Radni z Klubu Wszystko dla Gdańska zamierzają w tym tygodniu złożyć projekt uchwały, który zdelegalizowałby przejazdy samochodów z antyaborcyjnymi hasłami i grafikami. Motywują to między innymi troską o najmłodszych. Przedstawiciele organizacji prolife uważają, że to hipokryzja i wskazują, że podobne uchwały w innych miastach były unieważniane przez wojewodów.
O antyaborcyjnej furgonetce znów zrobiło się głośno w pierwszy weekend lutego, kiedy jej kierowca został zatrzymany w Sopocie przez policję i ukarany dwoma mandatami na łączną kwotę 5500 zł. O tym, że samochód będzie poruszał się po ulicach, poinformowały policję władze miasta. Powodem zatrzymania miało być przede wszystkim używanie megafonów bez pozwolenia.
Widok furgonetki u części mieszkańców wzbudza niechęć z uwagi na banery przedstawiające okaleczone płody oraz hasła, zarówno widniejące na banerach, jak i emitowane przy pomocy nagłośnienia np. „stop pigułkom aborcyjnym. Pigułki aborcyjne uśmiercają dzieci. Dzieci znajdowane są w ściekach…”
„TO PROWOKACJA”
Radna Klubu WdG Beata Dunajewska mówi, że hasła nie tylko mogą zastraszać osoby o odmiennych poglądach, ale są nieodpowiednie dla najmłodszych gdańszczan.
– Chcemy przyjrzeć się tej uchwale, którą wprowadziła Warszawa. Chodzi o to, że byłby całkowity zakaz szerzenia takich haseł, które mogłyby straszyć, zastraszać, wywoływać negatywne emocje. Dorosłe osoby jakoś znoszą tego typu widoki, ale dzieci nie są w stanie tego zrozumieć. Pytają rodziców, rodzice nie bardzo są w stanie na ten temat się wypowiedzieć, bo jest on naprawdę trudny. Głównie chodzi nam o to, żeby chronić dzieci, ale z drugiej strony uważamy, że w kraju, gdzie aborcja jest zakazana, chodzi o te względy eugeniczne (możliwość usuwania ciąży w przypadku ciężkich wad płodu – przyp. red.), to po prostu prowokacja. Mieliśmy przecież niedawno wyrok Trybunału Konstytucyjnego, więc aborcji się nie wykonuje, zatem nie widzę najmniejszego powodu, dla którego ta furgonetka miałaby jeździć ulicami Gdańska, w tej sytuacji to prowokacja i złośliwość – mówi Brata Dunajewska.
„BOJĄ SIĘ PRAWDY”
Pomysł gdańskich radnych komentuje Mariusz Dzierżawski, prezes fundacji pro-prawo do życia, której aktywiści używają furgonetek z antyaborcyjnymi banderami. Jego zdaniem próby wprowadzania uchwał świadczą o hipokryzji radnych.
– To przykład strachu przed prawdą. Lokalni proaborcyjni politycy chcieliby, żeby zakazane było mówienie o tym, że aborcja to jest zabójstwo niewinnego człowieka i, co więcej, to jest okrucieństwo wobec matki. Matka ponosi zawsze koszty psychiczne i bardzo często koszty zdrowotne, które ujawniają się albo bezpośrednio, albo po pewnym czasie. Ci proaborcyjni politycy, radni, prezydenci miast boją się prawdy i dlatego chcieliby jej zakazać – mówi Mariusz Dzierżawski.
Aktywista wskazuje, że podobne uchwały wprowadziły Warszawa, Kraków i Łódź. W każdym z przypadków zostały one unieważnione przez wojewodów, a następnie, gdy samorządowcy chcieli podważyć decyzję wojewody, przez sądy administracyjne.
WYROK TRYBUNAŁU KONSTYTUCYJNEGO
Zgodnie z decyzją Trybunału Konstytucyjnego w Polsce aborcja jest możliwa, gdy ciąża zagraża życiu lub zdrowiu matki lub gdy powstała w wyniku czynu zabronionego np. gwałtu czy kazirodztwa. Trybunał orzekł, że nie można usuwać ciąży ze względu na ciężkie wady płodu.
Wymianę argumentów Beaty Dunajewskiej i Mariusza Dzierżawskiego można usłyszeć w materiale naszego reportera.
Posłuchaj:
Piotr Puchalski