępne są TUTAJ.

 

Joanna Merecka-Łotysz/mim

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj