Bezdomny 49-latek 22 grudnia ubiegłego roku zostawił niebezpiecznie wyglądające przedmioty na stacji paliw przy ul. Gdańskiej oraz w budynku izby wytrzeźwień przy ul. Gdyńskiej. Ewakuowano wtedy pracowników obu placówek, ściągnięto pirotechników oraz saperów. Budynki, w których znaleziono granaty, były wyłączone z użytkowania przez kilka godzin. Prokuratura sprawdza teraz, czy granaty, które sprawca podłożył miesiąc temu w dwóch miejscach, rzeczywiście były atrapami lub były przedmiotami, które mogły wywołać poczucie zagrożenia.
Wstępnie ustalono, że przedmioty były atrapami ręcznych granatów, ale po ich zdetonowaniu na poligonie Prokuratura Rejonowa w Słupsku zdecydowała się jednak na powołanie biegłego. – Chcemy dokładnie sprawdzić, co to były za przedmioty, czy zawierały jakikolwiek ładunek lub materiały wybuchowe, bądź poprzez swój kształt i wygląd mogły spowodować poczucie zagrożenia u postronnych osób – wyjaśnia Magdalena Gadoś, prokurator rejonowy w Słupsku.
Na razie nie wiadomo, kiedy ekspertyza biegłego będzie gotowa. 49-latek jest pod dozorem policji. Grozi mu do dwóch lat pozbawienia wolności. Mężczyzna miał wyjaśnić, że przedmioty przypominające granaty znalazł, ale nie wytłumaczył, dlaczego zostawił je w dwóch różnych publicznych miejscach.
Przemysław Woś/ol