Nie żyje Zbigniew Rybak, założyciel klubu rugbystów Arki Gdynia. Prawdopodobnie uległ zaczadzeniu

(fot. mat. pras. Zbigniew Rybak Syn Józefa)

Prokuratura rozpocznie dziś śledztwo w sprawie śmierci byłego polskiego rugbysty związanego z Arką Gdynia – Zbigniewa Rybaka. Niewykluczone, że przyczyną jego śmierci było zaczadzenie. 49-latka znaleziono wczoraj wieczorem w domu w Suchym Dworze.

Wstępne, ale bardzo ważne informacje są takie, że do śmierci mężczyzny nie przyczyniły się osoby trzecie. Znaleziono go w środę wieczorem w łazience jednego z domów w Suchym Dworze w powiecie puckim. 49-latek leżał nieprzytomny w łazience. Był tam czujnik czadu, z którego dobiegał sygnał alarmowy. Wezwano strażaków, którzy potwierdzili wysokie stężenie tlenku węgla, który prawdopodobnie ulatniał się z piecyka gazowego.

Przez dłuższy czas trwała reanimacja mężczyzny – niestety akcja zakończyła się niepowodzeniem. Lekarz stwierdził zgon Zbigniewa Rybaka.

– Na miejscu pracowali policjanci, lekarz sądowy i prokurator. Ciało mężczyzny przekazano do badań sekcyjnych, które mają wykazać przyczynę jego śmierci – przekazała komisarz Monika Bradtke z Komendy Powiatowej Policji w Pucku.

Śledztwo prowadzone będzie w kierunku nieumyślnego spowodowania śmierci mężczyzny.

LEGENDA ARKI

Zbigniew Rybak wychowany w Gdyni na Pustkach Cisowskich był szalikowcem piłkarzy Arki, szybko zaczął trenować sporty walki. W 1996 roku, razem m. in. z Dariuszem Komisarczukiem, Jackiem Wojaczkiem i Wojciechem Ruszkiewiczem, był jednym z założycieli Rugby Club Arka Gdynia.

Przez wiele lat występował jako zawodnik w formacji młyna w jego pierwszej linii na prestiżowej pozycji filara. Wielokrotny medalista mistrzostw Polski, był również działaczem popularnych Buldogów. W 2016 roku został skarbnikiem, a we wrześniu tego roku członkiem zarządu gdyńskiego klubu.

Był legendą Arki. Swoje losy opisał w autobiografii „Zbigniew Rybak Syn Józefa”. W wydanej w tym roku książce opisał m.in. losy ludzi, którzy jeszcze w 1996 roku nie znali nawet zasad rugby, a szukali legalnego pola do rozładowania swojej agresji. Dziewięć lat później, przy akompaniamencie „Mazurka Dąbrowskiego”, sięgnęli w Splicie po Klubowy Puchar Europy.

Grzegorz Armatowski/PAP/mrud

 

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj