Miłośnik techniki i majsterkowicz z gdańskiej Oruni przypadkowo skonstruował… nadajnik telewizyjny. Studio powstało w szopie na podwórku dzięki pomocy sąsiadów. I na ekranach pojawił się upragniony świat luksusu – zagraniczne programy i filmy, których nie można było obejrzeć w publicznej stacji lub kinie. Takie były początki telewizji Sky Orunia, która była popularna w Gdańsku na początku lat 90. ubiegłego wieku.
Każdy z mieszkańców miał szansę pojawić się na ekranie, np. uczestnicząc w festynie organizowanym przez Sky Orunię. Co dwa tygodnie odbywały się zabawy w parku przy dawnym domu kultury, które były transmitowane na żywo. Popularne były koncerty życzeń i konkursy, a ramówkę telewizyjną drukowano w lokalnych gazetach.
Początkiem końca stacji był rok 1994. W listopadzie stacja zorganizowała koncert w Hali Stoczni Gdańskiej, w czasie którego wybuchł pożar. Miesiąc później Sky Orunia dostała koncesję na nadawanie programu i nie mogła już nielegalnie emitować hitów filmowych. Zabrakło pieniędzy. Właściciel grywał nawet w kasynie, żeby częściowo wypłacić pensje pracownikom.
W audycji przewodnikiem w radiowej wycieczce śladami Sky Oruni jest Grzegorz Bryszewski, autor książki „Wróżka, biskup i kasety wideo. Telewizja Sky Orunia (1989-1996)”. Premiera wydawnictwa odbędzie się 14 listopada w Instytucie Kultury Miejskiej w Gdańsku. Swoimi wspomnieniami dzielą się także dawni pracownicy stacji Marcin Fall i Mariusz Adruszkiewicz.
Posłuchaj całej audycji:
Marzena Bakowska/ol