Pięciolatka wracała z przedszkola autobusem szkolnym. Wysiadła na złym przystanku, samotnym dzieckiem zainteresowali się inni rodzice

Pięcioletnia Lenka, wracając z przedszkola autobusem szkolnym, wysiadła na złym przystanku. Do zdarzenia doszło w poniedziałek w Dębnicy Kaszubskiej. Zgodnie z umową, do autobusu dzieci odprowadzają opiekunki z przedszkola, później opiekę przejmuje przewoźnik, czyli w tym przypadku PKS Słupsk. Kto zatem jest winien niebezpiecznej sytuacji?

Pięcioletnia dziewczynka wysiadła na złym przystanku. W Dębnicy Kaszubskiej doszło do błędu, który mógł zakończyć się tragicznie. Mała Lenka po raz pierwszy wracała z przedszkola szkolnym autobusem. Przez nieuwagę wysiadła wraz z innymi dziećmi, pięć kilometrów wcześniej, niż powinna. Na przystanku nie czekała jej mama, ale na szczęście inni rodzice zainteresowali się samotnym dzieckiem.

NA POCZĄTKU NIKT NIE ZWRÓCIŁ UWAGI

– Tego dnia na przystanku było naprawdę dużo ludzi. Zwykle czekają tu 2-3 osoby, ale w poniedziałek było kilka nowych twarzy. Być może dlatego nikt na początku nie zwrócił uwagi na to, że dziewczynka jest sama. Ja stałam na skraju przystanku, więc miałam dobry widok na to, co się dzieje. Zobaczyłam, że dziecko nie podchodzi do żadnego z dorosłych. Podeszłam i zapytałam, jak ma na imię i skąd jest. Dziewczynka przedstawiła się jako Lenka, ale nie potrafiła powiedzieć dokładnie, gdzie mieszka. Mówiła o tym, że daleko, wskazywała w stronę lasu i mówiła o białym domu – relacjonuje jedna z mam, która udzieliła pomocy pięciolatce.

– Z kierunku, jaki wskazywało dziecko, nadchodziła kobieta. Nie znałam jej, więc pomyślałam, że może jest to mama dziewczynki, która po prostu spóźniła się kilka minut na przystanek. Zaczęłyśmy iść w jej stronę, jednak okazało się, że nie jest to nikt z krewnych, czy opiekunów Lenki. Równolegle do nas do domu wracali inni rodzice. Zapytałam, czy znają dziewczynkę i mogą wskazać, gdzie mieszka. Nie wiedzieli, ale kojarzyli, że kilka domów od nich, sąsiedzi mają córkę o tym samym imieniu – opowiada kobieta.

– Udaliśmy się tam, mając nadzieję, że Lenka wskaże na dom, w którym mieszka. Kiedy minęliśmy ostatnie zabudowania a dziewczynka powiedziała, że mieszka jeszcze dalej, zaczęłam wypytywać, gdzie dokładnie. Dziecko było już zestresowane i trudno było mi uzyskać informację. W końcu dowiedziałam się, do której grupy w przedszkolu chodzi, zadzwoniłam do sekretariatu i dowiedziałam się, że Lenka mieszka w Krzyni i że jej mama czeka właśnie na tamtym przystanku. Wspólnie z inną mamą i z pracownikami szkoły ustaliliśmy, że odwieziemy dziecko do domu – dodaje.

POD CZYJĄ OPIEKĄ SĄ DZIECI?

Wszyscy chyba się zgodzą, że do opisanej wyżej sytuacji nigdy nie powinno dojść. Jednak ustalenie, kto zawinił, nie jest jednoznaczne.

– Nie jestem w stanie powiedzieć, co się wydarzyło w autobusie, bo nikt z nas tam nie był. Zgodnie z umową, którą gmina ma zawartą z przewoźnikiem, dzieci są odprowadzane do autobusu przez pracowników przedszkola. Natomiast w autobusie opiekę pełni już inny opiekun, pracownik zatrudniony przez PKS Słupsk – mówi Izabela Krawczyk, dyrektor Zespołu Szkolno-Przedszkolnego w Dębnicy Kaszubskiej, do którego uczęszcza Lenka.

– W momencie, kiedy my zamawiamy bilety dla dzieci, one są weryfikowane i przekazywane do działu, który zajmuje się dowozami, do PKS, więc lista dzieci jest na bieżąco aktualizowana. Procedura wygląda w ten sposób, że rodzic zwraca się z wnioskiem o zakup biletu dla dziecka, my ten wniosek przyjmujemy i na tej podstawie zgłaszamy dziecko do przewoźnika. Jest imienna lista, z kierunkiem dowozu dziecka i informacją, czy bilet jest tylko w jedną stronę, czy w obie. Taka informacja idzie do PKS – dodaje dyrektor.

OBOWIĄZEK ORGANIZACJI TRANSPORTU

Obecnie z przewozów korzysta 149 dzieci z Zespołu Szkolno-Przedszkolnego w Dębnicy Kaszubskiej, z czego 29 w wieku przedszkolnym. Według polskiego prawa obowiązek organizowania przewozów ma nie dyrektor szkoły, ale samorząd – w tym przypadku gmina Dębnica Kaszubska. Oprócz transportu gmina musi zapewnić opiekę nad dziećmi podczas jego trwania. Reguluje to ustawa z dnia 14 grudnia 2016 roku Prawo Oświatowe, gdzie w artykule 39 znajdziemy zapis:

 

„2. Droga dziecka z domu do szkoły nie może przekraczać:
1) 3 km – w przypadku uczniów klas I–IV szkół podstawowych;
2) 4 km – w przypadku uczniów klas V–VIII szkół podstawowych.
3. Jeżeli droga dziecka z domu do szkoły, w której obwodzie dziecko mieszka:
1) przekracza odległości wymienione w ust. 2, obowiązkiem gminy jest zapewnienie bezpłatnego transportu i opieki w czasie przewozu dziecka albo zwrot kosztów przejazdu dziecka środkami komunikacji publicznej, jeżeli dowożenie zapewniają rodzice, a do ukończenia przez dziecko 7 lat – także zwrot kosztów przejazdu opiekuna dziecka środkami komunikacji publicznej”.

 

CZYJA ODPOWIEDZIALNOŚĆ?

W wielu pismach branżowych z łatwością odnajdziemy informację, kto może być opiekunem w autobusie szkolnym oraz to, że szkoła odpowiada za dzieci od momentu odebrania ich od opiekuna autobusu, do momentu, kiedy po zajęciach uczniowie zostaną odprowadzeni do pojazdu. Następnie odpowiedzialność za dzieci leży po stronie zatrudnionego przez samorząd opiekuna na czas transportu. Jasno określone są także granice odpowiedzialności w drodze do szkoły. Opiekun autobusu musi podprowadzić dzieci do samej szkoły i przekazać je pod opiekę nauczycieli.

Problem z interpretacją przepisów pojawia się w drodze powrotnej. Większość publikacji branżowych mówi o tym, że opiekun odpowiada za dzieci do momentu, kiedy te opuszczą szkolny autobus. Nie wynika z nich jasno, czy ma on obowiązek weryfikacji, na jakim przystanku dziecko wysiada i kto powinien je odebrać. I na to powołuje się przewoźnik, czyli PKS Słupsk.

SPLOT KILKU OKOLICZOŚCI

– Przewoźnik nie jest przedszkolem, szkołą, opiekunem, czy jednostką edukacyjną. My zapewniamy wyłącznie opiekę w czasie przejazdu autobusu. Nie jesteśmy w stanie zweryfikować, jeśli dziecko 7-8 letnie wysiądzie na innym przystanku. Nie mamy prawa powiedzieć „musisz jechać do domu, a nie do kolegi”. Tutaj mamy dodatkowo sytuację skomplikowaną tym, że tak naprawdę jest to połączenie zadań, które nie zawsze powinny być łączone. Przewozy szkolne, które ustawowo ma zapewnić gmina, dodatkowo są połączone z przewozami do przedszkoli, których ustawodawca nie zapewnia. Wiadomo, że jest to tańsze, ale jak widać, są z tym związane pewne kłopoty – mówi Piotr Rachwalski, prezes PKS Słupsk.

– Poniedziałkowa sytuacja to był splot kilku okoliczności. Dziecko rano nie jechało do przedszkola, więc i kierowca, i opiekun wiedzieli, że nikt nie wsiadał z Krzyni. Błędnie założyli, po zapytaniu w autobusie dzieci, czy ktoś jedzie do Krzyni i braku zgłoszenia, że nikt tam nie jedzie. Można się zastanawiać: czy dziecko w wieku pięciu lub sześciu lat powinno się zgłosić? To był pierwszy dzień w przedszkolu, pewnie było zakręcone, może nie dosłyszało, być może było zestresowane. Po prostu nie wysiadło tam, gdzie miało wysiąść, ale z pozostałymi dziećmi, na przystanku w Dębnicy. Niestety doszło do sytuacji, do której dość nie powinno – uważa prezes PKS.

ZAWINILI DOROŚLI

Piotr Rachwalski za całą sytuację przeprasza, ale jednocześnie informuje, że jako przewoźnik PKS nie ma możliwości weryfikowania, na którym przystanku dzieci powinny wysiąść i kto jest uprawniony do ich odbioru. Zaznacza, że będzie chciał, żeby w nowym przetargu to gmina zatrudniała opiekunki, które towarzyszą dzieciom w drodze do i ze szkoły czy przedszkola.

Zarówno dyrekcja przedszkola, jak i przewoźnika, zapewniają, że robią wszystko, aby więcej do takiej sytuacji nie doszło. Wracając do pytania, kto zawinił – większość publikacji branżowych mówi o tym, że opiekun odpowiada za dzieci do momentu, kiedy te opuszczą szkolny autobus. Nie wynika z nich jasno, czy ma on obowiązek weryfikacji, na jakim przystanku dziecko wysiada i kto powinien je odebrać. Część artykułów sugeruje, że taki regulamin powinien zostać wypracowany indywidualnie przez samorząd i przewoźnika.

Jedno jest pewne – zawinili dorośli, ucierpieć mogło dziecko. Na problem złożyło się wiele czynników, ale na szczęście wszystko dobrze się skończyło i miejmy nadzieję, że wszyscy wyciągną z tej sytuacji wnioski. Tak, aby więcej nie dochodziło do takich błędów.

 

Kinga Siwiec/ua

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj