40 lat temu 13 grudnia, dosłownie chwilę po wprowadzeniu stanu wojennego, Antoni Browarczyk razem z przyjaciółmi wracał z praktyk szkolnych. Na wysokości Huciska młodzi ludzie natrafili na antykomunistyczną manifestację, do której się przyłączyli. Tolek już z niej nie wrócił. Dziś w tym miejscu na Targu Rakowym, prawie przy tym samym drzewie, gdzie leżało ciało Antoniego, jego siostra Grażyna Browarczyk zapala znicze. Anna Rębas zapytała ją o wspomnienia z tamtych dni.
– Grudzień zawsze jest dla pani Grażyny bardzo ciężkim miesiącem, szczególnie okres świąteczny i noworoczny, bo wtedy Antoni był chowany… – przypomniała prowadząca rozmowę.
– Mój brat zginął dokładnie 17 grudnia 1981 r. Tego dnia poszedł oddać hołd Jankowi Wiśniewskiemu, który zginął 11 lat wcześniej – mówiła na antenie Radia Gdańsk Grażyna Browarczyk.
Jedną z wielu myśli przechodzących przez głowę pani Grażyny, są mordercy Tolka.
– Znam nazwiska wszystkich osób, które strzelały i użyły broni tego dnia. Co z tego? Mordercy do dzisiejszego dnia nie zostali osądzeni, żadna rodzina nie usłyszała „przepraszam”. Oczywiście nic nie jest w stanie przywrócić życia ale ktoś powinien ponieść za to odpowiedzialność. Za te krwawe dni, traumę, jaką przeżyliśmy, uszczerbek zdrowia i ciężkie święta – wspominała.
Rodzice Antoniego niestety nie doczekali dzisiejszego dnia. Nie doczekali też słowa „przepraszam”.
– Minęło 40 lat, od dziecka czekam i mam nadzieję, że w końcu się doczekam osądzenia i tego, że w końcu ci, którzy wprowadzili stan wojenny, zostaną uznani za największych bandytów i morderców w Polsce.
Tolek w dniu śmierci miał równo 20 lat.
Posłuchaj całej rozmowy:
oprac. aka/raf