Molestowanie pielęgniarek i znęcanie się nad pacjentami? „Jak dusić to pamiętajcie, że mokrą poduszką”

(Fot. Radio Gdańsk/Przemysław Woś)

Specjalna komisja sprawdza, czy w Szpitalu Wojewódzkim w Słupsku dochodziło do przypadków molestowania seksualnego. Do marszałka województwa pomorskiego trafiły co najmniej trzy skargi na niewłaściwe traktowanie pielęgniarek przez ordynatora jednego z oddziałów. Czwarta skarga dotyczy opieki nad pacjentami w Zakładzie Pielęgnacyjno-Opiekuńczym w Ustce. Grupa studentów pielęgniarstwa Uniwersytetu Pomorskiego w Słupsku odmówiła kontynuowana praktyk na tym oddziale po tym, co zobaczyli. W piśmie cytują nawet jednego z pracowników, który miał im doradzać, jak obchodzić się z podopiecznymi: „jak dusić to pamiętajcie, że mokrą poduszką”.

Szpital Wojewódzki w Słupsku wszystkiemu zaprzecza, ale pracownicy lecznicy są tak zdeterminowani, że żądają już nie tylko zbadania zarzutów, ale przede wszystkim odwołania zarządu szpitala.

„PAN DOKTOR ZNÓW ZAJRZY NAM ZA DEKOLT?”

– Oni (członkowie zarządu – przyp. red.) są mistrzami w zamiataniu spraw pod dywan, ale tak dłużej być nie może. Odchodzą stąd dobrzy lekarze, a atmosfera jest nie do zniesienia. Zamiast zajmować się pacjentami, martwimy się, czy pan doktor znowu zajrzy nam za dekolt. Zachowuje się, jakby czuł kompletną bezkarność, bo jest spokrewniony z członkiem zarządu szpitala i stale obnosi się z tym, do kogo dzwoni i z kim rozmawia – twierdzą pracownicy szpitala w rozmowie z Radiem Gdańsk.

– Łapanie i przejeżdżanie dłonią po nodze, rozpinanie zamków przy sukienkach, obejmowanie, insynuowanie relacji intymnych, odchylanie bluzek w celu zajrzenia w biust, dwuznaczne komentarze oraz  łapanie przez bluzkę za biustonosz jest nietaktowne, uwłaczające, mobbingujące i nie przystoi osobie na żadnym stanowisku, a zwłaszcza kierowniczym, a takie sytuacje niejednokrotnie miały miejsce ze strony ordynatora… Poziom kultury osobistej, jaki reprezentuje obecny ordynator, jest żenujący i stawiający cały szpital w złym świetle. Niejednokrotnie zwraca się w sposób pretensjonalny, obrażający, pacjentów do zabiegów bariatrycznych określa jako „grubasy”, pielęgniarki jako „piz*y”, a swoje zachowanie uważa za bezkarne. Mamy dość tej „nietykalności”, chcemy, aby oddział szpitalny był miejscem szanującym godność pacjentów i przyjaznym dla personelu. Obecny ordynator nie zapewnia takiego stanu rzeczy – to cytat z jednej ze skarg, które trafiły do marszałka województwa pomorskiego.

ZWOŁANO KOMISJĘ, KTÓRA MA ZBADAĆ SPRAWĘ

Samorząd zareagował prawidłowo, bo szybko powołano komisję, która miała zbadać zarzuty zawarte w skardze. Jednak na początku nikt tych, którzy mieli zostać poszkodowani, nie zgłosił się na rozmowy, bo… pokój spotkań wyznaczono w biurze zarządu słupskiego szpitala.

– Ludzie zaczęli grupowo i indywidualnie opowiadać, co się działo dopiero, gdy przenieśli się do innej lokalizacji w szpitalu. Ta komisja naprawdę pracowała dobrze; czuliśmy, że chcą nas wysłuchać i mamy wrażenie, że podchodzili do tego rzetelnie, ale musimy też podkreślić, że nie wszyscy zdecydowali się przyjść i opowiedzieć o tym, co ich spotkało, bo po prostu boją się zemsty w postaci przeniesienia na inny oddział albo w ogóle zwolnienia z pracy. Wiemy o przynajmniej dwóch osobach, które nie chciały tam pójść, bo nadal się boją – opowiadają pielęgniarki.

OBRAŻAŁ PACJENTÓW I PRACOWNIKÓW?

Według ustaleń Radia Gdańsk przed komisją o niewłaściwym zachowaniu ordynatora opowiedziało komisji około 20 osób będących ofiarami albo świadkami opisanych w skardze zdarzeń. – (Ordynator) wykazuje całkowity brak szacunku wobec pacjentów, kategoryzuje ich pod kątem tuszy, pod kątem statusu społecznego, szydzi z pacjentów ubogich i otyłych. Do stażystów z Ukrainy podchodzi w sposób władczy, kieruje w ich stronę słowa „Pamiętaj, kto cię kupił!”, sugerując przy tym, że muszą być mu wdzięczni i posłuszni. Praca z doktorem jest bardzo stresująca, wywiera na nas wiele negatywnych emocji; jest on osobą bardzo mściwą, nieszanującą drugiej osoby, wybiera sobie swoje grono bliskich współpracowników, pozostałych ignorując całkowicie. Osoby wybrane są często wbrew woli i towarzyszy im dyskomfort, o którym niejednokrotnie informowano panią kierownik Bloku Operacyjnego z prośbą o nieprzydzielanie do zabiegów, w których uczestniczył doktor. Młody personel pielęgniarski zwraca uwagę na zachowania, które śmiało można nazwać molestowaniem. Dotykanie dziewcząt, sprawdzanie koloru bielizny i komentowanie tego to codzienne „poczucie humoru” doktora – głoszą zarzuty pracowników z kolejnych skarg do marszałka województwa pomorskiego.

– Nie mamy żadnych zgłoszonych, wiarygodnych i potwierdzonych informacji o niestosownych zachowaniach personelu medycznego względem siebie, które mogłyby świadczyć o molestowaniu seksualnym w miejscu pracy – odpowiada w imieniu Szpitala Wojewódzkiego w Słupsku jego rzecznik Marcin Prusak.

Posłuchaj rozmowy z pielęgniarkami (na prośbę rozmówców zmieniliśmy im głos):

– To trwa od lat. Strach potrafi sprawić, że wiele wytrzymasz. Wiemy o sytuacji, gdy jedna z pracownic zgłosiła niewłaściwe zachowanie tego lekarza i sprawę „zamieciono”. On chodził po oddziale i wymachiwał jej zdjęciami z mediów społecznościowych, mówiąc, że na nich wyglądała lepiej i chyba zrobił błąd, że ją zatrudnił, bo nie jest taka ładna, jak na zdjęciach. Sprawa skończyła się tak, że to skarżącą pracownicę przeniesiono na inny oddział, a na nasze piętro ona już nawet nie chce wchodzić. Jemu nie spadł włos z głowy. Takie sytuacje też sprawiają, że traci się wiarę w sprawiedliwość, bo on ma tak zwane „plecy” w zarządzie, gdzie zasiada jego rodzina – żalą się pracownice Szpitala Wojewódzkiego w Słupsku.

ODCHODZĄ LEKARZE

Sprawa ma ponadto, w opinii pielęgniarek, jeszcze jeden aspekt. Z pracy w Szpitalu Wojewódzkim w Słupsku odchodzą lekarze, którzy nie chcą współpracować z ordynatorem. W skargach do marszałka województwa wymieniono nazwiska trzech chirurgów, którzy w ostatnim czasie odeszli z placówki.

– To byli świetni specjaliści, między innymi były koordynator oddziału, ale też młody chirurg, który de facto był głównym lekarzem obsługującym robot chirurgiczny Da Vinci. Ten niezwykle utalentowany człowiek, przy tym kulturalny i wspierający współpracowników, odszedł – wskazują pielęgniarki.

– Gdy jeden ze szpitali na południu Polski dowiedział się, że ten lekarz odchodzi ze Słupska, to rozłożyli przed nim czerwony dywan, byle tylko trafił do nich. On mógł pracować wszędzie, ale namówiliśmy go na pracę w Słupsku, bo to świetny specjalista. Myślę, że po tym, co go spotkało, on do Słupska już nigdy nie wróci – opowiada w rozmowie z Radiem Gdańsk jeden z lekarzy.

SZPITAL DEMENTUJE

Szpital zaprzecza tym doniesieniom. – Informujemy, że w ostatnich latach w Szpitalu w Słupsku nie miało miejsca „odejście z pracy wielu znakomitych lekarzy specjalistów w wielu dziedzinach”. Jak w każdym zakładzie pracy, również w słupskim szpitalu następuje rotacja pracowników spowodowana różnymi względami, na przykład osobistymi, zdrowotnymi lub zmianą planów zawodowych. Liczba lekarzy w szpitalu w Słupsku z każdym rokiem rośnie, a nie maleje. W szpitalu w Słupsku zatrudnionych jest 366 lekarzy. 66 lekarzy pochodzi z Ukrainy i Białorusi. W tej grupie jest 3 specjalistów, 5 osób przechodzi szkolenie specjalistyczne, 22 lekarzy realizuje staż podyplomowy, a pozostali również mają warunkowe prawo wykonywania zawodu lub prawo wykonywania zawodu na określony zakres czynności. Uprawnienia nabyte wcześniej przez lekarzy pochodzących z Ukrainy i Białorusi co do zasady nie są w Polsce uznawane – twierdzi Prusak.

– Jakiś czas temu wpłynął donos, o którym nie wiemy, kto go napisał, ale on wywołał poczucie, że może to jest ten czas, że może zawalczymy o to, aby było lepiej; gdy powiemy w końcu, jak to wygląda naprawdę, żeby zarząd szpitala po raz kolejny nie zamiótł tego pod dywan. Wielokrotnie to robili i teraz też tak by było, ale miejmy nadzieję, że nie tym razem, chociaż już widzimy, co robi zarząd szpitala. Mamy pielęgniarkę, której kończy się umowa na czas określony. Ma świetne opinie przełożonych i lekarzy, a mimo to dostała informację, że umowa nie zostanie przedłużona – naszym zdaniem dlatego, że była w grupie osób zeznających przed komisją. Nie wiem, jak można to uzasadnić, bo w słupskim szpitalu brakuje pielęgniarek, i to wielu. Myślimy, że to początek zemsty zarządu i na tym się nie skończy – komentują pielęgniarki.

– … dnia 08.02.2024 r. doszła do nas informacja o piśmie, które zostało skierowane do pana, które stawia nieznane nam zarzuty wobec ordynatora. Dowiedziałyśmy się również, że p.o. Pielęgniarki Oddziałowej Oddziału Chirurgii Ogólnej i Onkologicznej została zobligowana do napisania pisma, które miałoby zaprzeczyć stawianym zarzutom. Z naszej strony chciałybyśmy powiedzieć, że oddział po objęciu kierownictwa przez doktora [tu imię i nazwisko] stał się miejscem nieprzychylnym pacjentom i personelowi. Na wizytach lekarsko-pielęgniarskich pacjenci są traktowani w sposób przedmiotowy, niekulturalny przez Ordynatora. Niejednokrotnie „wymuszane” są u pacjentów pozytywne opinie odnośnie funkcjonowania oddziału – to fragment kolejnej skargi do marszałka województwa pomorskiego.

KONIEC PRAC KOMISJI

Jak ustaliło Radio Gdańsk, powołana przez marszałka województwa komisja zakończyła pracę. W najbliższych dniach raport ma trafić do rady nadzorczej Szpitala Wojewódzkiego w Słupsku i do przedstawicieli samorządu województwa.

Nasz reporter próbował skontaktować się z ordynatorem oddziału, którego pielęgniarki oskarżają o niewłaściwe zachowanie. Doktor wprawdzie odebrał służbowy telefon, ale do sprawy się nie odniósł. Poinformował, że nie będzie tego komentować, poza tym przebywa właśnie na zwolnieniu lekarskim.

ŹLE TRAKTOWANI PACJENCI W USTCE?

Szpitalowi Wojewódzkiemu w Słupsku podlega też Zakład Pielęgnacyjno-Opiekuńczy w Ustce. Zimą 2024 roku grupa studentów drugiego roku pielęgniarstwa Uniwersytetu Pomorskiego w Słupsku miała praktyki w tej placówce. Studenci szybko złożyli jednak oficjalny protest do władz uczelni. Odmówili kontynuowania zajęć w Ustce ze względu na – ich zdaniem – skandaliczny sposób traktowania pacjentów przez część personelu medycznego. Skarga liczy trzy strony A4 i opisuje to, co według studentów nie powinno mieć miejsca w takiej placówce. Opis zdarzeń ma trafić też do marszałka województwa pomorskiego.

– Sytuacja panująca obecnie w Zakładzie Opiekuńczym w Ustce jest skandaliczna. W ubiegłym tygodniu wpłynęło zawiadomienie do władz uczelni Uniwersytetu Pomorskiego w Słupsku od studentów wydziału pielęgniarskiego II roku o chęci zaprzestania zajęć w tym ośrodku. Jak podają świadkowie, podopieczni tej placówki są bici, pracownicy znęcają się nad nimi fizycznie i psychicznie, nierzadko dochodzi do urazów z przyczyny personelu, które nie są odnotowywane. Studenci w swoim piśmie cytują nawet jednego z pracowników, który miał stwierdzić: „jak dusić, to pamiętajcie, że mokrą poduszką”. Po zaistniałym zgłoszeniu grupa studencka, obecnie III roku, również dołączyła się do zgłoszenia, zaznaczając, iż w ubiegłym roku akademickim takie praktyki miały miejsce. Jak podkreślają, byli zastraszeni przez osoby pracujące w Zakładzie, nie mieli odwagi zgłosić to władzom uczelni. Odbywa się też praktyka fałszowania dokumentacji medycznej, pisania obserwacji o pacjentach odbiegających od stanu faktycznego. Wyżej zawarte informacje to tylko zapowiedź całości, gdyż z naszej informacji zostały napisane ponad 3 kartki formatu A4, gdzie w wyszczególnionych punktach studenci zwracają uwagę na niehumanitarne traktowanie pacjentów, przypadki znęcania się. Zarząd WSS w Słupsku był informowany o zaistniałym problemie, jednakże bagatelizują sprawę z zamysłem przysłowiowego „zamiecenia pod dywan” – to fragment pisma do marszałka województwa pomorskiego.

Studenci dwa razy spotkali się z Andrzejem Sapińskim, prezesem Szpitala Wojewódzkiego w Słupsku. Powtórzyli zarzuty, a na zdjęciach wskazali osoby, które miały naruszać dobra pacjentów. – Byłem przerażony tym, co usłyszałem, ale jednocześnie trochę dumny. Z jednej strony nie mieściło mi się w głowie, że takie rzeczy mogą się dziać, ale z drugiej ucieszyła mnie reakcja studentów i niezgoda na takie postępowanie kogokolwiek wobec pacjentów. Sprawę zbadano i głową zapłaciła za nią kompletnie niewinna osoba; musiała odejść z pracy, choć nie miała z tym nic wspólnego. Poświęcono ją. Natomiast jedna z osób, którą wskazali studenci jako winną naruszeń, została przeniesiona na oddział w Słupsku, ale pierwszego dnia przyszła do pracy pijana. Odesłano ją do kadr i tam wzięła urlop na żądanie. W tym, co opowiadali studenci, najbardziej przerażające jest to, że szarpania i bicie miały dotyczyć tylko tych pacjentów, do których nikt nie przychodził, samotnych ludzi, często bez rodziny. Osoby regularnie odwiedzane przez bliskich były zadbane i otoczone opieką – wskazuje jeden z lekarzy szkolących studentów.

SZPITAL ZAPRZECZA

Słupski szpital dementuje otrzymane informacje. – Zarząd Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Słupsku dwukrotnie spotkał się z różnymi grupami studentów odbywających praktyki w Zakładzie Pielęgnacyjno-Opiekuńczym w Ustce. Przedstawione opinie i relacje z odbytych praktyk w wypowiedziach studentów były tak krańcowo różne, że nie mogły stwarzać przesłanek do wyciągnięcia jakichkolwiek obiektywnych i wiarygodnych ocen. Żadna z osób biorących udział w wymienionych spotkaniach nie potwierdziła również stosowania przemocy fizycznej w stosunku do podopiecznych ZPO w Ustce. Z tych powodów przytaczamy wnioski z kontroli Oddziału Pielęgnacyjno-Opiekuńczego w Ustce z 26 stycznia 2024 r. przeprowadzonej przez konsultanta wojewódzkiego w dziedzinie pielęgniarstwa opieki długoterminowej. Wyniki przeprowadzonej kontroli są bardzo pozytywne; konsultant nie stwierdził żadnych uchybień w placówce. Ustalono też, że personel pracował zgodnie z obowiązującymi standardami. Z uwagi na ochronę danych wrażliwych pracowników nie możemy ustosunkować się do przedstawionej w pytaniu sprawy. Zapewniamy jednak, że u żadnego pracownika Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Słupsku nie wykryto alkoholu podczas wykonywania obowiązków służbowych – informuje Prusak.

Placówkę w Ustce otwarto po remoncie w 2022 roku. Kosztowała, wraz z wyposażeniem, ponad trzy i pół miliona złotych.

Przemysław Woś/MarWer/raf

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj