Druga debata finału III Forum Morskiego. Posłuchaj rozmowy o zielonej energii

(Fot. Radio Gdańsk/Roman Jocher)

O godzinie 11:30 do drugiej debaty w ramach finału III Forum Morskiego Radia Gdańsk, zatytułowanej „Zielona energia. Jak efektywnie ją magazynować”, zasiedli: Karol Rabenda, wiceminister w Ministerstwie Aktywów Państwowych, Piotr Meler – prezes zarządu Energa Wytwarzanie, Mateusz Kowalewski, redaktor naczelny portalu gospodarkamorska.pl, i Przemysław Piesiewicz, ekspert rynku energetycznego.

Debatę poprowadził Jarosław Popek.

Jarosław Popek
(Fot. Radio Gdańsk/Roman Jocher)

Jako pierwszy wypowiedział się Piotr Meler, który wyjaśnił, czym jest energetyka odnawialna.

(Fot. Radio Gdańsk/Roman Jocher)

– Chyba wszyscy wiedzą, co to jest zielona energia. To energia odnawialna, niepochodząca z paliw kopalnych, którą możemy pozyskiwać i wciąż nie tracimy jej zasobów. Energetyka odnawialna w ostatnim czasie rozwija się bardzo mocno. To nie tylko duże, wielkoskalowe inwestycje, takie jak realizuje nasza spółka, ale też konsumenckie instalacje fotowoltaiczne czy wiatrowe, które kapitalnie wspomogły system i pomogły transformować nasz miks energetyczny. Wydaje się, że rozpęd zielonej energii jest bardzo dobry – zaznaczył.

– To duzi gracze rzeczywiście są w stanie zrealizować takie projekty. Nawet Grupa Orlen nie jest w stanie udźwignąć całego programu: czy to w energetyce jądrowej, czy w morskiej energetyce wiatrowej. Trudno sobie wyobrazić, jak małe podmioty mogłyby zrealizować tak duże inwestycje, które często są liczone w dziesiątkach miliardów – przyznał Meler.

– Wiatr na morzu na pewno eliminuje dwa główne zarzuty wobec lądowej energetyki wiatrowej. To po pierwsze stabilność, dużo bardziej równomiernie rozłożony w ciągu roku wiatr, większe ilości godzin wietrznych. Druga rzecz: nie powoduje żadnych konfliktów z lokalną społecznością. Eliminujemy dwa podstawowe problemy energetyki wiatrowej, dzięki lokalizacjom na morzu. Jest ich dużo. Optymiści mówią nawet o 30 gigawatach na polskiej części Bałtyku. Zapotrzebowanie systemu elektroenergetycznego w Polsce w peaku to około 26 gigawatów, czyli mamy szansę mieć większą moc z farm na morzu. Oczywiście mówimy o mocy zainstalowanej, a nie o peakach, które są generowane. Kiedy popatrzy się na dane systemowe z PSE dotyczące produkcji, widać, że fotowoltaika często produkuje w ciągu dnia powyżej 8 gigawatów, powyżej 8 gigawatów w najlepszych okresach potrafi produkować wiatr lądowy. Do tego dojdzie jeszcze energetyka jądrowa – zarówno w postaci dużych obiektów, jak i SMR-ów. Widzimy, że tej energii będzie prawdopodobnie nadmiar. Będziemy mogli faktycznie liczyć się z tym, że staniemy się zabezpieczeniem, dostawcą również dla państw sąsiadujących, dla części Europy Środkowej. Na pewno bardzo dobrze odebrana przez świat energetyki jest kwestia przedłużenia rynku mocy, ewentualnie dla naszych węglówek. Powinny one dać stabilną podstawę, aż do momentu, kiedy energetyka jądrowa je zastąpi. OZE zawsze będzie uzupełniającym źródłem. Wiemy, że elastyczne źródła, takie jak elektrownie gazowe, z racji dostępności paliwa i akceptacji przez Unię Europejską, nie będą się intensywnie rozwijać. Musimy się nastawić również na sposoby magazynowania energii, Te, które do tej pory były w Polsce stosowane, czyli elektrownie szczytowo-pompowe, to bardzo długo działające obiekty, które mają dość prostą technologię. To też pewna przewaga, że nie musimy korzystać z żadnego importu bardzo dużej ilości komponentów do tego typu obiektów. Są one wielkoskalowe, przewyższają w zasadzie jakiekolwiek magazyny bateryjne. Mówimy o skali rzędu 100 razy większej, czy nawet więcej, niż te wcześniej wspomniane. Są też na pewno tańsze w całym swoim okresie eksploatacji. Zwracamy uwagę, jako grupa Orlen, na to, że warto wchodzić w tematy elektrowni szczytowo-pompowych. Jest też specustawa, którą przyjęliśmy z bardzo dużym optymizmem, czyli ustawa, która pozwoli przyspieszyć procedurę administracyjną. Musimy jeszcze popracować nad sposobem wsparcia biznesowego tego typu obiektów, bo one rzeczywiście, przy tak niestabilnym rynku energii, nie bronią się na tyle, żebyśmy byli w stanie położyć tak ogromne capexy na realizację takich inwestycji – wyjaśnił.

– Dzisiaj naszą bolączką, jeśli chodzi o OZE, na pewno są moce przełączeniowe. Rzeczywiście rozbudowa sieci, zarówno przez PSE, jak i spółki dystrybucyjne, jest realizowana, natomiast mocy jest stanowczo za mało. Stąd my też bardzo czekamy i przyjmujemy z optymizmem zapowiedzi ustawodawcze dotyczące cable poolingu, czyli dzielenia przyłącza pomiędzy dwa różne źródła. Tam, gdzie mamy dzisiaj farmy wiatrowe, których jako spółka też mamy ponad 240 megawatów, Grupa Orlen posiada dodatkowe obiekty tego typu. Wszystkie z nich mogłyby, przy odpowiednich warunkach i odpowiednich przepisach, zostać uzupełnione o instalacje fotowoltaiczne, które nie wymagałyby zwiększania mocy przyłączeniowej. Wypełniałyby one tę moc, która jest zapewniona przez operatora w lepszy sposób. Oczywiście, przy wyjątkowych dniach, gdyby bardzo intensywnie pracowała fotowoltaika i akurat dodatkowo wiało, być może stracilibyśmy część tej energii, ale takie dni zdarzają się rzadko. Te źródła doskonale się uzupełniają, mogą dużo lepiej uzupełnić moce przełączeniowe, którymi dysponujemy w Polsce – ocenił.

Meler mówił także o inwestycjach gazowych. – To jest i Grudziądz i Ostrołęka, które już trwają, rozważany jako lokalizacja jest jeszcze Gdańsk. Źródła gazowe mają tą kapitalną cechę, że są bardzo elastyczne, można je postawić dosłownie w przeciągu kilku minut. Małe turbiny, które też znajdują zastosowanie w energetyce, potrafią stanąć nawet w ciągu poniżej minuty. To jest ten atut, który powoduje, że jak zajdzie słońce, tak naprawdę PSE jest w stanie bardzo szybko wygenerować w systemie dodatkową moc. To nie są źródła, które powinniśmy całkowicie odstawić, zwłaszcza, że właśnie te inwestycje powodujące dostęp gazu nierosyjskiego zostały u nas zapewnione. Nawet, jeśli nie wiadomo ile OZE by było, zawsze możemy mieć jej niedobory. Bezpieczeństwo energetyczne Polski to na pewno są też inwestycje w elektrownie szczytowo-pompowe, te duże magazyny energii. Musimy pamiętać o tym, o czym minister Rabenda wspominał: to jest 8-10 lat realizacji tego typu inwestycji. Dzisiaj, jeśli mówimy o offshorze, o rozbudowie sieci, to również powinniśmy bardzo intensywnie mówić o rozpoczęciu realizacji elektrowni szczytowo-pompowych. One uzupełnią ten cały zestaw, który pozwoli nam rzeczywiście być bezpiecznymi energetycznie, a to jest najważniejsze przede wszystkim dla gospodarki. Tania i dostępna niezawodnie energia to jest dla niej tak naprawdę tlen – przyznał.

– Wracając do tego wodoru, jest on rzeczywiście bardzo istotnym paliwem, które ma szanse stać się jednym z podstawowych. Takie są też kierunki unijne. Ważne natomiast jest to, że musi on być zielony, czyli pochodzący z produkcji z zielonej energii. Nie może być to szary czy niebieski wodór, który po drodze wymaga paliw kopalnych. Pierwsze zagadnienie to rozwój technologii, które będą pozwalały produkować go w zielonej formie. On jest potrzebny, nie jest to jednak tylko kwestia stosowania go jako jakiejś formy przechowywania energii, ale też komponent do ewentualnej produkcji paliw syntetycznych. To kolejny kierunek, który się pojawia. Wiemy, że lotnictwo nie jest w stanie przejść na żadne technologie związane z elektrycznym zasilaniem, bo tutaj decyduje masa. Musimy więc założyć, że w tej dziedzinie potrzebne będzie czyste paliwo wytwarzane z maksymalnym wykorzystaniem zarówno CO2, jak i zielonego wodoru. Te pierwsze, większe instalacje do produkcji paliw syntetycznych już powstają w Ameryce Południowej, wydaje się, że zarówno w Unii, jak i w Polsce, ten kierunek też musi być zrealizowany w jakiejś skali i na pewno do tego będziemy zobligowani. Zielony wodór jest więc bardzo szerokim zagadnieniem nie tylko w samym zasilaniu transportu, bo wiemy, że zasilane są nim już autobusy i pociągi, więc ta sfera bez problemu jest w stanie się przestawić na technologie bateryjne czy wodorowe. Paliwo syntetyczne natomiast to kolejne zagadnienie, które się u nas pojawi w energetyce – tłumaczył.

(Fot. Radio Gdańsk/Roman Jocher)

Karol Rabenda zauważył natomiast, jak w ostatnich latach rozwija się energetyka odnawialna w Polsce.

– Energii odnawialnej mamy już całkiem sporo. W zasadzie, jeśli chodzi o dekarbonizację, to większość jej odbywa się w Polsce. Oczywiście, mamy z czego się dekarbonizować, ale jeśli chodzi o zastępowanie mocy konwencjonalnych nowymi, opartymi właśnie o odnawialne źródła energii, to, jesteśmy jednym z liderów w Europie. W przypadku fotowoltaiki mamy już ponad 13 gigawat zainstalowanych mocy. One oczywiście mają ograniczoną wydajność, ale to duży wolumen, zwłaszcza przy takiej generacji, jaką mamy na przykład dzisiaj. Wyzwaniem na pewno są sieci i ich rozbudowa. W zeszłym tygodniu zakończył się w Sejmie proces legislacyjny ustawy specjalnej o rozbudowie sieci. Jeśli chodzi o wiatraki na lądzie, to wbrew temu, co często mówi się w mediach czy w polityce, tej energetyki jest całkiem sporo. Jesteśmy już na poziomie ponad ośmiu gigawatów zainstalowanych mocy i mamy bardzo dużo pozwoleń na następne instalacje, a przed nami są największe inwestycje, jeśli chodzi o skalę. To morska energetyka wiatrowa, która w pierwszej fazie mocy zainstalowanych będzie miała prawie sześć gigawatów. To duża ilość, zwłaszcza, że energetyka wiatrowa jest najbardziej stabilna, przewidywalna i wydajna. Dzisiaj zaczynamy już mierzyć się z problemami, które mają kraje, które inwestowały w OZE dużo wcześniej: jak stabilizować tę sieć, żeby nie mieć do czynienia z przerwami w dostawach prądu, kiedy fotowoltaika gaśnie, a wiatr jeszcze nie wieje? To jest główne zadanie dla systemu elektroenergetycznego, ale transformacja w Polsce przebiega bardzo sprawnie i to jest duża szansa na odnowienie mocy. Musimy pamiętać o tym, że transformację w kierunku zielonym prowadzimy oczywiście z powodów klimatycznych, ale w polskich realiach to jest też modernizacja mocy wytwórczych, które często pochodzą jeszcze z lat 60. czy 70. Ich żywotność po prostu się kończy – ocenił.

– Jeśli chodzi o temat fuzji Orlenu, warto podkreślić, że transformacja energetyczna była realizowana w inny sposób. Tutaj pewnie była większa rola samej Energi, ale lokalna Energa z Gdańska pewnie nie miałaby koła zamachowego, jakim jest cała Grupa Orlen i jej potencjał. Pewnie w większym stopniu skorzystałyby inne grupy energetyczne, jak PGE czy Enea, a tak fuzja wzmacnia nasz lokalny podmiot, którym jest Energa, bo ta spółka jest odpowiedzialna właśnie za transformację w Grupie Orlen – podkreślał.

(fot. Radio Gdańsk/Roman Jocher)

– Najnowsza edycja programu „Czyste powietrze” przewiduje dofinansowanie do magazynów energii. W zasadzie jest to po części odpowiedź na duże zapotrzebowanie na te sieci, bo mają one swój charakter i nie były tworzone pod produkcję energii, tylko na jej dostarczanie. Uzupełnienie tego programu właśnie o komponent magazynów energii da mieszkańcom większe zyski. Wiemy, że są różnice, jeśli chodzi o koszt odbioru i przesyłanie energii. Tu będziemy mieć sytuację, w której jeśli ktoś będzie miał fotowoltaikę i magazyn energii, to będziemy mogli nazwać tę produkcję w 100 proc. prosumencką, czyli na własny użytek. W zasadzie będziemy w dużym stopniu uniezależniać się od energii z sieci. Oczywiście, ona będzie występować, bo nie da się generować tyle prądu i przetwarzać go, przechowywać na tyle równo, żebyśmy w pełni wykorzystali tę energię, która świeci nad naszym dachem i którą generujemy przez panele. To coś, co pozwoli nam trochę wypłaszczyć zmiany i skoki zapotrzebowania na energię, co jest bardzo ważne dla systemu. Duża ilość energii odnawialnej stawia nowe wyzwania przed operatorem sieci. Musimy też znać specyfikę tego, jak działa energetyka: elektrownie konwencjonalne nie mogą być za bardzo ograniczone w produkcji, a ich rozruch tez trochę trwa. Tymczasem jak naturalnie zachodzi słońce, to jest kwestia jakiejś godziny czy nawet krótszego czasu. Kiedy mamy stany zachmurzenia, generacji fotowoltaiki jest mało i trzeba tę moc w sieciach uzupełnić, dlatego dobre są elektrownie szczytowo-pompowe, które znamy z okolicy, bo bardzo szybko uzupełniają moc, ratując system przed spadkiem mocy. Mamy ich oczywiście za mało przy takim wzroście energetyki odnawialnej, ale musimy mieć też świadomość tego, że poza zaletami, o których mówił pan prezes, one mają swoje uwarunkowania. Budowa nowej elektrowni trwa około ośmiu lat i pochłania całkiem duże środki. Jednak bez tych inwestycji zawsze będziemy mieli jakiś problem z energetyką. Co więcej, będziemy musieli tracić tę energię, którą będziemy pozyskiwać z OZE, bo nie będziemy umieli jej wykorzystać. To zresztą nie tylko nasz problem, ale całej energetyki odnawialnej. Na Zachodzie ten problem też istnieje i często widzimy w doniesieniach prasowych, jak to wygląda. Magazynów energii mamy dużo, od tych małych, postawionych przy domach tam, gdzie mamy fotowoltaikę, po duże elektrownie szczytowo-pompowe, przez szereg mniejszych, które będą stabilizowały nam system albo uzupełniały farmy, które widzimy na lądzie. To pozwoli nam wypłaszczyć zapotrzebowanie na energię i w większym stopniu wykorzystać potencjał energetyki odnawialnej. Cały świat stoi dzisiaj przed problemem nie tego, jak produkować energię z OZE, ale jak ją magazynować i jej nie stracić, jak ją przechować do czasu, kiedy będzie większe zapotrzebowanie, bo na przykład za kilka godzin ruszą fabryki, które będą potrzebowały więcej energii z sieci. Są przed nami duże wydatki i inwestycje, jeśli chodzi o budowę sieci przesyłowych. Musimy też uświadomić sobie, że z powodu tego, iż węgiel jest na południu, moce wytwórcze w Polsce były właśnie na południu i to było przesyłane do nas na północ. Teraz będziemy mieli dokładnie odwrotną sytuację, bo energetyka jest rozproszona, ale na Pomorzu będziemy mieli duże moce zarówno z energetyki jądrowej, jak i z energetyki morskiej wiatrowej. To też będzie coś, co będzie sprzyjało Gdańskowi i Pomorzu. Tam, gdzie energia będzie bardziej dostępna, będą tworzyły się nowe zakłady pracy, bo trzeba powiedzieć, że zielona energia pochodząca z OZE w zasadzie jest już wymagana przez inwestorów. Jeśli chcemy przyciągnąć inwestycje, będziemy musieli pokazać, że mamy zieloną energię, bo jeśli nie będziemy jej mieli, to inwestorzy pójdą tam, gdzie ona jest – przekonywał wiceminister.

– Niemcy, poza pierwszymi deklaracjami, że odchodzą od gazu, uchwalili w swoim programie, że planują inwestycje w 25 czy 30 gigawatów mocy w gaz. Przy swojej energetyce oni mogliby mieć inne rozwiązania, bo są na tyle bogaci. Istnieje jednak myślenie, że regulatorem OZE będzie gaz. Jestem przekonany, że będą inwestować w moce energetyczne na gazie, zwłaszcza, że oni są ideologicznie antyjądrowi, więc muszą mieć jakąś podstawę. Będą inwestować w moce z gazu, bo trochę rozbudowali infrastrukturę wysyłową na gaz z kierunków innych niż rosyjski, więc na świecie jest przecież dostępność gazu. Ten pick, który spowodował nam zamieszanie w cenach gazu i energii, jest spowodowany nie tym, że na świecie nie było gazu, tylko tym, że jego dostępność, jego wpływ do Europy był ograniczony, bo nie było, jak go sprowadzić. Zresztą to jest też błędna polityka Niemiec i Unii Europejskiej, która była skoncentrowana na tym, żeby gaz trafiał do Europy z kierunków wschodnich. Hiszpanie mają pretensje o to, że gazociągi z Południa czy północnej Afryki były traktowane po macoszemu. W Niemczech będzie więc energii z gazu i moim zdaniem to się nie zmieni. Pewnie dlatego jest też taka silna presja na to, żeby w jakiejś perspektywie czasu wrócić do handlowania z Rosjanami, bo ten handel faktycznie jest dla nich korzystny, ponieważ maja tańszą energię. Nie mam złudzeń: energia z gazu będzie w Europie i będzie głównie z Niemczech. Jeśli nie atom, to musi być jakiś stabilizator. Niemcy często deklarują, że finalnie będą mieli tylko OZE; to jest jakiś model, ale myślę, że musieliby dobudować jeszcze dwa razy tyle elektrowni szczytowo-pompowych albo jeszcze więcej biogazowni, które też są OZE, ale są stabilne. Skoro założyli, że dobudują 30 gigawatów w gazie, to chyba będzie to jednak gaz – podkreślał.

(fot. Radio Gdańsk/Roman Jocher)

– Te projekty, które są rozpoczęte, pewnie będą realizowane. Nie mamy problemu z dostępnością do gazu, zarówno przez Baltic Pipe, jak i przez gazoporty. Mamy też trochę produkcji własnej. Przy stabilnej sytuacji międzynarodowej stać nas na trochę gazu w polskim systemie, ale nie będziemy się na nim opierać jako na strategicznym źródle, które ma ratować nas w trudnych sytuacjach – zaznaczył Rabenda.

– Musimy zdać sobie sprawę z tego, że dzisiaj w zasadzie nie opłaca się magazynować energii w wodorze, żeby później odtwarzać ją właśnie z wodoru. Wiele mówi się o wodorze w transporcie, kolejowym, ale głównie, jeśli chodzi o transport morski, bo jeśli mówimy o emisyjności, to jak policzymy sobie, ile pływa teraz tankowców, to wychodzi znaczny wolumen. Maersk ogłosił, że będzie strategicznie przechodził właśnie na paliwo wodorowe, Zakładając, że pierwsze instalacje będziemy mieli z offshore’u, w 2026 i 2027 roku zaczniemy instalować pierwsze przyłączenia, to duże moce, a więc 11, a może i więcej gigawatów będą w 2040 roku, a więc technologie wykorzystania wodoru mogą być zupełnie inne i faktycznie może być tak, że wybudujemy farmy wiatrowe na potrzeby energetyczne, a świat już będzie wyglądał inaczej i bardziej będzie się opłacało produkować z nich właśnie wodór na potrzeby transportu. W ogóle transformacja energetyczna to proces, w którym jednym z wyzwań albo trudności jest to, że jako rząd czy firmy, a w zasadzie cały świat nie wiemy, jak on będzie wyglądał nie za dziesięć lat, ale nawet jakie turbiny będą za dwa lub trzy lata; tak on się rozwija, a jego możliwości technologiczne tak pędzą, że pewnym problemem dla firm, które produkują turbiny, jest to, że one nie zdążą na siebie zarobić, bo wchodzą już nowe, o większej mocy. To też jest pewne wyzwanie. Oczywiście, że warto inwestować, bo w zasadzie jesteśmy już na takim etapie, że po pierwsze, z tej drogi nie ma odwrotu, a po drugie, możemy na tej transformacji realnie zarobić: jeśli chodzi o Polskę, to oczywiście w wymiarze międzynarodowym, ale jeśli chodzi o region, to w sposób szczególny. Pomorze może wrócić nad morze, że tak powiem skrótowo, bo przez lata mieliśmy zwijaną gospodarkę morską, możliwości były ograniczane, mówiło się nawet o tym, że w sumie porty są mało potrzebne, a okazało się, że one nie są potrzebne tylko w momentach kryzysowych, przy transporcie węgla czy w ogóle w kryzysie wojennym, ale dzisiaj tej morskiej energetyki nie da się budować bez portów. To tak olbrzymie instalacje, że bez portów instalacyjnych, a właściwie już nie tylko ich, bo było wspominane Świnoujście, ale w Gdańsku będzie port instalacyjny, z którego będzie korzystało PGE, największy podmiot, który będzie operował na Bałtyku, ma najwięcej koców i koncesji. Co więcej, to nie są tylko polskie tereny, polska strefa ekonomiczna, ale wiemy, że offshore w zasadzie będzie budował się na całym Bałtyku, a kraje bałtyckie nie będą już podejmować takich inwestycji w infrastrukturę, bo to nie ta skala. To tez ekspansja zarówno naszych firm, jak i podmiotów, które będą korzystały z tej infrastruktury na zewnątrz. Moim zdaniem my jesteśmy już kilka etapów dalej niż nasi partnerzy. Słyszałem, jak ktoś narzekał, że w drugiej fazie w zasadzie wszystkie koncesje uzyskały spółki Skarbu Państwa, ale nasze spółki w zasadzie bardzo szybko się uczą i zakładamy, że z każdą kolejna fazą będzie większy udział zarówno tych spółek, jak i firm w łańcuchu dostaw lokalnych. Polacy bardzo szybko się uczą, polskie firmy są bardzo przedsiębiorcze i myślę, że ten boom związany z transformacją energetyczną pozwoli rozwinąć zupełnie nowe gałęzie gospodarki, nie tylko tej morskiej, ale również wewnątrz kraju. To gigantyczna szansa i zrobimy wszystko, żeby wykorzystać każdą nadarzającą się okazję, aby zarówno Gdańsk, Pomorze, jak i całą Polskę wzmocnić przez ten proces – podkreślał.

(Fot. Radio Gdańsk/Roman Jocher)

Przemysław Piesiewicz został zapytany o to, jak na szybkość transformacji energetycznej wpłynęła fuzja Orlenu z Lotosem, Energą czy PGNiG.

– Na pewno tak duży podmiot pomaga i centralizuje tego typu działania, bo wtedy mamy jednego dużego gracza na rynku, który potrafi to scentralizować. Powstał duży koncern na skalę europejską, który całościowo pokrywa energetykę, ale to jest koncern multienergetyczny. Tak że to jest działanie zgodnie z regulacjami Komisji Europejskiej, ale też działanie zgodne z racją stanu. Dzięki tego typu zachowaniom organizacyjnym, mogliśmy suchą nogą przejść przez zeszłoroczny kryzys. W tym roku widzimy, że ceny energii spadły nie tylko w Polsce, ale w całej Europie. Wróciliśmy do stanów cen energii elektrycznej i gazów praktycznie sprzed wojny na Ukrainie. Posiadanie takiego dużego gracza powoduje również, że inwestycje mogą być lepiej planowane, a zakupy mogą być lepiej i łatwiej realizowane – wyjaśnił.

Ekspert wypowiedział się także na temat tego, co mogłoby się obecnie dziać w naszym kraju, gdyby nie doszło do wspomnianych fuzji.

– Tak naprawdę nie można gdybać, bo to jest trudne. Natomiast fuzja powoduje to, że jest jeden duży odpowiedzialny podmiot. On oczywiście ma niecały udział w rynku, jeśli chodzi o energetykę, bo mamy też firmy energetyczne, które są z DNA energetycznym, takie jak PGE, Tauron, czy Enea. Ale z drugiej strony rząd przygotowuje się do tego, aby stworzyć agencję NABE, która na pewno powstanie jeszcze w tym roku. Spowoduje to również zmianę na polskim rynku energii. Spowoduje, że te firmy zostaną automatycznie zdekarbonizowane, umożliwi się im funkcjonowanie na zielonym rynku energii i będą otwarte na finansowania z różnych innych możliwych instytucji finansowych, co pozwoli również na wzrost mocy zainstalowanej w energetyce wiatrowej i OZE ogólnie – ocenił.

– Mamy rynek mocy, który trzeba dalej rozwijać i elektrownie szczytowo-pompowe, które jako magazyny energii mogą świetnie funkcjonować. To jest dla nich miejsce i funkcja w systemie. Już z resztą funkcjonują – przypomniał. – Gdybyśmy mieli idealny system OZE, wytwarzalibyśmy w jednym miejscu przyłączenia energii z wiatru i energii z fotowoltaiki. Oczywiście nie jest idealny, bo zależy od pogody. Dlatego niestety również magazyny trzeba instalować przy źródłach wytwórczych OZE, które pozwalają na zmagazynowanie nadwyżki energii, która nie jest potrzebna w systemie. To jest najprostsze rozwiązanie i te magazyny prędzej czy później w Polsce zaistnieją. Widzimy duży napływ wniosków o warunki przyłączenia dla magazynów energii i one będą w polskim systemie istniały. Będą duże elektrownie szczytowo-pompowe, bo one są łatwiejsze dla systemu, ale znajdzie się miejsce dla każdego. Mamy teraz program „Prosument”, który też pozwala na inwestowanie właśnie w magazyny energii do fotowoltaiki domowej. Tak że dla każdego coś się znajdzie. Pamiętajmy, że zmiana ustawy prawa energetycznego z zeszłego tygodnia i ustawy OZE, spowodowały to, że od przyszłego roku już będziemy mogli handlować energię per to per. Czyli będzie następować tokenizacja energii i będzie można kupować energię na swoje własne potrzeby poprzez aplikację. Pojawia się w systemie energetycznym agregator energii, czyli nowy podmiot na rynku. Ten system energetyczny stanie się łatwiejszy do obsługi i łatwiejszy do zrozumienia dla każdego z klientów – zapowiedział.

(Fot. Radio Gdańsk/Roman Jocher)

Piesiewicz został również zapytany o to, jak obecnie wygląda sytuacja Polski pod względem niezależności energetycznej.

– Na pewno jeszcze trzeba dużo poinwestować. Natomiast chciałbym zaznaczyć pewną rzecz, jaka niedawno się wydarzyła na polskim rynku energii właśnie przez dużą ilość energii z OZE. Zanotowaliśmy na rynku spotowym ceny ujemne energii. Wytwórcy płacili za to, żeby tę energię ktoś mógł odebrać. Jest to pierwszy raz w historii polskiej giełdy. Miało to miejsce w ostatni weekend. Czy w tym wypadku, kiedy ceny energii nagle są aż tak promocyjne, komuś opłaca się dalej inwestować? Oczywiście to jest żart, bo energetyka to zawsze inwestycja na wiele lat. Nawet elektrownie słoneczne są realizowane z myślą o funkcjonowaniu 20-25-letnim. Natomiast tak, energetyka w Polsce powinna być rozwijana, aby tę niezależność energetyczną utrzymywać. Tutaj mamy wiele komponentów. Mówiliśmy jakiś czas temu, że mamy stawiać na gaz, odchodząc od węgla. Nagle wiadomo, dlaczego. Gaz nie jest już paliwem podstawowym. Jest tylko paliwem, które będzie funkcjonować tylko przez jakiś czas. Stąd podejście np. Niemców, gdzie gaz miał być elementem umożliwiającym bilansowanie systemu energetycznego, którzy w tej chwili też od tego odchodzą – skomentował.

– Mamy niezależność energetyczną związaną z tym, że mamy swój własny rurociąg z szelfu norweskiego. Mamy swój własny gazoport oraz mamy projektowany kolejny gazoport w Gdańsku, czyli mamy tę niezależność, jeśli chodzi dostęp do złóż gazowych. Oprócz tego mamy interkonektory w Europie, gdzie możemy ten gaz również przesyłać rurociągami. Z drugiej strony mamy połączenia transgraniczne-energetyczne, gdzie możemy przesyłać energię elektryczną z Niemiec do Szwecji, czy na Litwę, jak również na Ukrainę, które były nieczynne przez bodajże 20, jak nie 30 lat. To połączenie ruszyło miesiąc temu i zaczął się import oraz eksport energii na Ukrainę, ponieważ handlujemy w obie strony. Więc na pewno niezależność energetyczna wiąże się z tym, że musimy sobie zapewniać jak największą ilość mocy dyspozycyjnych w systemie. Musimy mieć nowy park maszynowy. To oznacza, że mamy stare bloki energetyczne i musimy je zmieniać na nowsze. To prawda. Więc niezależność energetyczna polega na tym, żeby cały czas mieć jak największą moc dyspozycyjną w systemie – zaznaczył.

Ekspert odniósł się również do tematu wykorzystywania wodoru jako paliwa. Czy Polska jest w stanie być „dużym graczem” na rynku europejskim pod tym względem?

– My na pewno już jesteśmy dużym graczem na rynku wodoru. Produkujemy największe ilości szarego wodoru w UE w naszych zakładach chemicznych, nawozowych i rafineriach. Musimy pomyśleć, jak wyprodukować zielony i czysty wodór. Musimy dalej iść w tym kierunku, żeby znaleźć odpowiednie technologie, które będą opłacalne i będą powodowały to, że powstaną paliwa syntetyczne. Niekoniecznie musimy produkować tak dużą ilość wodoru, której nie da się zmagazynować. Możemy produkować np. e-amoniak, który jest paliwem łatwiejszym, można go łatwiej obłaskawić. Jest gęstszy, łatwiej można go transportować i jest mniej wybuchowy, więc jest bezpieczniejszy dla środowiska. Można go też wyczuć nosem, więc jest łaskawszy. Na pewno wodór jest przyszłością, tylko pytanie w jakiej formule. Wiemy, że firmy niemieckie, budujące elektrownie offshorowe, podpisały na początku tego roku umowy o dostawy elektrolizerów o mocy 100 megawatów. Chcą bezpośrednio produkować wodór z offshorów. Tak że jest też taki kierunek, żeby tej energii elektrycznej nie wpinać bezpośrednio i nie wysyłać do sieci energetycznej, tylko do elektrolizerów, które będą produkowały wodór. Tak że tutaj też jest pytanie, czy cała energia elektryczna, która miała być produkowana na offshorach w Polsce, czy ona nie będzie kanibalizowana. Czy może warto jednak zastanowić się nad technologią “Power to X”, czyli zmienić po prostu wyjście i zastanowić się, czy elektrolizer nie byłby lepszym rozwiązaniem niż dostawa energii do sieci, bo wtedy można to łatwiej magazynować i łatwiej rozprowadzić produkt końcowy – ocenił.

(fot. Radio Gdańsk/Roman Jocher)

Mateusz Kowalewski zauważył, że Orlen nie jest pierwszą firmą, która zdecydowała się na budowę koncernu multienergetycznego.

– Budowa multienergetycznego koncernu Orlen to nie jest nic nowego. Większość globalnych marek, które doskonale znamy, jak Orsted, Equinor, BP czy Shell to koncerny multienergetyczne. Są one obecne w Polsce od dawna i budują swój biznes na różnych nogach energetycznych. Zaczęli od Oil and Gas, ale są też aktywni na rynku offshore wind. Patrzą również w przyszłość, na nowe źródła energii, jak wodór czy słońce. Szczególnie w czasach kryzysu, zarówno geopolitycznego, jak i energetycznego, to jest właściwa droga do budowy swojej pozycji, jeśli chodzi o bezpieczeństwo energetyczne i dywersyfikację dostaw energii dla Polski oraz tej części Europy. Budowa tego koncernu to nie jest tylko zapotrzebowanie Polski, ale zapotrzebowanie całej Europy Środkowo-Wschodniej. Jednocześnie ten koncern multienergetyczny też idzie w kierunku offshore. Ostatnio zapadł szereg decyzji, zarówno lokalizacyjnych, jak i dotyczących portu instalacyjnego w Świnoujściu, czy też budowy portów serwisowych. To pokazuje, że te kierunki energetyczne zwracają się w stronę morza. Przed nami pierwszy etap offshore, ponad pięć gigawatów mocy. Te postępowania już trwają, inwestycje wchodzą w fazę realizacyjną. Z pewnością najbliższe lata to będzie fizyczna realizacja tych inwestycji. Rozgrywa się teraz temat drugiej fazy offshore i harmonogramu, a wszyscy myślimy już o kolejnych etapach. Docelowo ma to być nawet trzydzieści gigawatów z morskiej energetyki wiatrowej w perspektywie 2050 roku. To olbrzymie źródło zielonej energii, którą będziemy mogli sprzedawać i która będzie ważnym komponentem, jeśli chodzi o dywersyfikację miksu energetycznego. Przed Polską stoi wyzwanie, jeśli chodzi o optymalizację energetyczną. Źródła takie jak wiatr czy słońce są zależne od pogody, nie są stałe. Musimy je optymalizować pod kątem magazynów energii, takich jak w Żarnowcu. Mamy tam elektrownię szczytowo-pompową. Tu jest też olbrzymi potencjał dla wodoru. Wróciłem z konferencji energetycznej w Serocku. Tam wiceminister Zyska dużo mówił o potencjale Polski, jeśli chodzi o magazynowanie wodoru jako nośnika energii i o kawernach solnych, które mają olbrzymi potencjał. Polska wyróżnia się na tle innych państw europejskich, jeśli chodzi o geologiczne argumenty. Faktycznie ten potencjał mamy bardzo duży. Wodór jest idealnym komponentem, jeśli chodzi o magazynowanie energii z offshore wind. Nadwyżki, które mogą być produkowane w okresach mniejszego poboru z morza, można przekładać na produkcję zielonego wodoru. On, jeśli będzie w odpowiedni sposób magazynowany, będzie idealnym nośnikiem energii, który doskonale zoptymalizuje miks energetyczny – ocenił.

– Słowem kluczem jest efektywność energetyczna. W przypadku paneli fotowoltaicznych największe zużycie prądu jest w godzinach wieczornych, kiedy produkcja spada. Mamy więc bardzo duże nadwyżki produkcji energii wśród konsumentów, które trafiają do sieci. Tam są olbrzymie straty. Na każdym metrze bieżącym sieci to jest realna strata wytworzonej energii, która później musi wrócić do konsumenta w godzinach zwiększonego poboru. W momencie, kiedy konsument zagospodaruje energię wewnątrz własnego systemu, ta efektywność będzie niewspółmiernie większa. Po pierwsze odciąży to zewnętrzny system energetyczny, po drugie pozwoli zakumulować energię w jakiejś baterii albo pozwoli na ogrzanie wody. To jest klucz. To bardzo istotne też ze względu na skalę. Wszyscy są zaskoczeni gospodarnością Polaków. Trzynaście gigawatów to ewenement na skalę europejską i światową. To gigantyczne przyrosty. To właśnie gospodarność polskiej rodziny powoduje, że dziś możemy być pokazywani jako przykład tego, w jaki sposób transformować energetykę. Największy problem jest na etapie średnich instalacji. Jeśli chodzi o bardzo duże instalacje, to są technologie pozwalające na budowę dużych magazynów energii, jak elektrownia szczytowo-pompowa. Jest problem, jeśli chodzi o magazyny energii dla instalacji kilkudziesięcio-kilkuset megawatowych, gdzie bateria prawdopodobnie nie jest w stanie zakumulować takich nadwyżek. Potrzebne jest wybranie najbardziej odpowiednich technologii. Program „Czyste Powietrze” jest odpowiedzią na te potrzeby i jednocześnie wyznacza największe potrzeby dzisiejszej energetyki. To właśnie efektywność energetyczna. Myślę, że w najbliższych latach na tym będziemy się koncentrować. Śmiem twierdzić, że to już jest ważniejsze, niż dodawanie na ślepo kolejnych źródeł energii. Bardziej wartościowa niż kolejne źródła energii może być efektywność energetyczna – przekonywał redaktor naczelny portalu gospodarkamorska.pl.

(Fot. Radio Gdańsk/Roman Jocher)

– Technologia wodorowa jest sprawdzana w różnych warunkach. Jeśli mowa o flocie wodorowej, szczególnie handlowej, czy o wykorzystaniu wodoru, jeśli chodzi o szeroko pojęty transport, to jeszcze za wcześnie na deklaracje i by mówić, że transformacja już się dzieje. Z wodorem jest bardzo dużo wyzwań, głównie z jego magazynowaniem i efektywnością wykorzystania, jeśli chodzi o źródła napędu w transporcie. To wyzwania przyszłości. Trzeba jeszcze zrealizować szereg zadań, żeby doszło do pełnego wykorzystania np. w transporcie. Chciałbym przyjąć punkt odniesienia, jeśli chodzi o Pomorze i północny region Polski. Terapia szokowa, wywołana przez kryzys geopolityczny i energetyczny spowodowała gwałtowny zwrot całej gospodarki w kierunku morza. To olbrzymia szansa dla Gdańska, Trójmiasta i całego Pomorza, którą musimy wykorzystać. Przez najbliższe dekady naprawdę można przełożyć to na olbrzymi sukces. W tej chwili dostawy węgla w większości zapewniamy od strony morza. Dostawy ropy naftowej niemal w 100 proc. są zapewniane od strony morza. Dostawy gazu w większości zapewniane są od strony morza. Za chwilę temat offshore wind, który będzie gigantycznym komponentem energetycznym i szansą oraz impulsem do rozwoju północy Polski. Dzisiaj pojawiły się publikacje dotyczące tego, że atom to też gospodarka morska. Zapadła decyzja o budowie pirsu, czyli infrastruktury portowej, kosztującej prawie miliard złotych. To też będzie realizowane na Pomorzu. Transformacja energetyczna i geograficzna z południa na północ dzieje się już dzisiaj. Nasza gospodarka zależna jest od morza. To odpowiednie miejsce i odpowiedni czas, by rozmawiać o tym, jak ten olbrzymi potencjał wykorzystywać. To wszystko trzeba spiąć w energetyczną całość i przełożyć na rozwój naszej gospodarki północy w kierunku innowacji czy rozwoju technologii wodorowych, a także rozwoju efektywności energetycznej i spięcia wszystkich źródeł energetycznych w taki sposób, by były jak najbardziej efektywne i jak najwięcej mocy oddawały w odpowiednim miejscu oraz czasie. To są największe wyzwania. Za tym stoi dalszy rozwój polskich portów i technologii, które idą za tak dużym impulsem, jak transformacja energetyczna – mówił Kowalewski.

MarWer/ua/ol/aKa

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj