40 lat temu, 12 kwietnia 1982 r., w Poniedziałek Wielkanocny o godz. 21:00 w Warszawie została nadana pierwsza audycja Radia „Solidarność”. – Jego nadawanie było fenomenem na skalę całego bloku komunistycznego – mówi dr Grzegorz Majchrzak, badacz dziejów Radia „S”.
Pomysł stworzenia niezależnego od władz komunistycznych radia powstał jeszcze w okresie karnawału „Solidarności”. W Gdańsku funkcjonowały Radiowe Agencje „Solidarności”, na Mazowszu planowano wykorzystanie do nadawania zakładowych radiowęzłów. Na Dolnym Śląsku powołano Sekcję Radiową NSZZ „S”. – Wszystkie te trzy ośrodki nadawały swoje audycje w radiowęzłach. Pod koniec 1981 r. rozpoczęto przygotowania do utworzenia ogólnopolskiego Radia „Solidarność”. Ich podstawą była decyzja Komisji Krajowej. Te działania przerwał stan wojenny – mówi dr Grzegorz Majchrzak z IPN. Dodaje, że organizowana sieć radiowa mogła zostać wykorzystana nie tylko do nadawania audycji, lecz także kontaktu pomiędzy poszczególnymi regionami w przypadku rozpoczęcia strajku generalnego. Po 13 grudnia postanowiono wykorzystać dotychczasowe doświadczenia.
„KU POKRZEPIENIU SERC”
W 1981 r. konstruowanie nadajników UKF rozpoczął Ryszard Kołyszko, współpracownik Zbigniewa i Zofii Romaszewskich z Biura Interwencyjnego KSS „KOR”. – Nasze przedsięwzięcie miało służyć głównie pokrzepieniu serc – wspominał po niemal trzydziestu latach od powstania radia Zbigniew Romaszewski. Na Dolnym Śląsku środki na budowę nadajników pochodziły m.in. ze słynnych „osiemdziesięciu milionów”, które udało się zabezpieczyć przed wprowadzeniem stanu wojennego. W Warszawie radio było finansowane ze zbiórek w największych zakładach pracy i środków przekazanych przez Regionalny Komitet Wykonawczy „Mazowsze”.
Pod koniec grudnia 1981 r. gotowy był już pierwszy nadajnik, który wykorzystano do uruchomienia Radia „Solidarność”. Miał moc 20 watów, był wielkości radia tranzystorowego. Można było do niego przyłączyć magnetofon z nagraną kasetą, antenę umieszczano na kilkumetrowej wędce. W jego skonstruowaniu wzięli udział specjaliści z Politechniki Warszawskiej.
OŚMIOMINUTOWA AUDYCJA
Zespół Radia „Solidarność” liczył kilkanaście osób. Poza Romaszewskimi należeli do niego m.in. Danuta Jadczak, Janusz Klekowski, Zbigniew Kobyliński, Irena Rasińska, jej syn Marek, Ryszard Kołyszko oraz Elżbieta i Andrzej Gomulińscy. Utrzymywano kontakt z Jerzym Jastrzębowskim, przewodniczącym „Solidarności” w Radiu i Telewizji oraz z Krzysztofem Wolickim. Redakcja Radia „S” współpracowała również z wieloma organizacjami podziemnymi, m.in. z Solidarnością Walczącą i Niezależnym Zrzeszeniem Studentów.
12 kwietnia emisję uruchomili z dachu wysokiego bloku na rogu ulic Niemcewicza i Grójeckiej Marek Rasiński i Janusz Klekowski. Ośmiominutową audycję, nagraną na kasetę magnetofonową, rozpoczął motyw „Siekiera, motyka…”. Pomysłodawczynią tego sygnału była Zofia Romaszewska, która była również pierwszą spikerką rozgłośni. Ośmiominutową audycję nagrano w jednym z mieszkań kryjówek. Program zawierał informacje o represjach wymierzonych w działaczy podziemia, m.in. studenta KUL-u Stanisława Matejczuka, który był torturowany po aresztowaniu w związku z przypadkowym postrzeleniem milicjanta Zdzisława Karosa.
„MIGNIĘCIE ŚWIATŁAMI”
Audycja była słyszalna w dużej części stolicy i stała się sukcesem podziemia. W dniach poprzedzających emisję w Warszawie rozrzucono kilkanaście tysięcy ulotek informujących o terminie pierwszej audycji. – Służby specjalne nie spodziewały się, że w ogóle możemy dysponować jakimś nadajnikiem, a zatem uznały informację kolportowaną w ulotkach za blef – wspominał Zbigniew Romaszewski. W połowie audycji zaapelowano do słuchaczy o „mignięcie” światłami w swoich domach. – Staliśmy na dachu wieżowca w śródmieściu Warszawy. […] I oto przed naszymi rozmigotała się cała Warszawa, aż po najdalsze krańce. W pobliskich domach otwierały się okna, ludzie wybiegali na balkony, wydawali triumfalne okrzyki. Niełatwo ulegam wzruszeniom, ale w tym momencie miałem gardło ściśnięte i łzy w oczach. To była najpiękniejsza chwila w moim życiu – opowiadał Janusz Klekowski.
Do walki z Radiem „Solidarność” władze komunistyczne skierowały jednostki MSW oraz wojsko, które wykorzystywały specjalne urządzenia, służące dotychczas do wyszukiwania zachodnich szpiegów przez jednostkę funkcjonariuszy Ministerstwa Spraw Wewnętrznych – Biuro Radiokontrwywiadu. Peerelowska bezpieka uzyskała wsparcie techniczne od „bratnich służb” – z NRD i ZSRS. – Radio było najsilniej zwalczaną formą działalności podziemnej – podkreśla dr Grzegorz Majchrzak.
Kolejna audycja została wyemitowana 30 kwietnia, a następne były słyszalne prawie co tydzień. W czasie nadawania warszawski Mirów, gdzie znajdował się nadajnik, został dosłownie najechany przez tysiące milicjantów wspomaganych przez wozy opancerzone i helikopter. Akcja nie przyniosła jednak jakichkolwiek rezultatów poza ogromną manifestacją wściekłości miejscowych mieszkańców. – Kiedy wskutek awarii zamarło nasze łącze, z okien zaczęły sypać się na milicjantów doniczki – mówił po latach Zbigniew Romaszewski. Z czasem nadajniki rozpoczęły nadawanie także w innych miastach. 12 maja wyemitowano pierwszą audycję Radia „S” w Poznaniu, 8 czerwca w Gdańsku, a 27 czerwca w Krakowie.
NAJPIĘKNIEJSZY SYLWESTER W ŻYCIU
Po wydarzeniach z 30 kwietnia uruchomienie nadawania następowało z użyciem mechanizmu opóźniającego. Sprzęt odzyskiwano dopiero po kilku dniach. Często nadawano na częstotliwościach Polskiego Radia oraz telewizji, poprzez wyświetlanie napisów na ekranach telewizorów.
Na początku czerwca 1982 r. bezpieka aresztowała zespół nadający program na osiedlu Okęcie. 5 lipca 1982 r. SB wkroczyła do mieszkania, w którym przebywali Romaszewscy i kilka osób związanych z konspiracją. Zbigniew Romaszewski zdołał uciec, ale jego żona Zofia i związana z „Tygodnikiem Mazowsze” Joanna Szczęsna zostały aresztowane. Romaszewskiego SB aresztowała 29 sierpnia 1982 r. Spowodowało to przerwę w nadawaniu aż do października. Dla Romaszewskich i pozostałych aresztowanych w sylwestrowy wieczór 1982 r. pod murami więzienia odtworzono specjalną audycję. Do cel dotarła dzięki wzmacniaczom i ośmiu głośnikom. – Udało mi się usłyszeć całą audycję. Była całkowita cisza. Po zakończeniu audycji we wszystkich celach zaczęto walić w drzwi i menażki. Zrobił się niesamowity raban. […] Choć brzmi to absurdalnie, był to najpiękniejszy sylwester w moim życiu. To było bardzo podnoszące na duchu – wspominał Romaszewski.
„W OBRONIE PODEPTANYCH PRAW CZŁOWIEKA”
24 stycznia 1983 r. przed Sądem Warszawskiego Okręgu Wojskowego rozpoczął się proces Zbigniewa i Zofii Romaszewskich oraz kilku innych osób oskarżonych o zorganizowanie w Warszawie Radia „Solidarność’”. W dniu rozprawy z nadajnika umieszczonego na Grochowie wyemitowano kolejną audycję: „W procesie Radia „Solidarność” odpowiadają przed sądem wojskowym najodważniejsi z odważnych – ci, którzy ważyli się targnąć na monopol informacyjny totalitarnej władzy. Wystąpili w obronie zagrożonego Związku, podeptanych Praw Człowieka i Obywatela. Nasz Związek został zdelegalizowany, ale Radio „Solidarność” życie i działa nadal w obronie ideałów Solidarności, których zniszczyć się nie da”.
17 lutego 1983 r. zapadły wyroki. Zbigniew Romaszewski skazany został na cztery i pół roku, a jego żona Zofia na trzy lata pozbawienia wolności. Pozostałym oskarżonym wymierzono kary od 7 miesięcy do 2,5 roku więzienia. W Warszawie misję Romaszewskich kontynuował Jerzy Jastrzębowski, a później Wojciech Stawiszyński. Ostatnią audycję wyemitowano w czerwcu 1989 r. W kolejnych latach podjęto próby kontynuowania misji Radia „S” w ramach tworzącego się nowego rynku radiowego.
PAP/mk