W piątek w centrum Słupska o godzinie 17:00 odbyła się pokojowa manifestacja poparcia dla demokratycznych zmian na Białorusi. Zorganizowały ją białoruskie rodziny mieszkające w mieście.

– Niestety, spotkaliśmy się tu dzisiaj przez tę okropną sytuację, która się dzieje na Białorusi, bo nie ma naszej zgody na to, co dzieje się w naszym kraju – mówiła organizatorka manifestacji. – Giną ludzie, którzy wychodzą do walki za demokrację, protestują przeciwko sfałszowanym wyborom. Oni chcą innego prezydenta, tego, którego wybierali. Nasz naród jest bardzo cierpliwy. Przez ostatnie 26 lat nie idziemy do przodu tylko do tyłu i nie widać końca tego – dodała Białorusinka.

DEMONSTRACJE NA BIAŁORUSI PO OGŁOSZENIU WYNIKÓW WYBORÓW

9 sierpnia 2020 roku na Białorusi odbyły się wybory. Aleksandr Łukaszenka kandydował w nich na szóstą kadencję. Według oficjalnych danych zdobył 80,1 proc. głosów, a jego główna rywalka, Swiatłana Cichanouska – 10,1 proc.. Niezależne sondaże zagraniczne dają odwrotne wyniki (71 proc. dla Cichanouskiej i 10 proc. dla Łukaszenki).

– To, co się dzieje w moim kraju, jest straszne. Ludzie po ogłoszeniu wyników wyborów wyszli na ulicę w akcie desperacji, walczyć gołymi rękoma za swoja wolność. Chcemy, aby cały świat dowiedział się o tym, że ludzie są bici, torturowani. Kobiety i dzieci gwałcone. Milicja zatrzymuje wszystkich, nawet tych, którzy mieszkają w samym centrum i tylko przechodzą, idąc do pracy czy po zakupy – powiedziała organizatorka manifestacji.

PROTESTUJĄCY ZOSTAWILI NA BIAŁORUSI BLISKICH

– My jesteśmy całym sercem z nimi. Tam mieszkają moje siostry rodzone. W Grodnie, Słonimie, a jeszcze jedna w Sewastopolu po aneksji. Nie mają jak wyjechać z Białorusi – dodała biorąca udział w pikiecie mieszkanka Słupska.

W akcie solidarności z narodem białoruskim oraz udzieleniu wsparcia ofiarom represji politycznych udział wzięło kilkadziesiąt osób.

Joanna Merecka-Łotysz/am